Reklama

Jagiellonia po Widzewie: szalona końcówka, spokój Siemieńca, dziadek Imaz i klasa dla kibiców

Dawno, oj dawno nie widziałem tak szalonego meczu w wykonaniu Jagiellonii Białystok. Ekipa żółto-czerwonych (w niedzielę w fioletach) pokazała pazur i charakter. I jeżeli trener Adrian Siemieniec szukał meczu założycielskiego dla swojego nowego zespołu to ten z pewnością się do tego nadaje. Jagiellonia zaczęła fantastycznie od 1:0 w 3 minucie i gola strzelił debiutant Dawid Drachal, który pierwszy raz zagrał w podstawowym składzie! Potem białostoczanie spuścili z tonu, a na boisku dominował Widzew Łódź i wyszedł na prowadzenie 2:1. Ale koniec wieńczył dzieło: Jaga zadała piorunujące ciosy.

Użyła broni rywali, którą oni stosowali wobec niej i agresywny pressing dał im dwa gole. Najpierw na 2:2 Jesusa Imaza (2 asysty i gol zamknęły usta tym, którzy wymawiali mu słuszny wiek i pisali, że się skończył), a potem - już w doliczonym czasie gry - szalona końcówka Afimico Pululu. 

Ta niedziela to był Siemieniec time. Trener odebrał hołdy od kibiców i nawet zaliczył sprint w ostatniej minucie gry po tym jak Pulu (jak nazywają go koledzy w szatni) strzelił bramkę. 

- Wystartowałem i choć zazwyczaj mam dwa biegi: wolny i bardzo wolny to ruszyłem z wszystkimi. Po paru krokach poczułem, że mięśnie ostrzegają że zaraz się zerwą więc zwolniłem. Ale dotarłem na czas żeby się cieszyć z wszystkimi - mówił ze śmiechem Siemieniec na konferencji. 

Szkoleniowiec - jak zawsze - był opanowany. I tak jak nie popadał w negatywne emocje po 0:4 z Termalicą tak samo spokojnie i z dystansem odpowiadał na pytania po 3:2 z Widzewem. Ewidentnie młody trener Jagiellonii jest źródłem pozytywnych emocji w złych chwilach i tonuje hurraoptymizm po sukcesach. Dlatego spokojnie tłumaczył, że jest wiele niedoskonałości z grze Dumy Podlasia i potrzeba jeszcze dużo pracy. Nie dodał, że efekty pracy już widać. I choć faktycznie wiele brakuje, bo Jagiellonia w niedzielę miała różne fazy: od gry wywołującej brawa na stojąco po łapanie się za głowę z frustracji. Jedno wątpliwości nie ulega: Łukasz Masłowski i Adrian Siemieniec mają materiał na stworzenie znacznie lepszej ekipy niż te historyczne - z poprzednich sezonów. I co jeszcze ważniejsze: ten nowy zespół ma przed sobą przyszłość. Przede wszystkim - na co zwrócił uwagę Siemieniec - to bardzo młoda ekipa głodnych wilków, którzy chcą zrobić piłkarską karierę i podbić świat. No i równie istotne: tym razem większość z nich związana jest z Jagiellonią dłuższymi umowami. 

I nie, nie jest to optymizm wywołany ostatnimi minutami i happy-endem. Jagiellonia długimi minutami grała topornie zarówno w Novim Pazarze jak i w Białymstoku. Tyle, że tych minut jest coraz mniej w porównaniu do sparingów czy inauguracji z Termaliką. Postęp widoczny jest nie tylko w wyniku sportowym. I trochę dziwią mnie komentarze części kibiców i dziennikarzy kręcących nosem na styl Jagi. A jaki ma być? Zespół jest w etapie budowy i niestety dzieje się ona na początku sezonu. Można się oczywiście wkurzać i pytać czy nie można było zrobić tego wcześniej, ale z drugiej strony zbudujcie coś z niczego. Klub z Jurowieckiej nie szastał pieniędzmi, nie przepłacał i dopiero teraz zaczynają do nas docierać informacje jak wiele rozmów i odmów miał na koncie dyrektor Masłowski zanim otrzymaliśmy dzisiejszą Jagiellonię. 

Jagiellonia razi chaosem w obronie, dużą ilością niecelnych podań, ale... popatrzcie na statystki. Nie jestem fanem oceny gry na podstawie suchych zestawień, ale pokazują one że nasze wrażenie (subiektywne przecież) jest gorsze niż zestawienia analityków. Jaga miała przewagę w posiadaniu piłki (59-41), podaniach (439-314) i celności podań (82-77). I Abramowicz wcale nie wypadał tak źle skoro celnych strzałów na bramkę było siedem, a wpadły dwa.

No dobra: mógł zrobić więcej przy utracie gola (zwłaszcza drugiego), ale ciągle daje pewność w tyłach. Wątpicie? To pomyślcie o tym o Gikiewicza i o tym jak Widzew stracił trzecią bramkę. Ktoś pamięta Abramowicza w takiej roli? Ja nie!

Naprawdę wiele obiecuję sobie po kudłatym Amerykaninie: Azielu Jacksonie. Gość więcej czasu spędził z kolegami w podróży niż na treningu, ma za sobą męczącą podróż z USA, ale wszedł na boisku i zasiał wiatr. Wiem, że w ekipie Siemieńca ofensywni gracze też mają obowiązki w defensywie i powinni wracać pod bramkę, ale pozytywne wariactwo AZ, jego chęć do gry, pomysłowość i udział przy drugiej bramce budzi szacunek. To może być ten ktoś, kogo nam od czasów odejścia Nene brakuje. 

