Reklama

Co się dzieje z Jagiellonią? Zmęczeni, bez motywacji czy w kryzysie? (WIDEO)

Kibice Jagiellonii po poniedziałkowej domowej porażce żółto-czerwonych z Zagłębiem Lubin nie kryli rozczarowania. Wiele emocji wylało się w internecie, gdzie fani wprost mówili o swoich emocjach wyrażając żal z przegranej. Dodawali, że trudno myśleć o mistrzostwie Polski skoro Duma Podlasia na swoim boisku nie jest w stanie wygrać z ekipą, która broni się przed spadkiem z Ekstraklasy. Część z nich pisała, że Jagiellonia jest w kryzysie i jeżeli sytuacja nie ulegnie poprawie to białostoczanie mogą stracić nawet miejsce na podium i nie zagrać w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.

Jagiellonia faktycznie rozczarowała. Białostoczanie grali wolno, bez polotu, przyspieszenia i nie potrafili znaleźć rytmu. Dodatkowo można było odnieść wrażenie, że z drużyny zeszło powietrze i jest nie tylko fizycznym ale i mentalnym kryzysie po tym jak odpadła z Ligi Konferencji. Jagiellonia strzeliła szybko gola i już po kwadransie gry zaczęła czekać na koniec meczu. Przynajmniej tak wyglądało to z trybun. Zagłębie nie mając nic do stracenia rzuciło się do ataku i zebrało premię swojej determinacji. Żółto-czerwoni przegrywali walkę w środku pola, a brak Leona Flacha był bardzo, ale to bardzo widoczny. Dodatkowo dziury w obronie połączone z wolniejszym i mniej agresywnym niż zazwyczaj odbiorem piłki dał gościom okazje, które wykorzystali. W tym meczu było widać jak wiele zdrowia kosztował Jagiellonię mecz z Betisem oraz, że 50 spotkań w tym sezonie pozostawiło wielki ślad. Zwłaszcza, że na ławce rezerwowych nie bardzo było po kogo sięgać. Po stracie trzeciego gola bardzo spokojny zazwyczaj Adrian Siemieniec w emocjach kopnął bandę. Takich scen w jego wykonaniu nie oglądaliśmy... 

- Jesteśmy bardzo rozczarowani tym, że nawet nie tyle co straciliśmy punkty, a przegraliśmy u siebie. I to na pewno jest duże rozczarowanie. Dlatego gratuluję Zagłębiu zwycięstwa w tym meczu. Nic już nie zmienimy. Musimy to zaakceptować i dobrze przygotować się do meczu z Koroną. Po bramce nie utrzymaliśmy intensywności, nie podkręcaliśmy tempa. Zagłębie przejęło w pewnym momencie kontrolę – oczywiście sposobem, w jaki chcieli tutaj zagrać. Czyli odbiorem piłki w środkowym sektorze i szybkim atakiem. Pomysł na ten mecz był jasno określony i z tego korzystali. I tym też stwarzali zagrożenie praktycznie przez całe spotkanie. Musimy przestać mówić o tym, co będzie na koniec, tylko skupić się na pojedynczych spotkaniach. Nie patrzeć, ile jest punktów do zdobycia, ile mamy straty, ile przewagi. To nie ma znaczenia. My mamy wygrać kolejny mecz – i to jest dla nas najważniejsze - to słowa Adriana Siemieńca z pomeczowej konferencji prasowej. 

I trudno się z tym nie zgodzić. Białostoczanie muszą odpocząć, uspokoić się i poczuć głód sukcesu, bo w lidze jeszcze nie zamknęli sobie drogi do obrony mistrzostwa. Wyścig o tytuł mistrza Polski w polskiej ekstraklasie od lat przypomina wyścig żółwi i nie inaczej jest w tym roku. Przed rokiem Jagiellonia o tej samej porze roku również miała 55 punktów, tyle, że wtedy była liderem i miała przewagę nad resztą stawki. Tytuł mistrzowski zapewniła sobie dosłownie w ostatniej kolejce: wtedy rywale prawie odrobili stratę. Co to znaczy? Że Jagiellonia również może ją odrobić. W tym sezonie te 55 punktów smakuje inaczej, bo po drodze żółto-czerwoni zaliczyli świetny sezon w europejskich pucharach i w krajowym pucharze pokazując się z naprawdę dobrej strony. Mają prawo być zmęczeni tym co osiągnęli. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia: zarówno ich jak i nasz - kibiców. Chcieć wciąż więcej - to cechuje prawdziwych sportowców i prawdziwych mistrzów. Frustracja, złość i chęć rewanżu to naturalna reakcja sportowca w takiej sytuacji jak Jagiellonia. Dlatego szanuję to co powiedział Sławomir Abramowicz, bramkarz żółto-czerwonych po tej porażce, gdy padło pytanie "co się tam wydarzyło" 

- Nie mam pojęcia, co się wydarzyło, że tego meczu nie wygraliśmy. Mam w głowie wiele myśli i szczerze mówiąc, chyba nic mądrego teraz nie powiem. Przegrywamy pierwszy mecz w domu od dłuższego czasu. Mecz, którego nie powinniśmy byli przegrać. Tyle się wydarzyło!  Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której jedenastu zawodników idzie do przodu i nikt nie myśli o defensywie. Właśnie tak straciliśmy te dwie bramki. Wydaje mi się, że mogliśmy zakończyć ten mecz już w pierwszej połowie, mieć kontrolę i spokojnie go dograć. Ale nie pierwszy raz mamy problemy w drugich połowach – brakuje nam wtedy skuteczności i wykończenia, by powiększyć przewagę. I niestety znów przegrywamy.  Jesteśmy cały czas w grze. Raków przegrał, my też przegraliśmy, ale bez względu na to, co się wydarzy w innych kolejkach – ta strata nie jest wielka. Musimy jednak przestać oglądać się na innych. Musimy zacząć wymagać przede wszystkim od siebie. przeszliśmy naprawdę wiele. I po prostu nie możemy teraz szukać wymówek. Nie przystoi nam przegrywać takich spotkań. Musimy to wziąć na klatę i iść dalej - Abramowicz mówił to w dużych emocjach. 

Czy to wystarczy? Czy trener Adrian Siemieniec znajdzie sposób, aby raz jeszcze poukładać klocki i zbudzić pozytywne emocje w szatni? Odpowiedzią będzie najbliższy mecz z Koroną Kielce. Dla Jagielloni to bardzo niewygodny rywal. Kielczanie zajmują 11 lokatę: szans na puchary nie mają, spadek im nie zagraża. Ale to nie znaczy, że o nic nie grają. 

Jagiellonia grała z Koroną dotąd 37 razy wygrywając 17 razy oraz remisując 10 razy i 10 przegrywając. W ostatnich trzech latach Jaga wygrywała czterokrotnie, raz przegrywając, a raz remisując. Żółto-czerwoni jesienią na swoim boisku pokonali kielczan 3:1. Wówczas gole strzelali Nene, Jesus Imaz i Darko Churlinov. 

Przemysław Sarosiek 

Aktualizacja: 23/04/2025 10:01
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do