Reklama

Dzikie Bieszczady



Kiedy byłem mały, co najmniej kilka razy w roku słyszałem, że dzieci z Bieszczad potrzebują zabawek, jedzenia i książek i kilkanaście razy, że znów zasypało Wołosate. Pan Józef, który był w Ustrzykach w interesach opowiadał, że w pociągu kazali mu leżeć, bo Ukraińcy wciąż jeszcze strzelają.

15 lat temu sam wreszcie ruszyłem w Bieszczady. W drodze autostopem do Górzanki spotkałem chyba wszystko oprócz asfaltu: płynące z gór potoki, przepusty betonowe, brody, zające, sarny i starzy drwale z włochatymi torsami, którzy wstrzymywali auta toporkiem, prosząc o papierosa. W Górzance były już fragmenty bitej drogi i wartki potok obok. Rosły ksiądz Kazik budował most do drewnianej cerkiewki i opowiadał o nietoperzach w zakrystii, o ikonie, na której po odkurzeniu odsłoniła się lewa pierś Marii Magdaleny (jedyne takie przedstawienie na świecie!), o dębie, który 400 lat temu wyrósł na górzańskim cmentarzu (jedyny dąb w Bieszczadach!) o tym, że po śmierci miejscowego geodety nie ma czwartego do brydża, który potrafiłby licytować systemem austro – węgierskim, że od czterech lat nikt w Górzance nie umarł, a że proboszcz dorodny a parafianki jeszcze bardziej, to mają najwyższy przyrost naturalny w Bieszczadach.

Potem zjadłem obiad u pana Stanisława Łosia. I nawet dostałem rachunek (to była trochę firmowa podróż). Rachunkiem była kartka z zeszytu, na której pan Stanisław nabazgrał ołówkiem: „Łoś wziął 27 zł”

Idąc na Wielki Dział czytałem sobie książkę na pięknych łąkach Przełęczy Wyżniańskiej. Na szlaku przez obie Rawki, aż po Ustrzyki Górne nie spotkałem żadnego człowieka. A w Ustrzykach było tylko wilgotne i ponure schronisko Kremenaros i jakieś obiekty PTTK na drugim końcu.

Najbliższa poczta była w Wetlinie. Żeby złożyć mamie życzenia, musiałem zamawiać międzymiastową i głośno drzeć się do słuchawki, tłumacząc, kto dzwoni. Pod sklepami przesiadywali brodaci alkoholicy, którzy za bełta opowiadali gawędę o spotkaniu niedźwiedzia, o nieumyślnym nadepnięciu na śpiącego dzika, o tym, jak wracając z karczmy zasypiali na bieszczadzkiej obwodnicy i dopiero nad ranem budził ich wżynający się w plecy lemiesz odśnieżarki.

Dziś w Ustrzykach są dwa luksusowe hoteliki, a wszyscy pozostali gospodarze wynajmują turystom domy, domki, pokoje, garaże i chlewiki, ksiądz wynajmuje plebanię, sklepikarz – stryszek, PTTK skrawki ziemi na kempingu. I wciąż nie ma miejsc. Rozległa łka na Przełęczy Wyżniańskiej nie mieści setek aut szukających parkingu, więc zaczęto parkować w lesie.

Na Wielki Dział nawet w burzowe dni wspina się tłum turystów, a pan Łoś dorobił się restauracji z prawdziwego zdarzenia. Nietoperze z Górzanki zaobrączkowano, skatalogowano i włączono do szlaku „Ostoja Bieszczadzkich nietoperzy”, a alkoholicy spod sklepów mają swoje fotosy w galerii „Siekierezada”. Zyskali sobie dumne miano bieszczadników. Wielkomiejskiej rodziny z dziećmi z nieukrywaną fascynacją oglądają obrzmiałe od alkoholu twarze dzielnych mieszkańców połonin. Wołosatego nie zasypuje już nic, poza masami turystów, którym nie wystarcza już parking z napisem „Ostatni na szlaku”. Ja ostatnim parkingiem, jest ostatniejszy i kolejne dwa jeszcze bardziej ostatnie, a na nich okulary, kapelusze, rzemyki, kolorowa glutowata masa, plastikowy onyks dla Koziorożca, chalcedon dla Strzelca, magnesy na lodówkę, klapki, wachlarze i wciąż ten sam stary przewodnik pod tytułem: „Dzikie Bieszczady”.

Cerkiewka w Górzance zamknięta była kratą. Wokół mnóstwo tablic, opisów i szlaków. Tylko wiatr na kopułkami hulał tak samo, ledwie mierzwi koronę czterechsetletniego dębu i wstążki wieńców na nowych mogiłach. Przy mostku, który budował ksiądz Kazik, zatrzymał się wielki SUV. Czteroosobowy zestaw 2+2 zerknął do mapy a potem palcami zaczęli pokazywać świątynie. Obeszli ja dookoła, zajrzeli przez kratę i za chwilę wielki SUV roztopił się w kurzu bieszczadzkiej drogi.

Miejscowa baba, wyznała mi trochę szeptem i trochę nieufnie, że księdza Kazika wysłano za karę za Ural, bo... Tego już nie chciała mi powiedzieć. Zostałem sam. Przed mostkiem zatrzymał się kolejny SUV. A moje myśli odpłynęły do księdza Kazika, za Ural, bo pewnie tam są teraz tamte dzikie Bieszczady.

(Krzysztof Szubzda/ Foto: Flickr.com/ Leszek.Leszczynski)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do