Reklama

Lecą wióry: Jak Romuś zbierał „pierdolniki”



W kancelarii leśnictwa Krużganki panował twórczy nastrój. Uzupełniano tam kontrolki, redagowano chytre wpisy w książkach służbowych (tfu! W Kalendarzach Leśnika), szukano zagubionych paragonów i kwitów wywozowych.

Tylko stażysta Romuś kręcił się jakoś nerwowo, aż w końcu, za pomocą niezwykłej pantomimy, chrumkania i jęków, których nie powstydziłby się skazany przez Kazimierza Wielkiego, na śmierć głodową Maciej Borkowic, dał do zrozumienia, że chce się wybrać do lasu na „pierdolniki”.

- Pierdolnik to ty masz we łbie! – zdenerwował się leśniczy – Nie ma takiego grzyba!

- Może mu o kurki chodzi?!- podpowiedział leśniczy- Zdaje się, że w innych regionach naszej zacnej Republiki, nazywają ją pieprznikiem i to jadalnym!

Romuś zarżał, dając do zrozumienia, że o żadne kurki i żadne pieprzniki mu nie chodzi, a właśnie o niezwykłego smaku grzyba „pierdolnika”, którego obecnie jest w lesie od cholery.

- A niech idzie! – machnął ręka leśniczy. – Odwiąż go!

- Kiedyś nam wyrwie ten kaloryfer – powiedział podleśniczy mocując się z węzłem.

- Za dużo jest grzybiarzy w lesie- odparł leśniczy – A coś mi się zdaje, że Romuś zaczyna dojrzewać i nawet płeć mu obojętna. A jak go nie upilnujemy, to jak myślisz, komu nadleśnictwo każe płacić alimenty?

- O tym chyba sąd decyduje? – zatkało podleśniczego.

- Sąd sądem, ale już tam nadleśnictwo jakoś by to od nas ściągnęło. Romuś! – surowo zwrócił się do stażysty leśniczy – Tylko przysięgnij na Zasady Hodowli Lasu, że powstrzymasz swe nienasycone żądze!

Romuś szybko przysiągł co mu kazano i spuszczony ze sznura, pobiegł czem prędzej w leśną gęstwinę, aby tam, w sobie znanych miejscach, zbierać „pierdolniki”.

- Zobacz – powiedział leśniczy wskazując na biegnącego stażystę – Normalnie powinno się go trzymać w Kocborowie albo Świeciu, gdzie rzesze psychiatrów, walczyłyby o jego zdrowie elektrowstrząsami.

- A tak odbywa kurację, tfu! Staż w LP i też ma masę wstrząsów – odpowiedział podleśniczy – Choć obawiam się, że ta kuracja jedynie pogłębi problemy.

Po jakiej godzinie Romuś wrócił z naręczem swoich „pierdolników”.

- Toż to muchomory jakieś, durniu! – zdenerwował się leśniczy Zdzisio – Zdechniesz po nich jak dwa razy dwa!

Romuś, dumny i szczęśliwy za pomocą ogłuszającego wrzasku i skowytu, oznajmił, że to nie żadne muchomory, a właśnie „pierdolniki”, które zamierza, przypiekłszy na ognisku, zjeść ze smakiem.

- A zdychaj! – machnął ręką leśniczy – Mało to stażystów na świecie?

- A dlaczego „pierdolniki”? – zapytał podleśniczy.

Romuś machając łapskami, robiąc przysiady i charcząc nieludzko wyjaśnił, że nazwał owe grzyby w ten wymyślny sposób, albowiem posiadają całkiem miłą właściwość, a mianowicie całkiem zdrowe „pierdolnięcie”, po którym jemu, jako stażyście, po prostu chce się żyć.

(http://lecawiory.blog.pl/2016/08/05/jak-romus-zbieral-pierdolniki/ Foto: Flickr.com/ Daniel-Wehner)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do