No i Jesus Imaz: nestor drużyny, którego już kładliśmy do piłkarskiego grobu (tak, tak - ja też). W Novim Pazarze błysnął i zaliczył asystę. Przeciw Widzewowi - mimo strat - kapitalny! Pierwszy gol to w zasadzie jego dzieło, bo był zamieszany w wielu aspektach. Druga bramka jego autorstwa po podaniu Bernardo Vitala również kapitalna. No i trzeci gol: dziadek Imaz w końcowych sekundach meczu naciska Żyro, odbiera mu piłkę i wystawia dla Afimico Pululu. Czego chcieć więcej od kapitana (zastąpił w tej roli Tarasa Romanczuka)? 

I rzecz najważniejsza: kibice. Od dawna krzyczą, że "Jaga to My!" podkreślając, że zmieniają się właściciele, prezesi, działacze, trenerzy i piłkarze a żółto-czerwone towarzystwo na trybunach trzyma się razem. Choć i tu mamy sztafetę pokoleń. Rzecz w tym, że to co wyprawiali w ostatnim sezonie budzi ogromny szacunek. Kreatywnością opraw, dopingiem, podążaniem za swoim klubem po całej Polsce i Europie demonstrują o wiele więcej niż opisy. Nic dziwnego, że zaliczają się do krajowej czołówki. Że nie są grzeczni? A zna ktoś kibiców, którzy są? Jak w stand-up: przekleństwa i czupurność jest przewidziana w konwencji. Śledząc Jagę od ponad 30 lat jako dziennikarz, działacz, sędzia stwierdzam, że przez czarne czasy upadku i kryzysów klub przeprowadzili głównie kibice. Niezależnie od tego, że w ich gronie zdarzają się różni ludzie (często na bakier z prawem) to jako grupa przechowują tradycję Jagiellonii i niosą drużynie i klubowi pomoc, kiedy faktycznie jest pod wiatr i pod górę. Nie przesadzam pisząc, że Siemieniec ma rację twierdząc, że dopóki liczba fanów bezwarunkowo kochających klub będzie rosła to Jagiellonia przetrwa każdy kryzys. 

A co mówili po meczu bohaterowie tego meczu? Jak ocenili ten mecz bohaterowie tego spotkania? Zebraliśmy dla Was najciekawsze wypowiedzi prosto po końcowym gwizdku!

Zeljko Sopić (trener Widzewa): Pomogliśmy dziś Jagielloni zgarnąć trzy punkty. Ciężko powiedzieć, że był to dobry mecz, bo początek był w naszym wykonaniu słaby. Od 25 minuty graliśmy dużo lepiej, no ale w końcówce pozwoliliśmy rywalowi na wszystko. Popełniliśmy dziecięce błędy. Można wskazać, kto zawinił, nie robię tego na konferencjach prasowych. Takie rzeczy wolę rozpatrywać w szatni. Powiem tylko: nie możemy dopuszczać do takich sytuacji. Ten mecz jest teraz oceniany przez pryzmat tego, że wydarzyło się w ostatnich minutach i tego, że doszło do tego w takich a nie innych okolicznościach. Wszyscy na stadionie widzieliśmy, że to my daliśmy dziś Jagiellonii trzy punkty.

Adrian Siemieniec (trener Jagiellonii): Gratuluję drużynie tego zwycięstwa. Ale dziękuję także kibicom, bo w pierwszej kolejce zagraliśmy słabo. Tymczasem kibice byli z nami dziś w dużej ilości. Mam wrażenie, że powiększa się liczba osób, która kocha tę drużynę i ten klub bezwarunkowo  Chciałbym, żeby taki trend się utrzymał i bardzo to szanujemy. Pewnie przegramy jeszcze jakieś mecze na tym stadionie, ale zawsze będziemy chcieli grać do końca. Dziś nie byliśmy idealni, było dużo słabszych momentów w grze. Potrzebujemy czasu, żeby to poprawić. Musimy to robić, bo co chwilę dochodzą do nas nowi piłkarze, których musimy wkomponować. 

Dawid Drachal: Wiedziałem, że i Jagiellonia i Widzew grają ofensywnie i trzeba się spodziewać wielu bramek, ale takiego scenariusza meczu się nie spodziewałem. Pod koniec meczu marzyliśmy o tym, żeby zdobyć chociaż punkt. Bramka Imaza padła późno i naprawdę ciężko było myśleć, że jeszcze to wygramy, ale gol Jesusa dodał nam skrzydeł. Walczyliśmy do końca i to się ostatecznie opłaciło. Mieliśmy za sobą bardzo długą podróż z Serbii i pod tym względem trzeba było wygrać ze słabością. Ale jesteśmy profesjonalnymi zawodnikami i musimy sobie z tym radzić. Do zwycięstwa nad Widzewem ponieśli nas kibice. Trochę miałem z tyłu głowy tę naszą porażkę z Widzewem aż 1:7 w Opalenicy. Ale w szatni mówiliśmy, że tamten mecz to przeszłość. Wygraliśmy 3:2 i tego meczu długo nie zapomnimy. Dla mnie to pierwsza domowa bramka i zapamiętam ją na długo dzięki kibicom.

Jesus Imaz: Jestem bardzo zadowolony, kocham Jagiellonię i dla mnie każdy mecz jest bardzo ważny. Zmęczenie po meczu w Serbii? Pewnie, że było ciężko, ale ja kocham grać i zawsze czekam na kolejny mecz. To był wspaniały dzień. Nie myślę o klubie 100 (klub zdobywców 100 bramek w ekstraklasie). Mam strzelać gole dla drużyny, podawać i wiem, że to się zdarzy. Najważniejsze, że wygraliśmy. 

Przemysław Sarosiek 

-

Aktualizacja: 28/07/2025 14:32
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do