Reklama

Jagiellonia w Gdańsku: tak blisko, tak daleko

Jagiellonia wreszcie przerwała serię porażek w Gdańsku z meczach z Lechią. Mimo to wraca znad morza ogromnie rozczarowana: sekundy dzieliły ją od wygranej, prowadziła już dwoma bramkami (3:1). Na domiar złego żółto-czerwoni powinni strzelić czwartego gola, którego nie zdobyli w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Nic dziwnego, że zwykle spokojny trener Ireneusz Mamrot po meczu nie krył emocji.

A sytuacja faktycznie była niecodzienna: białostoczanie prowadzili 3:2 i groźnie kontrowali zdesperowanych rywali. W 71 minucie Taras Romanczuk podał do Arvidasa Novikovasa, który sam na sam z Dusanem Kuciakiem potężnie trafił go piłką. Golkiper Lechii padł na wznak machając rozpaczliwie rękoma, że nie jest w stanie kontynuować grę. Piłka przeleciała kilka metrów i około 30 metrów przed bramką przejął ją Piotr Wlazły i lobem posłał do pustej bramki. Kiedy futbolówka szybowała do bramki sędzia Łukasz Szczech przerwał grę. Protesty jagiellończyków niewiele dały, a arbiter był w prawie: przy kontuzji bramkarza nie można kontynuować gry. Wznowić ją jednak kazał rzutem wolnym za faul na Ćernychu (przewinienie nastąpiło chwilę przed strzałem Wlazły i gwizdkiem Szczecha).

- O sytuację z nieuznaną bramką najlepiej zapytać sędziego. O ile orientuję się w przepisach, to sędzia ma prawi przerwać mecz w momencie, w którym bramkarz leży na boisku kontuzjowany i nie może kontynuować gry. Kontrowersją jest to, że zagwizdał akurat w momencie, kiedy piłka zmierzała do bramki. Będąc jednak obiektywnym sędzia mógł to tak zinterpretować - mówił wyraźnie zirytowany szkoleniowiec Jagi.

To nie jedyna rzecz, o którą żółto-czerwoni mogą mieć do siebie pretensje: nie tylko roztrwonili przewagę, ale jeszcze pozwolili sobie strzelać wyjątkowo głupie bramki. Jedna z nich padła w ostatnich sekundach spotkania po jednym z wielu błędów w kryciu.

Pierwszy gol padł już w 11 minucie, kiedy Błażej Augustyn mimo asysty dwóch graczy Jagi głową pokonał Damiana Węglarza. Inna rzecz, że mecz w Gdańsku to nie był najlepszy występ młodego golkipera Jagiellonii. Na szczęście w paru innych okazjach celowniki Marco Paixão i jego brata Flavio były rozregulowane. W 24 minucie szczęście uśmiechnęło się do żółto-czerwonych: po dośrodkowaniu Ćernycha Cilliana Sheridana próbował uprzedzić Augustyn. Zrobił to na tyle nieporadnie, że wyprzedził zarówno Irlandczyka jak i swojego bramkarza kierując piłkę do własnej bramki. Chwilę później błysnął Martina Pospíšila, który bardzo ładnie zagrał w pole karne do wbiegającego Przemysława Frankowskiego. Ten z pierwszej piłki posłał loba nad wybiegającym Kuciakiem i było 2:1. Tuż po rozpoczęciu II połowy Jaga zdobyła trzeciego gola: Franowski przedryblował graczy Lechii, podał do Ćernycha, który w polu karnym precyzyjnym strzałem pokonał Kuciaka. Prowadząc Jaga zwolniła tempo gry, co skrzętnie wykorzystali gospodarze. W  59. minucie po zagraniu Baldé Marco Paixão mimo asysty białostockich obrońców skierował piłkę z kilku metrów do bramki. Potem nastąpiła nieszczęsna 71 minuta, kiedy to Novikovas powinien był już pierwszym strzałem dobić Lechię, a skończyło się na rzucie wolnym. Notabene niewiele brakowało a strzał z tego właśnie rzutu przyniósłby Jadze czwartą bramkę: Łukasz Sekulski po precyzyjnym technicznym uderzeniu posłał jednak w to samo miejsce, gdzie intuicyjnie wyskoczył golkiper Lechii. W końcówce Damian Węglarz najpierw uratował białostoczan broniąc z bliskiej odległości strzał Baldé. W doliczonym czasie gry nie miał jednak wiele do powiedzenia przy główce zupełnie nie pilnowanego Marco Paixão.

- Gdyby "Ara" skończył strzałem akcję, to nie doszłoby do kontrowersji. W samej końcówce nie potrafiliśmy zagrozić bramce Lechii i to samo powiedziałem po spotkaniu. Prostopadłymi podaniami próbowaliśmy uruchomić jakąś akcję, ale były one za mocne i zabrakło nam utrzymania się przy piłce, pogrania nią dłużej i wybicia Lechii z rytmu. Bezpośrednio po meczu to samo powiedziałem drużynie - podsumował Mamrot.

Po tym remisie Jagiellonia zajmuje 6. lokatę w tabeli z 3 punktami straty do liderującego Lecha Poznań.

Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 3:3 (1:2). Bramki: Błażej Augustyn 11, Marco Paixão 59, 90 - Błażej Augustyn 24-samobój, Przemysław Frankowski 29, Fedor Černych 49. Żółte kartki: João Nunes, Sławczew, Kuciak (Lechia), Wlazło, Novikovas (Jagiellonia). Sędziował: Łukasz Szczech (Warszawa).

Lechia: Kuciak - Miloš, Wojtkowiak, Augustyn, Wawrzyniak - Flavio Paixão (52 Baldé), Nunes (52 Oliveira), Sławczew, Krasić (70 Lipski), Wolski - Marco Paixão.

Jagiellonia: Węglarz - Grzyb, Mitrović, Guti, Tomasik - Frankowski (89 Świderski), Wlazło, Romanczuk, Pospíšil (69 Novikovas), Černych - Sheridan (67 Sekulski).

(Adam Remy/ Foto: pixabay.com/ football)

 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do