Reklama

Co tam w Jagiellonii: Make Jagiellonia Great czyli przepisy na wielkość. Czy je znamy? (WIDEO)

Znacie skrót MAGA? W Stanach Zjednoczonych bije on rekordy popularności. Pochodzi od pierwszych liter zdania "Make Ameryka Great Again" czyli Ponownie Uczyńmy Amerykę Wielką. Pod tym hasłem Donald Trump efektownie wygrał kampanię wyborczą i objął fotel prezydenta USA. MAGA to obietnica odbudowy wielkości Stanów Zjednoczonych i trafia do serca każdego patrioty. A ja proponuję hasło "MJG" od angielskiego zdania: Make Jagiellonia Great. Uczyńmy Jagiellonię Wielką. To nie jest zadanie dla piłkarzy. Nie jest to też zadanie tylko dla właścicieli Jagi, jej sztabu i kadry zarządzającej. To zadanie dla wszystkich jej fanów.

Pierwsze wyjaśnienie: dlaczego nie znowu wielką jak w przypadku trumpowskiego MAGA? Bo zgadzam się z Wojciechem Strzałkowskim, że Jagiellonia właśnie w tej chwili przeżywa swoje najlepsze chwile w historii. Czy mogą być jeszcze lepsze? Z pewnością, ale w stuletniej historii żółto-czerwoni nigdy wcześniej nie grali tak efektownie w europejskich pucharach i nie byli rok po roku mistrzami Polski, a zaraz potem medalista. I to wszystko za naprawdę niewielkie pieniądze. A przynajmniej niewielkie w porównaniu do tego, czym dysponują rywale choćby tylko na krajowym podwórku. 

Budowanie drużyny "po taniości" (a przypomnę, że innych opcji nie było, bo do niedawna Jagiellonia miała więcej długów niż aktywów i zwana była klubem z segregatora) miało swoją cenę. Tą ceną była trwałość rozwiązań kadrowych. Bo tanie wypożyczenia się kończyły, zawodnicy przyjmując mniej korzystny finansowo dla siebie kontrakt zastrzegali niewielkie kwoty odstępnego, a klubu nie stać było na zapłacenie sutej pensji gwiazdom. Pozostawały zatem wypożyczenia, o których wiadomo było, że z powodu małego budżetu, nie zakończą się transferem. Dodatkowo do Jagiellonii nie chcieli przyjść ci naprawdę dobrzy piłkarze będący aktualnie na topie, bo oni oczekiwali i wysokiej pensji i równie wysokich premii za wyniki. A żółto-czerwonych stać było tylko na to drugie. Koniec. Kropka. 

Dlatego dziś kibice z drżeniem serca i złością obserwowali pogrom Jagiellonii z Widzewem (towarzyskie 1:7) i zadawali 
nerwowo pytania: kto i dlaczego pozwolił na rozpad zespołu. Bo to co obserwujemy to nie jest przebudowa. To tworzenie kompletnie nowej ekipy. Tym razem może z trochę dłuższym terminem przydatności. 

Jagiellonia Białystok na naszych oczach przechodzi rozbiórkę drużyny bijącej się o medal mistrzostw Polski i wygrywającą w Lidze Konferencji. Po utracie kluczowych zawodników, takich jak Joao Moutinho, Enzo Ebosse, Darko Czurlinow, Mateusz Skrzypczak, Jarosław Kubicki, czy Michal Sacek trudno o spokój. Łącznie z klubem pożegnało się aż dwunastu piłkarzy, z czego siedem odejść było szczególnie odczuwalnych. Te szybkie rozstania wywołały pesymistyczne nastroje u wielu fanów "Dumy Podlasia". Pojawiły się apele: wydajmy więcej pieniędzy i odbudujmy kadrę lub zatrzymajmy odchodzących. To drugie rozwiązanie okazało się ponad siły finansowe i organizacyjne. Co do wydawania pieniędzy: Jagiellonię być może stać na wydanie trochę kasy na transfery, ale do tego trzeba zwiększyć od razu budżet płac. I tak każde 2-3 miliony euro na transfer definitywny to kilkaset tysięcy euro miesięcznie więcej na wypłaty. Bo pozostali zawodnicy jeśli nie dziś to za pół roku przyjdą z większymi oczekiwaniami. Na przeinwestowaniu wyłożyło się już wiele klubów nie tylko w Polsce. Są też liczne zagraniczne przykłady. 

Poza tym - na dobry ład to Jagiellonia nie za bardzo ma gdzie trenować. I na to potrzeba pieniędzy przede wszystkim. Jak zauważył Wojciech Strzałkowski kluby budujące swoją wielką przyszłość mają kilkanaście jeżeli nie kilkadziesiąt boisk, własne szkoły z internatami dla młodych piłkarzy, własną siedzibę, klinikę, siłownię i to wszystko pod jednym adresem. O własnym stadionie na razie nie mówię bo to nie jest norma w Polsce. I nie zawsze w Europie. Jestem realistą. Za mojego życia nie doczekam się w Białymstoku Jagiellonia Arena należącego do żółto-czerwonych. Bez złudzeń panie i panowie. I na to potrzebna jest właśnie kasa tak jak i na coraz lepszych specjalistów od marketingu, promocji, mediów, własną telewizję klubową. Bo to co mamy jest fajne dlatego, że jest, ale kluby celujące w wielkość mają to na wyższym poziomie. Polityka informacyjna też zostawia co nieco do poprawy. Przesadzam? To sprawdźcie jak regularnie i systematycznie informuje klub o postępach swojej młodzieży z Akademii? Choćby o najlepszych ekipach młodzieżowych z CLJ lub o rezerwach? A to jest niezbędne do lepszej motywacji zawodników, ekip, rodziców i zbudowania całej otoczki, że Jagiellonia to miejsce, gdzie buduje się piłkarską karierę. Wtedy - i tylko wtedy - przyjdą tu młode talenty marzące aby być jak Lewandowski czy Szczęsny. To samo dotyczy jakości zarządzania Akademią, rywalizacją wśród kadry szkoleniowej młodzieży i rezerw. Nie będę wchodził w szczegóły, ale kilka wpadek Jagiellonia w tej materii zaliczyła. I to niedawno. I znowu - nie zarzucam tego, bo nie myli się kto nic nie robi. Tyle, że do wyciągnięcia wniosków i projektu MJG trzeba to na bieżąco udoskonalać. A to kosztuje. 

