Przynajmniej w kilku blokach insekty nadal mają szansę na dłuższe życie. Choć mieszkańcy zapłacili za to żeby się ich pozbyć, nikt się nie pojawił. W bloku na Chrobrego, Białostoczek oraz Dubois oszuści pobrali zaliczki, ale zlikwidować karaluchów już nie było komu.
Już kilka miesięcy na dezynsekcję czeka Pani Lidia Jabłońska. Jej mieszkanie, podobnie i innych mieszkańców z Chrobrego, odwiedzili jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia fachowcy, którzy obiecywali pozbyć się insektów. Po wpłaceniu zaliczki nigdy więcej się nie zjawili, a karaluchy jak były, tak są.
- Zbierali po 50 zł od mieszkania, bo tłumaczyli, że muszą mieć pewność, że nikt się nie rozmyśli – mów Lidia Jabłońska. – Ja zapłaciłam i w mojej klatce jeszcze kilka osób też dało im pieniądze. Tam dalej w bloku wiem, że inni taż im płacili, ale ile osób w sumie się zdecydowało, to nie wiem. Czekaliśmy do tej pory, ale wychodzi na to, że się nie doczekamy.
Ci „fachowcy” zostawili jedynie karteczkę z numerem telefonu. Nie było na niej pieczątki, ani danych o firmie, która miała się podjąć zadania. Podany numer telefonu nie odpowiada już od kilku tygodni. Identyczne perypetie spotkały również mieszkańców bloku na ulicy Białostoczek. Tam także jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia pojawili się najprawdopodobniej ci sami mężczyźni, którzy obiecywali pozbyć się karaluchów.
- Było ich dwóch. Jeden tak około 50-tki, drugi trochę młodszy. Pokręcili się, pogadali co i jak trzeba zrobić, no to się zgodziłem i zapłaciłem im 50 zł zaliczki – mówi Stefan Marczuk. – Powiedzieli, że za kilka dni przyjdą z urządzeniami do rozpylania i żeby odsunąć meble od siebie, bo tam mogą być gniazda karaluchów, a oni muszą mieć dojście, żeby wprowadzić truciznę.
W tym przypadku również już nikt nigdy się nie pojawił. To właśnie od Pana Stefana dowiedzieliśmy się, że mężczyźni byli także na Nowym Mieście. On sam polecił ich swojemu szwagrowi i siostrze, którzy także mieli kłopoty z karaluchami.
- Żałuję, że sam wysłałem oszustów do własnej rodziny. Przeze mnie naciągnęli więcej ludzi. Siostra mówiła, że byli już tam na drugi dzień. A teraz też nikt nie odbiera telefonu. Wiem, że tam też nie było żadnej dezynsekcji.
Obecnie zarówno Pani Lidia jak i Pan Stefan zastanawiają się nad zgłoszeniem sprawy do policji w Białymstoku. Chcą jeszcze tylko porozmawiać z sąsiadami, aby ich doniesienie nie poszło na marne. Jednocześnie przestrzegają innych mieszkańców Białegostoku, którzy mają kłopoty z insektami, aby nie decydowali się na usługi od ludzi, którzy proszą o zaliczki zanim wykonają pracę.
Komentarze opinie