Reklama

Natalia Maliszewska wróciła na lód, ale nie wystartowała w swoim koronnym dystansie 500 metrów

To mógł być pierwszy olimpijski medal wywalczony dla biało-czerwonych na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Mógł, ale nasza zawodniczka nie wystartowała. Natalia Maliszewska musiała spędzić w izolacji ten czas, kiedy jej rywalki walczyły na lodzie. Powodem był pozytywny test na COVID-19. Białostoczanka jednak wróciła na lód, ale nie miała okazji powalczyć o medal na jej koronnym dystansie 500 metrów. Do tego kolejne starty są wciąż jeszcze pod znakiem zapytania.

Sytuacja związana między innymi z Natalią Maliszewską już wzbudziła wiele kontrowersji. Zewsząd padają głosy o niesprawiedliwości i celowym eliminowaniu zawodników, którzy mają szanse medalowe. Niezależnie od tego, czy jest to prawda, czy nie, co najmniej dziwne wydaje się to, że test na COVID-19 raz jest pozytywny, raz negatywny i dzieje się to nie tylko z dnia na dzień, ale wręcz niemal z godziny na godzinę. Stawia to pod dużym znakiem zapytania rzetelność testów, jak i możliwość manipulowania ich wynikami. Tak przynajmniej uważa naprawdę spore grono kibiców sportowych.

Natalia Maliszewska z powodu pozytywnego testu na COVID-19, który był nieco wcześniej negatywny, a jeszcze wcześniej też pozytywny, nie mogła wziąć udziału w zawodach w jej koronnym dystansie na 500 metrów. Zawodniczka białostockiej Juvenii jest bowiem między innymi srebrną medalistką Mistrzostw Świata (2018) oraz mistrzynią Europy (2019) w short tracku, właśnie w ściganiu się na 500 metrów. Od początku była jedną z faworytek tego biegu, ale nie została nawet wypuszczona na lodowisko. Musiała przebywać w izolacji z powodu rzekomej choroby. Rzekomej, ponieważ jak podkreślała ona sama i jej najbliżsi towarzyszący jej w Pekinie, czuła się dobrze i w żadnym momencie nie podejrzewała, że może być chora.

"Jest mi tak cholernie ciężko odezwać się i cokolwiek powiedzieć... Daję znać, że żyję, choć uważam, że coś we mnie wczoraj umarło. Od ponad tygodnia żyję w strachu... a te wahania nastrojów, płacz, który pozbawia mnie tchu, sprawiają, ze nie tylko ludzie wokół mnie się o mnie martwią. Ale ja sama. Wiem, ze dużo osób nie rozumie tej sytuacji. Testy pozytywne, negatywne, testy bliskie wyjścia z izolacji, nagle testy pozytywne z wynikami, które kwalifikują mnie do leżenia w szpitalu pod respiratorem. Później znowu dobre wyniki i szansa na warunkowe zwolnienie. Później totalna klapa. Brak możliwości... nadzieja umarła" – napisała Natalia Maliszewska w swoich mediach społecznościowych.

I o ile część internautów oraz kibiców sportowych rozumie tak wyrażone emocje, nie brakuje tych, którzy przypominają naszej zawodniczce, że całkiem niedawno popierała testowanie zawodników na COVID-19 przed startami. Ale nie można już przejść obojętnie wobec faktu, że Natalia Maliszewska, tak jak i inni zawodnicy w podobnej sytuacji zostali pozbawieni szansy zdobycia medalu. I to w tak ważnej randze zawodów sportowych jakimi są Igrzyska Olimpijskie. Ich bowiem nie da się przełożyć na inny termin, ani zrobić czegokolwiek, żeby móc wystartować, mimo że sportowcy przygotowywali się całymi miesiącami, a niekiedy latami, by sięgnąć po upragnione trofeum.

Ostatecznie w dzień startu o 3 w nocy ludzie wyciągają mnie z izolatki... Ta noc to był horror. Spałam w ubraniu, bo bałam się, ze ktoś za chwile zabierze mnie znowu do izolatki. Przez zasłony wyglądałam tylko trochę. Jednym okiem, bo bałam się, ze mnie ktoś zobaczy. Później wielka nadzieja. Pakuję się na lodowisko, startuję! Rozpakowuję ubrania, rozwieszam strój... i nagle wiadomość, że oni się jednak pomylili! Że jednak nie powinni wypuszczać mnie z izolatki! Że jednak jestem zagrożeniem! Że nie mogę wystartować. Muszę wracać jak najszybciej do wioski...

Ja też tego nie rozumiem. W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska. Jest to dla mnie jeden wielki ŻART. Mam nadzieję, że ten, kto tym steruje, nieźle się przy tym bawi... Mój mózg i moje serce więcej już nie zniosą. A WAM DZIĘKUJĘ. Do usłyszenia niedługo” – czytamy we wpisie Natalii Maliszewskiej.

Co ciekawe, w kilka godzin od zamieszczenia wpisu, którego fragment cytowaliśmy powyżej, Natalia Maliszewska poinformowała również w mediach społecznościowych, że wróciła na lód. To tak, jak gdyby choroba nagle ustąpiła i człowiek wyzdrowiał. Choć akurat nie jest to tak, jak należy tę informację odbierać. Bo w tym przypadku, po kolejnych testach i odwołaniach Polskiego Komitetu Olimpijskiego, kolejny test pozwolił na razie na udział w treningach, co oznacza opuszczenie izolacji. Ale nade wszystko oznacza, że zawodniczka z Białegostoku nie będzie rozsiewała wirusa na innych sportowców. Mogła bowiem być zakażona, ale nie musiała chorować. Negatywny test w tym przypadku znaczy, że albo już nie choruje, albo wirus obumarł i nie będzie zakażała nikogo.

W każdym razie Natalia Maliszewska wróciła na lód w minioną niedzielę. Po tym, jak wywalczyła kwalifikacje na dystansach 1000 i 1500 m oraz w sztafecie 3000 m, być może z tych zawodów nie będzie już wykluczona. Jak można przeczytać na stronie internetowej igrzysk, zawodniczka z Białegostoku została zgłoszona tylko do sztafety. Wystartuje tylko w sytuacji, jeśli kolejne testy pokażą wynik negatywny. Na razie trenuje na lodzie, ale na pewno mimo duszy sportowca, nie będzie jej łatwo w takiej sytuacji podjąć wyzwania na 100 proc. po długim czasie izolacji i braku możliwości startu na koronnym dystansie 500 metrów. Ma przecież też świadomość, że przed nią kolejne testy z niepewnym wynikiem.

(Cezarion/ Foto: wrotapodlasia.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do