
Inicjatywa społeczna Kocham Białystok pobieżnie przeliczyła zadłużenie trzech miejskich spółek. Z ich wyliczeń wynika, że gdyby tylko to zadłużenie doliczyć do budżetu miasta, Białystok dość mocno przekroczyłby tak zwany bezpieczny próg. Zobowiązania finansowe będzie trzeba spłacać jeszcze wiele lat, ale z tym problemem będzie musiał poradzić sobie inny prezent i inne władze.
Budżet miasta i finanse powinny być bardziej zbilansowane. Nie wolno zadłużać się ponad miarę i zostawiać z długami przyszłych mieszkańców. Często tych, którzy dopiero przyszli na świat, albo jeszcze się nawet nie narodzili. Działacze inicjatywy społecznej Kocham Białystok podkreślają, że to zadłużenie Białegostoku ukryte jest w miejskich spółkach, które przecież także utrzymywane są z podatków mieszkańców oraz przedsiębiorców działających w Białymstoku.
- Sprzeciwiamy się rozdawnictwu, które w tej chwili ma miejsce i swego rodzaju wpędzanie Białegostoku w spiralę długów, które kolejne władze – bo już przecież za 20 lat nie będzie to prezydent Truskolaski – będą miały problem spłacić. Trzeba będzie sprzedawać majątek, który dziś jest już w jakiś sposób ograniczony. Spółek jest coraz mniej, a stadionu przecież nie sprzedamy za cenę, za jaką go wybudowaliśmy, to jest rzecz oczywista – powiedział lider inicjatywy Marcin Sawicki.
Te słowa były nawiązaniem do niedawnej historii ze sprzedażą MPEC. Jak przekonywał Marcin Sawicki, MPEC nie został sprzedany po to, żeby jakaś konkurencyjna firma mogła zaoferować nam tańsze usługi. Został sprzedany dlatego, że generował koszty. Drugim powodem była chęć pozyskania pieniędzy na kolejne inwestycje, na realizację których Białystok ponownie musiał się zadłużyć.
- Kiedy doliczylibyśmy do tych wszystkich kwot, które mamy i założylibyśmy, że MPEC nie został sprzedany oraz doliczyli do tego 260 milionów złotych, okazałoby się, że Białystok jest zadłużony na 75 proc. budżetu naszego miasta. Czy to dużo czy mało warto sobie policzyć – dodał Marcin Sawicki.
Przekonywał również, że nie ma sensu realizować inwestycji, na które w budżecie nie ma pieniędzy. Odniósł się w ten sposób między innymi do stadionu miejskiego. Sawicki uważa, że tego rodzaju obiekt można było zrealizować za mniejsze pieniądze, bo obiekt mógłby być choćby o mniejszych gabarytach.
- Mi się bardzo podobają samochody Ferrari, ale mnie na nie nie stać. Nie wpędzam się w kredyt i nie odejmuję sobie od jedzenia tylko po to, żeby jeździć Ferrari, żeby ładnie to wyglądało – przekazywał Marcin Sawicki, który zamierza kandydować na urząd prezydenta Białegostoku.
Działacze inicjatywy Kocham Białystok chcą nie tylko ciąć koszty, ale szukać przychodów. Tu za wzór stawiają miedzy innymi stolicę Estonii – Tallin, ale także Warszawę. W tych miastach premiuje się mieszkańców i przedsiębiorców, którzy zostawiają w budżecie podatki. Otrzymują ulgi i mogą korzystać ze wszystkich przywilejów, ale warunkiem koniecznym jest płacenie podatków w tej gminie, która te ulgi lub ułatwienia im przyznaje.
Kocham Białystok mówi wyraźnie, że ukrywanie długów w spółkach miejskich nie jest uczciwe. Bo długi są, choć rozłożone w różnych podmiotach. Działacze uważają, że trzeba zarządzać miastem w taki sposób, aby zadłużenie nie powstawało, albo przynajmniej było jak najmniejsze. Dziś – jak twierdzą – sporą część zadłużenia prezydent przerzuca na spółki, między innymi Spółkę Lech, Stadion Miejski, spółki komunikacyjne, Wodociągi Białostockie i inne, bo to zadłużenie jest wówczas długiem spółki, a nie Miasta Białystok. Mimo to, pieniądze przecież i tak są we wspólnym worku, o czym mieszkańcy Białegostoku powinni wiedzieć.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pełna zgoda wydaje mi się że jest nawet gożej
Profesor ekonomii Truskolaski wie jak zadłużać miasto