
Wokół środowisk lewicowych krąży jak zła legenda słowo „Murzyn”. Potępienie popularnego określenia osób czarnoskórych znalazłem w kilku „równościowych” opracowaniach. Często rozbudowane nawet do kilku stron! Dziwne, ponieważ jest ono problemem importowanym na siłę. Murzynów mamy w kraju nie za wielu, a więc i okazji do posługiwania kontrowersyjnym słowem. Bardzo dziwne, bo tylko w jednej publikacji znalazłem polski odpowiednik „Murzyna”, nasz faktyczny grzech (o nim za chwilę). Jest to dowód, że działacze równościowi ideowo pochodzą głównie ze Stanów Zjednoczonych i na siłę próbują zarazić nas cudzymi kompleksami. Czytają o nich w oryginalnych, anglojęzycznych dokumentach programowych i tak się przejmują, że żyją nimi i na rodzimym gruncie. W przeciwieństwie do pozostałych Polaków.
W kanonie dobrych manier lewicowych działaczy i sympatyków jest nie wypowiadanie wyrazu „Murzyn”. Zwyczaj ten nie wyrósł na ziemiach Słowian. Wziął się stąd, że w Stanach Zjednoczonych czarnoskórzy jeszcze w drugiej połowie XX wieku mieli ograniczone prawa, panował rasizm i segregacja rasowa. Nie wspominając o niewolnictwie we wcześniejszych stuleciach. Z racji, że warstwa niewolnicza po nadaniu wolności startowała od zera, Murzyni amerykańscy byli dużo słabiej wyedukowani, biedni, mieli niższy status społeczny, gorsze perspektywy rozwoju. Dlatego, zanim nastąpiło równouprawnienie, biali o Murzynach wypowiadali się pogardliwie, budując stereotyp czarnego ciemniaka, który wszak wolny, a sam sobie w życiu nie umie poradzić. Angielski „Nigger” oraz „Negro” zmieniły się wtedy w zwroty pogardliwe. Choć wcześniej nie były.
W drugiej połowie XX w. dotychczasowa tania siła robocza stała się społecznym wyrzutem sumienia. Oto ci ludzie, którzy jeszcze parę lat wcześniej nie mogli wejść do restauracji dla białych lub usiąść obok w autobusie, nagle pojawiają się na ulicy i patrzą w oczy niegdysiejszym „panom”. Traumatyczne.
Zaczęto wstydzić się swoich wcześniejszych postaw. Jedną z form odbycia pokuty i zadośćuczynienia w warunkach równouprawnienia była zmiana języka. Z kulturalnej mowy zniknął „Nigger” oraz „Negro”, a złamanie reguły jest skrupulatnie, bezlitośnie piętnowane, nie bacząc niekiedy w ogóle na kontekst lub pomyłki fonetyczne. Amerykanie są niezwykle wrażliwi na tym punkcie. Za „Murzyna” traci się tam pracę, funkcje publiczne, poparcie polityczne.
Czy w Polsce również? No nie. Nie mieliśmy kolonii, nie uprowadzaliśmy nikogo z Afryki i nie mamy powodu wstydzić się ani biczować. U nas „Murzyn” jest neutralny. Przepraszam, był neutralny, dopóki kopie myśli amerykańskiej nie zaczęły być tłumaczone na język polski. Wyraz jest istotny dla ruchów, które wywodzą się z ideologii rozwijanych w Stanach Zjednoczonych. Ucząc się z obcych materiałów, liberalna lewica ślepo bierze tamtejszą mentalność i stara się wmówić nam, że winni jesteśmy linczom, handlowaniu czarnymi, Ku Klux Klanom, itp.
Tymczasem w polskiej mowie mamy niemal tak samo obciążone słowo, którego geneza nawiązuje do naszej własnej historii i jest niemal identyczna jak „Nigger” w Stanach. Powstało w ogniu takich samych przemian. Bazuje na kopii jotka w jotkę amerykańskich problemów społecznych. Jest pogardliwe. A mimo to nie jest tak zacięcie brane na świecznik i otaczane obronną palisadą jak „Murzyn”. Prawie w ogóle nie występuje w akcji uświadamiania narodu polskiego przez lewicowych mądrali. Dlatego twierdzę, że lewica jest filią myśli zagranicznej i zanim się w niej zakochamy (miewa i dobre przesłania), musimy oddzielić ziarno od plew.
„Wieśniak” – zgaduję, że w większości nie wiemy, skąd wzięło się uszczypliwe zabarwienie określenia mieszkańca wsi. Otóż w XIX w. toczyła się wraz z bojem o niepodległość równoległa walka o uwłaszczenie chłopów. W końcu obie wygrane, ale od wolności formalnej do rzeczywistej upływały niekiedy dziesięciolecia i jeszcze na początku XX w. panowie ziemscy pozwalali sobie na posługiwanie chłopami jak własnością. Rolnik siłą rzeczy pozostawał najuboższym mieszkańcem, co w oczach magnaterii i posiadaczy ziemskich potwierdzało niesłuszny stereotyp, że niewolnictwo jest dobre dla chłopów, bo nie są zdolni do samodzielnego, efektywnego zarządzania własnym życiem. O pańszczyźnie dawno zapomnieliśmy, ale niesprawiedliwy pogląd, zrodzony nawet kilkaset lat wstecz przetrwał w języku do dziś. Zwłaszcza, że wieś była poszkodowana ekonomicznie i edukacyjnie jeszcze za PRL-u, co skutecznie podgrzewało negatywny wydźwięk „wieśniaka”.
Widzimy więc, że posiadamy własny problem, wypisz wymaluj historię jak z niewolnictwem czarnych w Ameryce, a intensywna dyskusja krąży wokół jakiegoś cholernego, mitycznego „Murzyna”.
Dopominam się zatem u lokalnej lewicy, jeśli wierzy w szkodliwość określenia osób czarnoskórych, żeby amerykańskich kolegów skarciła, iż używają wyrazów „peasant” oraz „villager”, które są niegodne. Pod groźbą napiętnowania, pod żadnym pozorem nie powinni ich stosować, bo polski odpowiednik stygmatyzuje. Niech zastąpią, jak to mają w zwyczaju, powiedzmy „polorobotnikiem” czy „niemiastomieszkańcem”. Wtedy zaczniemy rozmowę o „Murzynie”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie