Reklama

Koniec marzeń Jagi o mistrzostwie? W Kielcach porażka, Romanczuk apeluje o rozsądek

Jagiellonia przegrała kolejny mecz. W Kielcach było zasłużone 1:3 i teraz żółto-czerwoni mogą już przestać martwić się czy obronią tytuł mistrza Polski. Od niedzieli powinni martwić się czy utrzymają miejsce w czołowej trójce, a jeszcze bardziej czy zakwalifikują się do europejskich pucharach. Jagiellonia walczy ze sobą i kryzysem formy, w który wpadła. Zostało jej cztery mecze do końca sezonu i trzeba pełnej mobilizacji, żeby zdobyć w nich jeszcze jakiekolwiek punkty. Bo jeśli nie to w przyszłym sezonie będzie cienko. Bardzo cienko. Kapitan Jagi apeluje o rozsądek, a trener Siemieniec zapowiada walkę do końca.

Jagiellonia na wyjazd do Kielc jechała ze świadomością, że musi z Koroną wygrać. I trener Adrian Siemieniec i zawodnicy podkreślali, że od tego meczu zależy nie tylko zachowanie szans na obronę tytułu mistrza Polski, ale przerwanie serii gorszych występów w lidze. Z Kielc wraca bez punktów, praktycznie bez szans na obronę mistrzowskiej korony i kolejnym dowodem, że jest w stanie zdominować każdego rywala w polskiej lidze, ale pod warunkiem, że mecz potrwa nie dłużej niż 20 minut. A potem sama daje rozwijać skrzydła rywalom o ile tylko są w stanie je rozwinąć. 

W Kielcach zaczęło się od fajerwerków żółto-czerwonych. Jagiellonia zaczęła świetnie: agresywnie na całym boisku, skutecznie pressująca na całym boisku i atakująca dynamicznie i z rozmachem. I wszystko to pomimo strat kadrowych jakim był bez wątpienia nieobecny Enzo Ebosse i Leon Flach (obaj musieli odpocząć w związku z kontuzjami). Korona broniła się pod własnym polem karnym, a Rafał Mamla zwijał się jak w ukropie. Najpierw bardzo groźnie strzelali Joao Moutinho i Darko Churlinov, ale obrońcy i bramkarz kielczan pospołu uchronili się przed stratą gola. Zaraz potem główka Tarasa Romanczuka musnęła spojenie słupka z poprzeczką bramki Korony. W 10 minucie świetną szansę miał Jarosław Kubicki, który zmarnował sytuację sam na sam z golkiperem kielczan. Bramka dla Jagiellonii wisiała w powietrzu, a zepchnięta pod własną bramkę Korona miała kłopoty z wyprowadzeniem akcji na połowę rywali. W końcu w 21 minucie w polu karnym padł Jesus Imaz i sędzia Tomasz Kwiatkowski wskazał na jedenastkę. Sytuację analizował VAR i arbiter raz jeszcze obejrzał sytuację na ekranie, ale podtrzymał swoją decyzję. Z rzutu karnego potężnie strzelił Afimico Pululu i Jaga objęła prowadzenie. 

W 24 minucie żółto-czerwoni prowadzili 1:0 i... przestali grać. Jagiellonia oddała pole rywalom, a Korona złapała oddech i przystąpiła do ataku. Tym razem piłka zaczęła fruwać pod bramką Sławomir Abramowicza, który kilka razy musiał ratować swój zespół przed golem. W końcu - już w doliczonym czasie pierwszej połowy - gapiostwo białostockiej defensywy wykorzystał Jewgienij Szykawka, który głową z kilku metrów wpakował piłkę do bramki Dumy Podlasia. Przy tej sytuacji jagiellończycy reklamowali faule na Romanczuku i Wojtuszku, ale sędzia odrzucił ich protesty. 

W drodze do szatni białostoczanie ostro posprzeczali się z graczami Korony, którzy pokrzykiwali coś niesportowego pod adresem ławki rezerwowej gości. Tuż przed przerwą dwóch piłkarzy gospodarzy przeprosiło sztab szkoleniowy Jagi, ale na boisku uprzejmości już nie było. A już w 4 minucie Korona wyszła na prowadzenie: Joao Moutinho nie przypilnował Pau Resty, który głową pokonał Abramowicza. Jagiellonia zerwała się do ataku: sam na sam z Mamlą znalazł się Pululu, ale spóźnił się ze strzałem i skończyło się na strachu dla gospodarzy. W 59 minucie przepięknego gola strzelił Mariusz Fornalczyk, który popisał się bombą zza szesnastki, która wylądowała w długim rogi bramki Abramowicza. Inna sprawa, że graczowi kielczan nikt nie przeszkadzał, choć był tam niepilnowany przez dłuższą chwilę. 

Żółto-czerwoni próbowali jeszcze coś zrobić w tym meczu: ambicji nie można im odmówić. Rzecz w tym, że niespecjalnie wiedzieli jak skutecznie zaatakować. Coś co im wychodziło w pierwszych dwudziestu minutach w końcówce meczu przerastało ich możliwości: strzelali Churlinov i Norbert Wojtuszek, ale nieskutecznie. W polu karnym nie mógł też odnaleźć się Imaz, kiedy wreszcie dostawał już się tam z piłką. Goście odpowiedzieli kontrami, a po jednej z nich piłka wylądowała nawet w bramce Jagiellonii. Na szczęście dla żółto-czerwonych okazało się, że był spalony. 

Po meczu Taras Romanczuk, kapitan żółto-czerwonych apelował o rozsądek. 

- Nie chcę mówić o kryzysie, bo oczywiście wyniki są nieubłagane, ale nie możemy spuścić głowy. Przed nami jeszcze cztery mecze i będziemy walczyć do końca. Wiem, że jest ciężko, ale nie możemy się poddać. To trudny moment, pewnie każdego zespołu to kiedyś dotyczy, ale musimy to przetrwać i po tej porażce podnieść głowę, walczyć dalej. Ale przede wszystkim apeluję o rozsądek. Wiadomo, że po tych meczach spadnie na nas krytyka, to normalne. Jako zawodnicy musimy to przyjąć, zwłaszcza ci bardziej doświadczeni. To od nas się wszystko zaczyna – to my wchodzimy na boisko i walczymy. Dlatego nie możemy się załamywać, musimy grać dalej. Wszystko jest nadal możliwe. Mam nadzieję, że kibice, którzy dzisiaj przyjechali do Kielc, tak samo będą z nami na kolejnym meczu z Górnikiem i pomogą nam swoim wsparciem z trybun - mówił Romanczuk. 

Podobnie wypowiadał się i Adrian Siemieniec 

- Trzeba grać do końca i tyle. Jesteśmy po dwóch przegranych meczach i to mnie martwi. Przegraliśmy dwa mecze z rzędu, co tej drużynie i mnie jako trenerowi od dłuższego czasu się nie zdarzało. Zawsze przełamywaliśmy porażkę punktami – jeśli nie zwycięstwem, to przynajmniej remisem. Teraz mamy dwie porażki z rzędu i to jest coś, co mnie niepokoi. Na tym się skupiam w pierwszej kolejności, a nie na liczeniu punktów, bo to nic mi nie da - ocenił trener dodając, że nie jest to najłatwiejszy moment dla niego jako trenera, ale takie sytuację są prawdziwym testem dla żółto-czerwonych. 

Obaj: Romanczuk i Siemieniec dziękowali kibicom Jagiellonii, którzy przez cały prowadzili bardzo głośny doping, a na meczu w Kielcach stawiła się ich naprawdę wielu. Fani Dumy Podlasia do końca wspierali swój zespół: nawet, gdy było jasne, że Jagiellonia w Kielcach dobrego wyniku już nie wywiezie. Z pewnością nie odwrócą się od zespołu także w meczu z Górnikiem. 

Korona Kielce - Jagiellonia Białystok 3:1 (1:1). Bramki: Jewgienij Szykawka 45, Pau Resta 49, Mariusz Fornalczyk 59 - Afimico Pululu 24-karny. Żółte kartki: Konrad Matuszewski, Wiktor Długosz (Korona Kielce), Afimico Pululu, Joao Moutinho, Taras Romanczuk (Jagiellonia Białystok). Sędziował: Tomasz Raczkowski. Widzów: 14 165.

Korona: Rafał Mamla - Wiktor Długosz (86 Pedro Nuno), Miłosz Trojak, Kostas Sotiríou, Pau Resta, Konrad Matuszewski - Dawid Błanik (90 Jakub Konstantyn), Martin Remacle (86 Miłosz Strzeboński), Nono, Mariusz Fornalczyk (78 Hubert Zwoźny) - Jewgienij Szykawka (78 Daniel Bąk).
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Norbert Wojtuszek, Mateusz Skrzypczak, Dusan Stojinović, Joao Moutinho - Darko Churlinov (80 Miki Villar), Taras Romanczuk, Jarosław Kubicki (45 Tomas Silva), Jesus Imaz, Kristoffer Hansen (60 Oskar Pietuszewski) - Afimico Pululu (80 Edi Semedo).

Przemysław Sarosiek 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do