W Białymstoku płatność kartą to ciągle trudna sprawa. Nadal w wielu miejscach nie da się zapłacić popularnym plastikiem, ani za zakupy, ani za usługę. Przedsiębiorcy zdają się nie zauważać problemu, choć klientów coraz częściej drażni przestarzały system rozliczania się gotówce.
Wystarczy odwiedzić sklepy osiedlowe, by stwierdzić jak wygląda możliwość zapłacenia za zakupy kartą kredytową lub debetową. Tylko w niewielu punktach są dostępne terminale. W niektórych mimo że są, nie działają, a właściciele nie śpieszą się z ich naprawą. Jak powód takiego stanu rzeczy mali przedsiębiorcy podają brak potrzeby handlowej. Kolejna rzecz nie do pokonania to opłaty za wynajęcie terminala. Dziś kwota za terminal wynosi około 130 zł miesięcznie.
- Prowadzę warzywniak i sprzedaję trochę artykułów spożywczych. Tu nie ma takich potrzeb. Ludzie przychodzą po marchewkę albo ziemniaki i to są tak małe zakupy, że od tylu lat nie zdarzyło mi się nawet, żeby ktoś o możliwość płacenia kartą zapytał – mówi Jerzy Wasilewski, prowadzący swój niewielki biznes na osiedlu Piasta. – Przeważnie zostawiają u mnie po 5 do 8 złotych. Rzadko kiedy wartość zakupów przekracza 15 złotych. Już kasa fiskalna mnie sporo kosztowała. Są miesiące, że do interesu trzeba dokładać, a każdy dodatkowy koszt jest obciążeniem. Nie będę wprowadzał u siebie płacenia kartą.
W tym przypadku jest to po części uzasadnione, ponieważ tego rodzaju usługa z pewnością wydłużyłaby obsługę klienta. Inna sprawa, że okoliczni mieszkańcy, którzy robią zakupy w warzywniaku, przyzwyczaili się, że karta zostaje w domu, kiedy idą po pietruszkę i seler. Jednak zupełnie inaczej sprawa wygląda na osiedlu Białostoczek, gdzie obok siebie stoją dwa małe sklepy spożywcze. W jednym można płacić kartą, w drugim takiej możliwości nie ma.
- Tłumaczyłam szefowej, że terminal trzeba uruchomić. Po kilka razy dziennie zdarza się, że ludzie przychodzą i pytają, czy można zapłacić kartą. Jak mówię, że nie można, to idą do sklepu obok i tam robią zakupy – mówi Karolina Wrocińska, pracująca na Białostoczku. – Powiem szczerze, że gdyby nawet po 3 osoby, które dziś wybierają sąsiedni sklep robiła zakupy u nas zamiast obok, opłata by się zwróciła. Mielibyśmy szansę na więcej klientów. Sama też często z kartą chodzę na zakupy. Ale szefowej nie dałam rady przekonać.
Nawet w lokalach gastronomicznych nie wszędzie da się zapłacić tak zwanym „plastikiem.” Popularny „Labalbal” nadal stawia na żywą gotówkę. Małe bary chińskie, jak „Baanko”, „Sajgon” przy Kawaleryjskiej, kebab przy Lipowej, podobnie te przy dworcu PKS – u, jadłodajnia „Dąbrówka” na Piasta, oraz wiele innych ciągle pod tym względem pozostają w tyle pod katem płatności kartą. W „Sixty Six Pizza&Grill” słyszymy już od wielu miesięcy, że terminal jest uszkodzony, a obok jest bankomat, z którego można wypłacić gotówkę.
- Problem polega na tym, że jak wejdę i chcę zamówić jedzenie, to nie mam ochoty iść do bankomatu na zewnątrz. Poza tym mam jeszcze stare konto i ten bankomat obok pobiera ode mnie prowizję przy wypłacie gotówki, za którą mogłabym kupić sobie kawę lub napój. Z uwagi na to, że mnie kilka razy okradziono, gotówki nie nosze przy sobie w ogóle – mówi Magdalena Maciejczuk.
Być może po zmianach w płatnościach prowizyjnych interchange, które mają być obniżone, w niektórych miejscach w Białymstoku pojawi się możliwość płacenia kartą. Aktualnie Komisja Europejska podjęła decyzję o obniżeniu prowizji. Płatność kartą ma wprowadzić także u siebie duża sieć „Biedronka”, która dotychczas protestowała właśnie wobec dużej prowizji interchange.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com/ Philip Taylor PT
Komentarze opinie