Reklama

Jagiellonia - co się dzieje? Smutki i radości po Górniku (WIDEO)

Po remisie z Górnikiem Zabrze Jagiellonia nie obroni już tytułu mistrza Polski sprzed roku. Co ciekawe - ta informacja wcale nie wywołała żałoby wśród kibiców żółto-czerwonych. Co prawda nie ucieszyła ich ona, ale wszyscy są skoncentrowani na tym, czy Duma Podlasia obroni miejsce na podium i zakwalifikuje się do europejskich pucharów. Dowodem, że tak jest informacja ogłoszona przez klub, że 8 dni przed meczem z Pogonią wszystkie bilety zostały już sprzedane! Na Chorten Arenie zasiądzie komplet widzów!


We wtorek klub z Jurowieckiej ogłosił, że "Koniec! Stadion na ostatni mecz tego sezonu, czyli #JAGPOG jest już WYPRZEDANY!" dodając, że ostatnia szansa na zakup dodatkowych biletów pojawi się 14 maja, gdy do sprzedaży trafią nieopłacone rezerwacje oraz niewykorzystane bilety sponsorskie. 

Domowy remis Jagiellonii z Górnikiem Zabrze zamiast wszystko wyjaśnić namieszał w głowach fanów. Z jednej strony ogromne rozczarowanie, które wyrażali po kolei wszyscy: trener Adrian Siemieniec, zawodnicy (Miki Villar, Jesus Imaz, Mateusz Skrzypczak) i kibice. Żółto-czerwoni dominowali, pokazywali swoje możliwości i momentami wręcz stłamsili rywali z Zabrza. Dodatkowo nikt nie może zarzucić im braku ambicji, woli zwycięstwa i walki. Czyli odwrót od kryzysu i krok w kierunku normalności. Z drugiej strony... to co dokazywali Jagiellończycy pod bramką Górnika trudno nazwać problemem. To była momentami nieudolność! Dodatkowo widać było, że część graczy myślami jest już przy następnym sezonie i myśli kim też będzie nowy pracodawca. Z trzeciej strony zaś: duży respekt okazywany kibicom, którzy kolejny raz wypełnili po brzegi stadion tworząc kolejną imponującą oprawę. Fantastyczny doping i świetna atmosfera na meczu. No i powiedzcie jednoznacznie w jakiej sytuacji jest Jagiellonia? 

Ten mecz miał wiele ładnych momentów: gol Oskara Pietuszewskiego, który pierwszy raz wpisał się na listę strzelców ekstraklasy i dołączył do krótkiej listy 16-latków, którzy mogą to sobie wpisać w CV. Dodatkowo ten sam Pietuszewski znalazł się w najlepszej jedenastce 31. kolejki PKO BP Ekstraklasy! Pięknie, nieprawdaż. 

Z drugiej strony totalna niemoc Jesusa Imaza, Lamine Diaby-Fadigi i Afimico Pululu pod bramką rywala, wyglądająca na celową żółta kartka Joao Moutinho, który w ten sposób załatwił sobie pauzę w meczu przeciw Rakowowi Częstochowa, który prawdopodobnie będzie jego pracodawcą. No i kolejne błędy sędziowskie, które pozbawiają Jagiellonii bramkowych okazji. Do tego widoczne z upływem meczu narastający brak radości z gry niemal u całej drużyny i coraz bardziej widoczny brak cierpliwości trenera Adriana Siemieńca. No i ławka rezerwowych, z której nie ma w zasadzie kogo wysłać na boisko, żeby wzmocnić słabnącą drużynę. 

To chyba wszystkie akcenty tego meczu z Górnikiem Zabrze. Za wcześnie pytać o to jaki to prognostyk przed sobotnim meczem z Rakowem Częstochowa, bo w Białymstoku przez kilka dni wiele się może zmienić. Na przykład obraz może obrócić kolejna kontuzja lub powrót do zdrowia któregoś z kluczowych graczy. Albo kolejna porcja transferowych spekulacji z graczami Jagiellonii w roli głównej. Nic dziwnego, że Siemieńca może od tego wszystkiego boleć głowa. 

