
To był wspaniały wieczór na białostockim Stadionie Miejskim. W żółto-czerwonych derby Jagiellonia rozgromiła Koronę Kielce 4:1 i powróciła na fotel lidera ekstraklasy wykorzystując nieoczekiwaną porażkę Lechii Gdańsk w Chorzowie. Okazała wygrana uszczęśliwiła kibiców, choć występ gospodarzy trudno uznać za wyjątkowo dobry. Jagiellonia grała nieco lepiej niż przeciętnie ale za to wyjątkowo skutecznie: z sześciu strzałów w światło bramki Korony cztery znalazło się w siatce.
Mecz zaczął się fatalnie dla gospodarzy - już w 14 munucie Iljan Mincanski, który wykorzystał błąd Mariana Kelemana. Do 24 minuty niewiele wskazywało, że jagiellończykom uda się odrobić stratę, ale w 24 minucie po podaniu po podaniu Ciliana Sheridana Przemysław Frankowski ograł Borjana i wyrównał. Irlandczyk w sobotę był zresztą jednym z jaśniejszych punktów w Jagiellonii. Dogrywał, strzelał, odbierał piłkę i był niemal wsziędzie. W 34 minucie zaliczył współudział przy bramce na 2:1. Po jego strzale piłka trafiła w słupek, plecy golkipera Korony i wylądowała w bramce gości. Końcówka I połowy to coraz barsziej płynna gra białostoczan, którzy mieli kilka szans na podwyższenie wyniku.
A po przerwie znowu przez kwadrans z boiska wiało nudą, a groźniej poczynali sobie goście. Potem jednak powoli inicjatywę zaczęli przejmować żółto-czerwoni, którzy w 70 minucie podwyższyli na 3:1. Sędzia zastosował korzyść po faulu na Vassiljevie, wykorzystał to Fedor Cernych, który wpakował piłkę do bramki. Końcówka meczu należała do miejscowych, którzy przycisnęli i w doliczonym czasie gry ponownie Cernych wpisał się na listę strzelców
To co martwi to ponownie średnia frekwencja na sobotnim meczu. Na spotkanie z Koroną wybrało się 9554 widzów. Jesienią mecza Jagi oglądało po kilkanaście tysięcy ludzi, a frewkencja rzadko spadała poniżej 10 000 widzów.
Po meczu Michał Probierz zdementował plotki o swoich przenosinach do Turcji.
- W czerwcu jadę tam na wakacje, ale to dla mnie bardzo dziwna sytuacja, że takie informacje wyciekły z prywatnego biura podróży. Co do spotkania, to źle weszliśmy w mecz. Może prócz sytuacji, którą na początku miał Fiodor Cernych. Później w nasze poczynania wkradła się duża nerwowość. Wynik z Chorzowa sprawił, że za bardzo chcieliśmy. Później spełnił się najgorszy scenariusz, a więc strata bramki. Kolejny My jesteśmy jedynie takim kopciuszkiem, który może uszczknąć sobie kawałek ciasta. Faworytów jest trzech Legia, Lech i Lechia. My będziemy walczyć do końca, ale te zespoły mają na sobie dużą presję, co teraz widać. Wygrać z Lechem będzie niezwykle ciężko. Na dziś to oni są głównymi pretendentami do tytułu jednak pokazaliśmy klasę odrabiając stratę i wygrywając mecz. To bardzo istotne, że potrafimy się podnieść - powiedział szkoleniowiec Jagiellonii.
Jagiellonia Białystok - Korona Kielce 4:1 (2:1). Bramki: Frankowski (24), Borjan (34-samobój), Černych 70, 90+2. – Micanski 14. Żółte kartki: Sheridan (Jagiellonia) – Micanski, Żubrowski, Gabovs (Korona). Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Jagiellonia Białystok: Kelemen – Burliga, Runje, Guti Tomelin, Tomasik – Grzyb, Góralski – Frankowski (87 Novikovas), Vassiljev (72 Romanczuk), Černych – Sheridan (75 Chomczenowski).
Korona Kielce: Borjan – Gabovs, Dejmek, Diaw, Grzelak – Możdżeń, Marković (78 Górski) – Abalo, Żubrowski, Palanca (73 Kiełb) – Micanski.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: Pixabay.com/ ball)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie