Reklama

Obywatel Gie Żet: W uścisku mocarza



Osiedle Wygoda. Miesiąc trzeźwości, zaczęty corocznym wezwaniem biskupów do abstynencji, a tu bezczelni poplecznicy producentów wyrobów alkoholowych na skwerku przed sklepem spożywczym przyzwyczajają gołębie do wódki. W prowizorycznym pojemniku z cieczą, która pozornie wygląda jak woda, widać ślady ich zbrodni – na dnie leży mały „szczeniaczek” gorzkiej żołądkowej. Słabe główki, które i tak kiwają się przy każdym kroku, są bezbronne wobec niecnych manipulacji. Nie minie miesiąc i spodziewać się można, że uzależnione ptactwo zacznie w monopolowych wymianę jajek na dynks.

Okazja to do refleksji nad stanem nałogów w Polsce. Uspokajam – mają się one dobrze. Jeszcze co prawda widać zapóźnienia w uzależnieniu od Internetu i związanych z nim usług cyfrowych, ale odnaleziona przeze mnie w gęstym lesie świeża, ogromna plansza, opiewająca Unię Europejską, darczyńcę sieci szerokopasmowej, pozwala żywić nadzieję, że szybko dościgniemy Zachód czy Japonię.

W celach co prawda matrymonialnych członkowie Partii Korwin kokietują wyborców wezwaniem do legalizacji marihuany, ale przy okazji chcą mieć też swój wkład w rozwój problemu. A że nazwać go możemy „narodowym” (jak Stadion, czy bohater Kamil Stoch), włączyć powinniśmy się wszyscy. Na tym tle wychodzę na dywersanta i anarchistę, obywatela niegodnego do łączenia bieli i czerwieni, bo zamiast liberalizacji, zaostrzałbym przepisy.

– Gdyby marihuana byłą dostępna dla każdego pełnoletniego obywatela (…), to szansa, że palacz marihuany sięgnie po jakiegoś „Mocarza” (…) byłaby taka sama jak szansa, że ktoś pijący piwo sięgnie nagle po denaturat – przekonuje przedstawiciel partii. Panie przedstawicielu, mam pytanie – jak to się dzieje, że palacze mający dostępne na każdym kroku „fajki” z banderolką, sięgają po nieznanego pochodzenia (no, dla nich może i znanego, bo kupują dajmy na to u tego samego przemytnika)? Albo dlaczego mimo gnących się od trunków półek w sklepach wciąż słyszy się o zatruciach... zbiorowych zatruciach – bimbrem? Umówmy się więc, że wraz z legalizacją czarny rynek nie zniknie. Jeśli ceny przez ułatwienie legalnego dostępu spadną, podziemie zaoferuje coś jeszcze tańszego.

Nie przekona mnie Pan, że konsumenci „Mocarza” zadowoliliby się lekką euforią marychy. Jeśli wychodzą ze sklepu i natychmiast idą w sąsiednie bramy, żeby jak najszybciej zażyć, to nie jest to potrzeba prawie że duchowa, efemeryczna, taka od niechcenia, a bo ma się ochotę. To nałóg! A ich pragnienie to tak walnąć sobie w łeb, żeby stracić kontakt z rzeczywistością.

A co z nieletnimi, którzy biorą dopalacze? Czy legalizacja trawki pomogłaby im? Bo jakoś przeczuwam, że liczba młodocianych uzależnionych gwałtownie by wzrosła. Mam przekonanie, że spróbowanie lekkiego, „niegroźnego” odurzenia jest świetnym początkiem drogi do galopującego niszczenia sobie życia. Czyżbym niesłusznie przywoływał z pamięci wyniki badań naukowych, które wskazują konkretne geny predysponujące do uzależnień? Czy niewłaściwie łączę owe skłonności i powszechną dostępność i akceptowalność narkotyków z pewnością, że osoby napiętnowane słabością zaćpają się w końcu na śmierć?

Rolę naturalnej selekcji wobec nietrafionych pod kątem nałogów genów pełni dzisiaj alkohol. Proponuje się więc dla straceńców losu nową drogę, żeby mogli wybrać, jak chcą się stoczyć. Postęp.

Będę jednakowoż uparty i to co jest szkodliwe, nazwę szkodliwym. Tak jak robi rząd Holandii, który dotychczas narkotyków lekkich nie zalegalizował, jedynie nie karze za ich używanie oraz przymyka oko na akredytowanych dilerów. Gdyby Państwo oficjalnie wypowiedziało się, że jakiekolwiek narkotyki nie są złe, spowodowałoby trudne do oszacowania szkody społeczne.

(Grzegorz Żochowski/ Obywatel Gie Żet)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do