- Takie rzeczy się zdarzają trenerowi i drużynie. Piłkarze, którzy dzisiaj nie strzelili, zdobywali wcześniej dla tego klubu ważne gole. Na przykład Jesus, który miał dziś swoje sytuacje, a wcześniej strzelił mnóstwo ważnych goli dla Jagiellonii. Dzięki temu Jagiellonia została mistrzem Polski, dotarła do takiego momentu w Europie. Nie można o tym zapominać i wieszać psów na piłkarzach tylko dlatego, że dziś nie strzelili. Zrobili wszystko, co mogli. Nie wpadało. Będziemy się zastanawiać, dlaczego, ale na pewno nie mogę powiedzieć im dziś, że nie chcieli. To dla mnie budujące. Na tym powinniśmy budować, żeby ta końcówka sezonu była dla nas optymistyczna. Biorąc pod uwagę terminarz, mamy jeszcze trzy mecze, w tym ostatni u siebie – wszystko przed nami - mówił Siemieniec na pomeczowej konferencji. 

I dodał jeszcze co go martwi: 

- Martwi, że Górnik nie musiał zrobić wiele, żeby strzelić nam gola. Jedna kontra, jeden faul, jeden stały fragment i 1:1. Natomiast my musieliśmy się bardzo napracować, żeby tworzyć sytuacje i szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy, przez co nie wygrywamy tego meczu. Nie ma tu więcej teorii, bo to był dobry mecz w naszym wykonaniu. Intensywny, z wieloma okazjami i byliśmy bardzo groźni przez cały mecz i dobrze kontrolowaliśmy momenty straty piłki. Widziałem poprawę w naszej grze, utrzymywaliśmy intensywność grania, byliśmy groźni, było widać, że idziemy do przodu. Ten mecz był sygnałem, że ta końcówka sezonu może być dla nas naprawdę dobra. Ocenimy to na koniec, może to ma być tak, że w kolejnych trzech meczach nie będziemy tworzyli wielu sytuacji, a będziemy skuteczni?  - powiedział szkoleniowiec. 

Nie inaczej mówili też piłkarze, którzy nie kryli wkurzenia i irytacji. 

- Jestem zły. Wykreowaliśmy sobie wiele okazji, nie wykorzystaliśmy ich. To trudne do zaakceptowania. Nie możemy jednak zwieszać głów, trzeba iść dalej. W meczu z Radomiakiem wykorzystaliśmy każdą z naszych okazji. Dzisiaj tego zabrakło. Kończy się na remisie 1:1. Teraz trzeba już skupić się na przyszłości. Czeka nas jeszcze kilka meczów z dobrymi rywalami - mówił Miki Villar.

Z kolei Mateusz Skrzypczak był wściekły nie tylko na nieskuteczną linię ofensywną ale miał wiele samokrytycyzmu. 

- Nie zwalajmy wszystkiego na zawodników ofensywnych. Dzisiaj na przykład ja miałem sytuacje, którą powinienem wykorzystać. Wszyscy weźmy odpowiedzialność za zdobywanie bramek. Wiadomo, że gracze ofensywni częściej dochodzą do okazji, to naturalne. Musimy po prostu strzelać gole. Kolokwialnie mówiąc "zmiażdżyliśmy" Górnika, zwłaszcza w pierwszej połowie. Jest w nas wielka złość i ogromnie szkoda, że nie zamknęliśmy tego meczu w 20. minucie. Byliśmy dzisiaj nieskuteczni. Zabrakło nam tylko i aż tyle. Jestem bardzo zdenerwowany i zły - mówił białostocki obrońca. 

Ciekawie mecz podsumował jeden ze starszych kibiców opuszczający stadion przy ulicy Słonecznej. Z jego opinią z pewnością zgodzi się naprawdę wielu sympatyków żółto-czerwonych. 

- Pamiętam jeszcze czas, kiedy ta drużyna broniła się przed spadkiem, a remis z Górnikiem Zabrze przyjęlibyśmy z zadowoleniem. Przeszliśmy wielką drogę nie mając zbyt dobrych butów, a i tak zdobyliśmy mistrzostwo i pokazaliśmy się w Europie. Mam nadzieję, że młodzież na trybunach będzie pamiętała, że Jagiellonia zamiast walczyć o mistrza Polski broni trzeciego miejsca dlatego, że postawiła sobie samej wysoko poprzeczkę. I pewnie, że żal że nie gramy o najwyższą stawkę, ale ta stawka, o którą my gramy to i tak więcej niż dwa lata temu mogliśmy się spodziewać - podsumował kibic. 

Przemysław Sarosiek

Aktualizacja: 07/05/2025 07:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do