Reklama

Obywatel Gie Żet: Krótki kurs językowy – czelendż miast

W autobusowych radiowęzłach można było przed wyborami usłyszeć faceta, który darł się, że „Białystok może wygrać czelendż miast na najwyższą frekwencję, a wtedy ‚Freekwencja Festiwal’ zagra u nas!”. Ogłoszenie dotyczyło bez wątpienia osób posiadających obywatelstwo polskie. Kilku artystów zaoferowało się, że zagra za darmo w mieście, w którym największy odsetek mieszkańców pójdzie do urn wyborczych, a tam przecież liczeni są tylko obywatele naszego kraju. Nie obcokrajowcy.

Tym bardziej z uwagą warto zerknąć na język, którym do nas mówiono. Był to bowiem język polski, ale w ciekawym dialekcie „młodych z dużych miast”, czyli im mniej po słowiańsku, tym czujemy się nowocześniejsi. „Freekwencja” nosi w sobie angielski rdzeń „free”. Nawet zabawny, aczkolwiek wymaga od odbiorcy podstawowej znajomości angielskiego. Gramatyka „freekwencja festiwal” jest gramatyką codzienną dla Brytyjczyków i Amerykanów. W naszym kraju poprawna składnia jest na przekór odwrotna: „festiwal Freekwencja”. Myślę, że dla wielu z Państwa może być to spostrzeżenie zaskakujące, bo „nowoczesny” dialekt zagościł w niejednym muzycznym kącie („Sopot Festival”, „Polsat SuperHit Festiwal”, „FEST festival”, „OFF-Festival” [stosuję urozmaiconą pisownię oryginalną. Raz przez „v”, raz przez „w”]).

W tym samym zdaniu jest jeszcze „challenge”, bo tak dokładnie zapisano w ogłoszeniu. Mamy w rodzimym języku odpowiednik w postaci „wyzwania”, ale tak w ogóle w tym kontekście lepsze będzie chyba słowo „konkurs”. Tylko czy ktoś jeszcze rozumie zamierzchłe archaizmy? Nie ma się co upierać przy mowie ojców… Jasne, że „czelendż” przyjemniej dzwoni w uszach, wyzwala endorfiny i od razu poprawia samoocenę!

Państwowa Komisja Wyborcza niebawem ustali, gdzie zagrać mają ofiarni rodacy artyści ze swoimi polskimi zespołami, na przykład Baranovski’m, Clock Machine, czy Sorry Boys.

Szkoda, że ci Polacy nie wystąpili na „Białystok New Pop Festival”, który dopiero co odbył się w Białymstoku. Trochę obciach, że nazwę miasta władze zapisały przez „ł”. „Bialystok” wyglądałoby jeszcze bardziej odjazdowo i po brukselsku. Na słabym poziomie były też zapewne zespoły. Zagrali i zaśpiewali Krzysztof Zalewski, Natalia Przybysz, Karolina Czarnecka, Ania Rusowicz, Mgły, Dr Misio, Karaś/Rogucki, Maria Peszek. Sam pospolite nazwy. Nie stać nas najwyraźniej na XXI-wieczny blichtr, który rozpoznajemy po tym, że nie udaje nam się rozpoznać polskiego w nazwach, tekstach, hasłach na koszulkach śpiewaków.

Dobrze wiemy, że mocniej nasiąknięte anglosaskimi wtrętami sformułowania uczynią z nas naród dumny. Z podniesioną głową, pozbawieni kompleksów bycia innymi niż nasi idole, gotowi będziemy wejść do rodziny naprawdę rozwiniętych cywilizacji.

(Obywatel Gie Żet)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do