W kilku miejscach w Białymstoku już pojawiły się nowe znaki drogowe. Niektórzy kierowcy zwrócili na nie uwagę, bo widnieje na nich ograniczenie prędkości do 2 km/h. Czy to nowy kuriozalny sposób na wyciąganie pieniędzy od kierowców na mandaty?
Wiele mogłoby wskazywać, że budżet naszego państwa jest aż tak pusty, że fotoradary już nie wystarczają i trzeba posiłkować się karami nakładanymi za inne przewinienia drogowe. Jeden z nowych znaków przesłał nam Marek Mickiewicz, który zachodzi w głowę, co to ma znaczyć.
- Co to ma być? Znak sobie stoi koło pubu Alchemia. Przeszukałem cały internet i takiego znaku nigdzie nie ma. Ktoś sobie samowolkę robi? Albo to jakaś pomyłka produkujących znaki – mówi nam.
W tej sprawie, po wyjaśnienia udaliśmy się do policji. Wszystko wskazuje na to, że to nie pomyłka, ani nie jest to kolejny wymysł ministra finansów, ani żadnego innego urzędu. Nowe znaki drogowe, które pojawią się w większej ilości jeszcze przed 1 maja tego roku, to pomysł Unii Europejskiej. W 10 rocznicę wstąpienia Polski do UE, ta zafundowała nam znaki ograniczające prędkość do 2km/h w jeździe do tyłu. Ale policja twierdzi, że wszystkim to wyjdzie na dobre.
- Już od pewnego czasu nasze statystyki wskazują, że rośnie liczba zdarzeń drogowych, których sprawcami są kierowcy cofający autami. Istotne ograniczenie prędkości, przy takich manewrach zapewne przyczyni się do spadku ilości takich zdarzeń i podniesienia bezpieczeństwa uczestników ruchu – komentuje Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy policji.
Na razie nie wiadomo jeszcze w ilu miejscach będzie można zobaczyć tego typu znaki drogowe. Wiadomo, że ustawiono je dosłownie w kilku punktach w Białymstoku, przy mniej uczęszczanych ciągach komunikacyjnych. Wszystko po to, by sprawdzić, czy kierowcy zwracają uwagę na nowe oznakowanie bez narażania się na kolizje.
- Miejsca, gdzie zostaną ustawione nowe znaki nie zostały jeszcze szczegółowo określone – informuje Andrzej Baranowski z Zespołu Prasowego KWP. – Na razie analizujemy, gdzie powinny się znaleźć. Nasze spostrzeżenia i sugestie w tym zakresie przekażemy zarządcom dróg, w których kompetencji pozostaje właściwe ich oznakowanie.
Wprowadzenie nowych znaków drogowych może być także kłopotliwe dla samych mundurowych. Nie wiadomo czy obecny sprzęt pozwoli na właściwe odczyty prędkości w jeździe do tyłu.
- Na pewno, w początkowym okresie, gdy już „staną” nowe znaki, do ujawniania popełnionych wykroczeń związanych z przekroczeniem dopuszczalnej prędkości w jeździe tyłem będziemy wykorzystywali aktualnie posiadany sprzęt kontrolno-pomiarowy. Na tym etapie nie można wykluczyć jednak, że zajdzie potrzeba zaopatrzenia funkcjonariuszy w bardziej wyspecjalizowany sprzęt – poinformował Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy policji.
Na razie kilka ustawionych profilaktycznie znaków nie ma zastosowania. Kierowcy mogą swobodnie poruszać się, nawet w tych punktach, w których obecnie widnieje ograniczenie prędkości w jeździe do tyłu do 2 km/h. Policja przed 1 maja tego roku karać nie będzie. Jednocześnie zapowiada, że nawet po 1 maja przez pierwsze miesiące postara się głównie pouczać kierowców, dopiero później zacznie wystawiać mandaty.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: K. i Marek Mickiewicz
Komentarze opinie