Wybory zakończone, wiadomo kto będzie rządził w mieście, wiadomo też w jakim kierunku wszystko się będzie toczyć dalej. Niemniej warto też zastanowić się nad pewnymi zmianami, które w Białymstoku są coraz bardziej pożądane.
To, co pokazała dotychczasowa ekipa rządząca miastem, jest znane wszem i wobec. O ile wielu mieszkańcom Białegostoku ciągle budowa infrastruktury, zwłaszcza drogowej, pasuje, o tyle coraz więcej osób chciałby działań perspektywicznych. To one miałyby przynieść w końcu spadek bezrobocia oraz rozwój ekonomiczny i gospodarczy miasta. W kampanii najwięcej uwagi poświęcono właśnie tym sprawom. Ale konkretów w tym temacie na próżno było szukać w programie Tadeusza Truskolaskiego.
Owszem pojawiały się pomysły o stworzeniu Centrum Obsługi Inwestora. Ten zapis jest jednak niezmiennie w programie prezydenta od 2006 roku. Minęło 8 lat i zapis jak był, tak jest. O potrzebie tworzenia takiego centrum pisać nie ma sensu, podobnie jak nie ma sensu jego tworzenie. Urząd, nawet najlepszy w kraju, jeszcze nie stworzył ani jednego miejsca pracy. Zaś o wpływaniu takiego urzędu na poprawę ekonomiczną dowolnej społeczności można zapomnieć raz na zawsze. Tak samo można powiedzieć o utworzeniu Miejskiego Urzędu Pracy, bo już Powiatowy pokazał, że pracę daje, ale wyłącznie zatrudnionym w nim urzędnikom oraz osobom prowadzącym szkolenia dla bezrobotnych. Na uwagę może zasługiwać tylko powiększenie strefy inwestycyjnej.
W czasie kampanii najwięcej o gospodarce i ekonomii mówiła dwójka innych kontrkandydatów obecnego prezydenta. Był to Tomasz Szeweluk oraz Robert Żyliński. Dlatego zwróciliśmy się do nich z prośbą o komentarze. Zapytaliśmy o to co zrobiliby lub co poleciliby nowemu – staremu prezydentowi. Być może warto z tych podpowiedzi skorzystać. Bo propozycje Tadeusza Truskolaskiego nowych miejsc pracy nie stworzą, a już na pewno nie przyczynią się do spadku bezrobocia. To także ustaliliśmy w oparciu o komentarze i opinie specjalistów w tej dziedzinie życia społecznego. Wkrótce zresztą poświęcimy temu tematowi więcej miejsca.
Tomasz Szeweluk - Realizacja licznych obietnic wyborczych wymagać będzie po pierwsze środków finansowych a po drugie czasu. Z tym pierwszym chyba nie będzie większego problemu, bo przecież w budżecie miasta pozostały jakieś drobne po sprzedaży MPEC-u, a i coś z Unii Europejskiej dostaniemy by zadowolić niezadowolonych – znaczy tych, co nie głosowali. A co z czasem? A tu pojawia się problem. Nie tylko w Białymstoku ale i w innych polskich miastach, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nawet proste inwestycje infrastrukturalne prowadzone są latami. Najpierw potrzebna jest koncepcja – czyli co chcemy zrobić, po kilku miesiącach przemyśleń ustalamy cel główny przedsięwzięcia, kolejne miesiące to przygotowania do przetargu oraz sam przetarg z odwołaniami do Krajowej Izby Odwoławczej, w końcu rozstrzygnięcie przetargu, najniższa oferta wygrywa i po kilku miesiącach firma odpowiedzialna za budowę plajtuje. Skąd my to znamy? Kolejny przetarg i finał inwestycji po 5-6 latach od pierwszej koncepcji.
A jak to się ma do naszego miasta i do składanych obietnic wyborczych? Pierwszym punktem Nowego Starego Prezydenta są miejsca pracy czyli: uzbrojenie nowych terenów inwestycyjnych, w dalszej kolejności powołanie Centrum Obsługi Inwestora BOF (komponent nieinwestycyjny, realizacja – jak będą pieniądze), powiększenie powierzchni specjalnej strefy ekonomicznej, powiększenie Targowiska Miejskiego. Czyli rzeczywiste utworzenie miejsc pracy możliwe będzie za jakieś 5-6 lat. To oznacza, że w kolejnych wyborach władze również będą mogły nam obiecywać wspieranie przedsiębiorczości. Jakie to wspaniałe. A gdyby odwrócić relacje – my mieszkańcy będziemy wspierać z radością władze samorządowe z naszych podatków jak będziemy mieć pracę czyli za 5- 6 lat. No ale co my Białostoczanie będziemy robić przez te 5-6 lat, przecież musimy zapewnić naszym dzieciom podstawy egzystencji, opłacić rachunki, itd. To może na ten okres opuśćmy nasz piękny Białystok i udajmy się na wycieczkę za pracą do UK?
Szanowni Państwo, tak na poważnie, to nie tylko Białystok, ale i Polska stoi nad przepaścią demograficzną i ekonomiczną, teraz jest ostatnia szansa by się odbić od dna i wprowadzić prawdziwe zmiany. Za cztery lata nie będziemy mieć od czego się nawet odbijać. Wyjazdy za granicę w poszukiwaniu pracy nie tylko przez młodych ludzi ale i ich rodziców osłabiają ekonomicznie nasz kraj. Podatki płacone przez firmy i zatrudnionych w nich pracowników na Państwo a w tym i na wynagrodzenia urzędników, mundurowych emerytów czy rencistów w bliskiej perspektywie będą na tyle niskie, że znaczna część z nas będzie prosić o dobrowolne wsparcie materialne w miejscach publicznych. To nie jest czarny scenariusz to już się dzieje. Zadajmy sobie pytanie czy rozwój przedsiębiorczości przez wieloletnie inwestycje to pożądany kierunek, a może są inne rozwiązania, które zadziałają szybciej?
Robert Żyliński - Podzieliłbym decyzje na organizacyjne i finansowe. W kampanii na ustach wszystkich kandydatów była gospodarka, walka z bezrobociem, pozyskiwanie nowych inwestycji. Tu wszyscy byli zgodni, że z tym tematami jest źle w naszym mieście. Może wiec warto, aby pierwszy zastępca prezydenta ( o ile nie sam prezydent) w ramach swych kompetencji odpowiadał tylko za sprawy związane z gospodarką?
Ja oczywiście prezydenturę rozpocząłbym od spotkań z przedsiębiorcami, a pierwszą wizytę gospodarczą odbyłbym na Białoruś. Zamiast doradców politycznych warto byłoby otoczyć się ekspertami od gospodarki. Moim zdaniem konieczne jest też nowe otwarcie funkcjonowania rad gospodarczych przy prezydencie. Trzeba uczynić je ciałami doradczymi i kontrolującymi, a nie biernymi odbiorcami sprawozdań o podjętych już decyzjach.
Aspekt finansowy jest znacznie trudniejszy. Przed prezydentem stoi wyzwanie zakończenia (w tym rozliczenia) rozpoczętych inwestycji i okiełznanie zadłużenia. Dlatego maksymalnie proinwestycyjnie należy wykorzystać fundusze w ramach ZIT. Dzisiaj mamy nowego prezydenta, a z kampanii niech pozostaną w pamięci tylko dobre pomysły poszczególnych kandydatów. Wszystkie stały się publiczne. Tak więc są jak najbardziej do wykorzystania. Mam nadzieję, że Pan prezydent pochyli się jeszcze raz nad budżetem BOF i skorzysta z uwag jakie do niego wnosiłem. To bardzo ważne aby tak duże pieniądze ( 85 mln euro) zainwestować z rozsądkiem.
A ja słyszałem, że zielony jest tak na prawdę czerwony...
A kto to jest ten Szeweluk? Słyszałem, że już nawet nie znają go w KNP...