Jagiellonia kadrę w najwyższym kręgu zarządzania ma na wysokim poziomie. Łukasz Masłowski uchodzi za najlepszego dyrektora sportowego w Polsce, Adrianowi Siemieńcowi wróży się przyszłość na miarę trenera reprezentacji. A obaj to bardzo młodzi ludzie, którzy swoje najlepsze chwile przeżywali (i przeżywają) w Białymstoku. Dobrze zapowiada się i prezes Ziemowit Deputuła, choć jego prawdziwa próba organizacyjna jeszcze czeka. Dlatego klub nie pozostał bezczynny i szybko ruszył "na zakupy". Do tej pory Jagiellonia pozyskała sześciu nowych zawodników. Z danych oficjalnych wynika, że za Mateusza Skrzypczaka i Fadigę klub otrzymał łącznie 1,12 miliona Euro, podczas gdy na Rallisa i Vitala wydano 490 tysięcy Euro. Kobayashi dołączył do zespołu za nieujawnioną kwotę, a Prip i Cantero przyszli bezgotówkowo. Wdowik został wypożyczony z Bragi, a Drachal trafił do Jagiellonii w zamian za Fadigę. Warto zaznaczyć, że transfery odbywają się na zasadzie "jeden za jeden", z wyjątkiem Sacka, gdzie klub uznał, że ma wystarczające wsparcie w postaci Silvy i Stojinovicia.

Mimo napływu nowych twarzy wcale nie jest powiedziane, że Afimico Pululu i Sławomira Abramowicza odejdą. Nie jest też pewne czy zostaną. Klub próbuje przygotować się na każdą ewentualność. Dlatego dyrektor Łukasz Masłowski zapowiada, że to nie koniec transferów i klub planuje pozyskać jeszcze dwóch piłkarzy: środkowego pomocnika i skrzydłowego. Mają to być Europejczycy ocenieni pod kątem potencjału, a niekoniecznie z głośnym CV. Polityka transferowa Jagiellonii, która stawia na "duszenie grosza" i dbanie o finanse, może budzić mieszane uczucia. Warto pamiętać, że to właśnie taka polityka doprowadziła klub do Mistrzostwa Polski i sukcesów w Pucharach, gdzie Jaga zwyciężała z klubami, których budżety były większe nie o kilkadziesiąt procent ale niekiedy kilkaset. 

Pozostaje pytanie, jak nowa - już przebudowana - Jagiellonia poradzi sobie w nadchodzącym sezonie Ekstraklasy. Na papierze, poprzednie transfery z głośnymi nazwiskami nie zawsze się sprawdzały, a nowe nabytki budzą tyleż entuzjazmu co wątpliwości. Nie da się ukryć, że pozyskani piłkarze to sportowcy albo po przejściach albo w fazie odbudowy swojej futbolowej kariery. Ze swoich klubów odeszli nie tak jak Mateusz Skrzypczak: z sukcesem i żegnany z żalem przez fanów. W tej sytuacji znaki zapytania przy nich są zrozumiałe. Z drugiej strony

Sezon zweryfikuje, czy obcokrajowcy sprowadzani z niższych lig sprostają wyzwaniu. Ważnym aspektem jest też inwestowanie w Akademię, co w polskich realiach bywa trudne, a aktualnie zespół w dużej mierze musi polegać na zagranicznych wzmocnieniach, zamiast na wychowankach. Przed trenerem Adrianem Siemieńcem sporo pracy, aby zgrać nowy skład i utrzymać wysoką formę drużyny. Bo tylko wtedy suma potencjału da wynik sportowy równy oczekiwaniom lub nawet większy jeżeli ktoś te elementy sklei w całość. Niektóre sprawy da się zbudować w kilka dni, inne w kilka tygodni. A są i takie, które przez lata nie da się zbudować. 

Dlatego nie radzę wpadać w nerwowość, gdy Jagiellonia zaliczy falstart w lidze, przegra kolejny sparing lub wymęczy awans do kolejnej fazy Ligi Konferencji. Nie ma co się martwić, jeżeli stratę da się nadrobić, bo - jak mawia Siemieniec - budowa drużyny to proces, który trwa. Czasami buduje się jej fragment, a czasem trzeba zaczynać od fundamentów. Ilość rzeczy, które trzeba zbudować lub odbudować nie przesądza wcale o powodzeniu lub fiasku. Wartością jest jakość, a dobrym fundamentem cierpliwość. I to zarówno kibiców i sympatyków jak właścicieli. Bo tylko wtedy będzie wielki klub. 

Przemysław Sarosiek 
 

Aktualizacja: 10/07/2025 20:44
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do