Kopiec tworzony przez tytułowe stworzenia skrywa szczególną istotę – królową. Królowa jest jedna, najważniejsza i na nią pracują pozostałe. Nie dbają o wygodę, o zdrowie; nikną w tłumie, by tej jedynej żyło się dostatnio. Wszystko dla Pani – z tym hasłem, wpojonym przez naturę rodzą się i umierają.
Ale w Białym mrowisku jest inaczej. Żadna z żyjących w nim jednostek nie ma instynktownej potrzeby pracy na rzecz królowej. Za wyjątkiem jednej - jest nią Trólowa, bo tak nazywają władczynię Białego mrowiska. Trólowa rozłożystszymi niż u innych owadów ramionami zbiera pożywienie i przyciąga je do siebie.
Rok po tym jak Trólowa siadła na tronie, autor niniejszego zapisku, robotnik jeden z setek tysięcy, miał okazję widzieć, jak na wielkim malowidle przypisywała sobie zasługi za osiągnięcia jej poprzedniczek. Z obrazu wyglądał ogromny szczękoczółkowy uśmiech i pokazywał jak jest zadowolona i nasycona.
Mijał czas, z gabinetu na najważniejszym piętrze kopca wypływały zarządzenia, niektóre szczególnie niechciane, ale cóż robić? Gabinet otwarty był w jedną stronę – wypływał z niego głos przywódczyni, a nie docierał doń szarych mrówek. Gdy w radzie przybocznej powstał pomysł, by część zapasów oddać zbieraczom do podziału, Trólowa zdecydowanie zaoponowała i skarciła za tak nietrólewskie myślenie. Jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, pewnego razu sprzed tronu dobiegło wołanie Pani: „oto wam, pospolitym mieszkańcom Białego kopca oddaję zapasów krocie” i oddała trochę mniej niż procent. „Niech polepszą się przez to wasze sprawy w myśl mojej i tylko mojej ustawy”. Szmer zadowolenia przebiegł przez tłum, zdumienia przez tych co Codziennik czytali. Wszak to nie jej koncept, tylko takiego jednego mrówa. Nahaj mu było, czy jakoś tak.
Królowa wyczuwała chyba, że mrówki szykują się do poważnej zmiany, może nawet zechcą kogo innego na tronie posadzić. Poczęła więc przebierać w archiwum i czytać, jakie to postulaty do niej spływały. Był o nocnych żukach, żeby cały tydzień kursowały, nakazała więc żuki. Były o kiepskich ustawach, co je sama wprowadziła. Wycofała je, trąbiąc w megafony, że tak niewygodne postanowienia wzbudziły w niej litość, i kto to w ogóle wpadł na ich pomysł, i że ona właśnie pracuje nad powszechną poprawą bytu. Jak mrów jeden z drugim składał wniosek, żeby powołać komisję do spraw konsultacji z ludem, ta słowo w słowo wniosek przepisywała, stawiała swój podpis i zapraszała wszystkich, a tamten darła na strzępy. Jak ktoś z rady napomknął, żeby żukami na wygodniejszych zasadach podróżować, ona tylko korektorem imię zamazała i swoje wpisała.
Stała się Trólowa natenczas wielką dobrodziejką. Pochwały płynęły z każdego krańca kopca, a nawet i z innych. Bunt się nie zatlił, królowa się cieszy, nie wiadomo tylko co będzie gdy poczucie władzy odzyska.
Czy dyktatorski instynkt uda jej się stłumić?
(Grzegorz Żochowski/ Foto: sxc.hu/ Obywatel Gie Żet)
Komentarze opinie