Opera i Filharmonia Podlaska – Europejskie Centrum Sztuki w Białymstoku zaprasza na kosmiczne zakończenie sezonu 2015/16. Usłyszymy muzykę ciał niebieskich, czyli najsłynniejszy cykl Gustava Holsta, Planety, skomponowany w latach 1913-1916 pod wpływem fascynacji astrologią. Zakończenie sezonu już jutro, 24 czerwca, o godz. 19.00 przy Odeskiej.
Po raz pierwszy w Polsce zabrzmi Pluton Colina Matthewsa. Dziewiąta planeta Układu Słonecznego, zdegradowana obecnie do roli planety karłowatej, odkryta została w 1930 roku, na cztery lata przed śmiercią Holsta. Matthews dopisał ją do cyklu w 2000 roku za zgodą córki kompozytora. Głos w sprawie galaktyki zabierze tego wieczoru także John Williams. Jego Suita z filmu „Gwiezdne Wojny” wraz z Orkiestrą Symfoniczną Opery i Filharmonii Podlaskiej pod batutą Pawła Kotli porwie nas na jasną stronę Mocy.
Starożytni wierzyli – a nawet mieli na to naukowe dowody w postaci matematycznych wyliczeń – że planety Układu Słonecznego, krążąc po orbitach, rozbrzmiewają muzyką. Byli przekonani, że muzyka i planety mają wpływ na charakter, stan ducha, losy człowieka i państwa. Ich średniowieczni następcy nazywali to harmonią sfer – harmonia mundi albo musica mundana. W siedmioczęściowej suicie Planety doszukiwano się intuicji kompozytora, przeczuwającego wojnę, dziś można stwierdzić, że Holst stworzył podwaliny muzycznego stylu filmów katastroficznych i fantasy.
Punktem wyjścia dla każdej przedstawionej w utworze planety była ogólna symbolika astrologiczna, sposób kojarzenia poszczególnych ciał Układu Słonecznego z cechami charakteru. Jeszcze za życia Holsta została odkryta kolejna planeta – Pluton, na co kompozytor nie zareagował poszerzeniem Suity o dodatkową część. Colin Matthews za zgodą córki Holsta, także kompozytorki, Imogen Holst, stworzył rodzaj epilogu czy postscriptum. Pluton, odnowiciel sprawia wrażenie podsumowania wszystkich poprzednich części, skumulowania najbardziej nowoczesnych i niepokojących cech języka Holsta. W siedmioczęściowej suicie Planety doszukiwano się intuicji kompozytora, przeczuwającego wojnę, dziś można stwierdzić, że Holst stworzył podwaliny muzycznego stylu filmów katastroficznych i fantasy: „Gwiezdnych wojen” albo „Odysei kosmicznej”.
Trudno wyobrazić sobie "Gwiezdne wojny" bez muzyki Johna Williamsa, króla filmowych ścieżek dźwiękowych. Partyturę do tej galaktycznej sagi Amerykański Instytut Sztuki Filmowej uznał za utwór filmowy wszechczasów i rzeczywiście epopeja George’a Lucasa przemawia do widzów właśnie dzięki muzyce i jej zakorzenieniu w tradycji – motywom przewodnim Liszta i Wagnera, kolorystyce impresjonistów, a nawet muzyce średniowiecza. Te nawiązania są łatwe do wychwycenia, poczynając od neoromantycznemu wprowadzeniu tematu przewodniego (Main Title). Oszałamiającymi barwami orkiestrowymi i wielowątkową akcją muzyczną przypomina potęgę namiętności tytułowego bohatera poematu symfonicznego „Don Juan” Ryszarda Straussa.
W dźwiękowym portrecie księżniczki Lei John Williams zaczarowuje tę postać tajemniczością barw. Fletowe solo, przejmowane przez ciepły dźwięk waltorni, z drżeniem w partii smyczków w tle, to przywołanie jednej z najbardziej poetyckich i malarskich scen z „Popołudnia fauna” Debussy’ego. Marsz imperialny (Temat Dartha Vadera) przypomina marsze wojskowe, ale chór puzonów i trąbek upodabnia tytułowego bohatera tej części do germańskich bohaterów Wagnerowskiego „Pierścienia Nibelungów”, a lotne figurki fletu sprawiają, że miecz Dartha Vadera drży niczym ogień w balecie „Miłość czarodziejką” Manuela de Falli albo jak skrzydełka elfów w Mendelssohnowskim scherzo w „Śnie nocy letniej”.
(24 czerwca, piątek, godz. 19.00, duża scena OiFP, ul. Odeska 1)
Komentarze opinie