Reklama

Mimośrodowo: Dziwnym krachem...



„Październik – miesiącem oszczędzania” ­ w tym roku brzmi to wyjątkowo ironicznie. Ja swoje oszczędzanie rozpocząłem w lipcu zeszłego roku. Skuszony wspaniałymi wynikami funduszy akcyjnych, właśnie tam złożyłem swoje pieniądze. Tydzień później po raz pierwszy na czołówkach gazet pojawiło się słowo „krach”.

- To normalne – uspakajał mnie mój doradca finansowy – chwilowe zawahanie zwyżkowego trendu. Poważny inwestor przy takiej stracie zachowuje spokój.

Więc zachowałem. Dwa tygodnie później giełda zanotowała kolejny rekordowy dołek, a mój doradca kojącym głosem wyjaśniał, że to właśnie okres, kiedy cienkie leszcze uciekają z interesu, grube ryby spokojnie płyną dalej, a prawdziwe rekiny czują krew i zaczynają inwestować. Przeliczyłem stratę, zacisnąłem żeby i zachowałem spokój grubej ryby. W grudniu, byłem już uboższy prawie o jedną trzecią, ale nie chciałem okazać się cienką rybą, więc zgodnie z zaleceniem nieporuszonego jak zwykle doradcy, powstrzymałem się od nerwowych ruchów. Przez całą zimę, wiosnę i lato 2008, tydzień w tydzień moje środki topniały, ja tydzień w tydzień pytałem, co robić, a mój doradca hipnotyzował mnie kolejnymi bon motami w stylu:

- Teraz może już pan tylko zyskać.

- To jest właśnie moment, gdy zdaje pan egzamin na prawdziwego inwestora.

- Skoro przetrwaliśmy taki dołek, szkoda byłoby się nie załapać na czekającą nas niechybnie hossę.

- Jak pan myśli, co się może stać z akcjami, których cena dotarła już do poziomów emisyjnych?

- Fundusz akcji zwraca się zawsze, ale nie zawsze od razu. Trzeba zachować cierpliwość. I spokój.

Miesiąc temu, gdy z mojego kapitału zostało 40% uznałem, że nie jestem grubą rybą i postanowiłem już dłużej nie zachowywać spokoju. Poszedłem do banku i powiedziałem, że chcę wyjąć resztki gotówki. Doradca był jak zwykle spokojny i pogratulował mi decyzji (gdy nie wyjmowałem pieniędzy też mi gratulował). Zapytałem, w co zainwestować, żeby odrobić stratę.

- W ropę – odparł bez namysłu – cały czas drożeje. Niech pan nie sprzedaje akcji, a za wolne środki kupi pan udziały w zyskach z ropy. Akurat tak się składało, że miałem wolne środki, bo parę lat temu zainwestowałem w dolary – najtwardszą walutę świata, która od czasu mojej inwestycji zmiękła o połowę. Zamieniłem więc rzekomo twarde dolary w naprawdę twarde petrodolary i zatarłem z wrażenia ręce.

Od tego czasu byłem na stacji paliw już trzy krotnie. I nie wiem czy mi się zdaje, czy nie, ale drożejące od początku świata paliwa właśnie zaczęły tanieć. Natomiast dolar, który drożał, dopóki go nie kupiłem i taniał, odkąd go kupiłem, po mojej sprzedaży znów zwyżkuje. Krach zaś na giełdzie trwa dokładnie tak długo, jak jestem uczestnikiem funduszu akcyjnego. Przypadek? Mam dziwne wrażenie, że gdybym wycofał się ze wszystkich inwestycji, a za ostatnie pieniądze wyjechał na Seszele, sytuacja na świecie wróciłaby do normy. Oczywiście poza Seszelami.

(Krzysztof Szubzda/ Foto: Flickr.com/RedKoala1)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do