Niedawno sieć obiegło nagranie, w którym znana warszawska transseksualistka, Rafalala dała w pysk gnomowi, który raczył był ją uprzednio obrażać, mówiąc o niej "to coś". Chwilę później rzeczona była gościem "Tak czy nie" Polsatu, gdzie miała konwersować z Arturem Zawiszą. Kiedy Zawisza - swoim zwyczajem - zapyskował, został oblany wodą. W obu przypadkach mówię: bardzo dobrze.
Z kilku powodów. Pierwszy jest taki, że jak obaj wspomnieni mężczyźni nie lubią osób transseksualnych, ja nie lubię karłów. Szczególnie pyskatych. A obaj do takiej grupy należą. Znacie schemat - im mniejszy pies, tym durniejszy i tym mocniej szczeka. Tu casus podobny. Druga rzecz, że skoro prawicowe środowiska tak zacięcie popierały Korwin-Mikkego, kiedy ów dał w pysk Boniemu (nie popieram), to teraz wszystkie lewackie gnidy, ateiści, pedały, zwyrole, Żydki, cykliści, masoni, ciapaci, też mają prawo mieć swojego fightera. Choćby obleczonego w gustowną letnią sukienkę.
Cieszy, że nasza fighterka jest słusznego wzrostu, więc ma szansę i z wiekowym Mikkem, i z jakimkolwiek przedstawicielem środowisk narodowych - bo te po stracie Giertycha składają się, z tego co widać w mediach, raczej z osób parszywego wzrostu. Teraz zamierzam postulować powstanie jakiegoś fight clubu w ramach którego przedstawiciele różnych opcji politycznych będą się prać po mordach i tym sposobem dochodzić do decyzji, którą opinię na dany temat przyjąć, którą wersję ustawy uchwalić i tak dalej, i tak dalej.
Legislacyjnie ma to głęboki sens. Nie będzie można mówić o czymś takim, jak sejmowa zamrażarka. Bo naród mamy prymitywny, mordobicia lubiący, ogół opinii publicznej będzie więc pilnował, by się mordobicia odbywały tak często jak tylko się da. A więc przemiał ważnych spraw będzie przeogromny. Będą się również zdarzały kontuzje, a więc coś co również naród uwielbia. Bo naród uwielbia kiedy komuś utną nogę, z wypiekami na twarzy ogląda reportaże Marka Nowickiego w TVN, a więc takie, gdzie łyse dzieci dogorywają na raka. Im bardziej łyse, tym lepiej. Im bardziej dogorywają, tym lepiej. Patrzy na to nasz naród jak zahipnotyzowany. A jeszcze przecież można pooglądać "Sprawę dla reportera", czy "Espres reporterów". Przy dobrych wiatrach uda się nie spędzić ani jednego dnia bez łysych dzieci, martwych noworodków, wybitych szamb, pomyłek lekarskich etc. Czyli dzieje się.
Wracając jednak do tematu: dyskutanci walczyliby w klatce, żeby nie uszkodzić postronnych. Doświadczenie w organizacji KSW w kraju mamy, a gale gdzie napie*dalaliby się politycy miałyby przecież wielokrotnie większą oglądalność. Zrealizowałby się więc cel misyjny TVP, a zarazem do budżetu tej patologicznej instytucji wpłynęłoby więcej hajsu, niż z abonamentu. Nie pochwalam oczywiście przemocy. Ta jest słaba i jest krańcowym dowodem na intelektualną indolencję. Dogadali mi, to dam wpie*dol. Prosty mechanizm. Bawi mnie jednak jednocześnie to, jak odważna jest prawica w grupie, czy hufcu, a jak zupełnie tę odwagę traci, kiedy sytuacja jest jeden na jeden. Inna rzecz, że Rafalala - kawał baby, ale trudno nie zanieść się śmiechem na widok podkulającego ogon i uciekającego ze studia Zawiszy. Ów nieraz już przyjmował tzw. "tryb ratlerka", opierający się na intensywnym szczekaniu i późniejszej rejteradzie.
Inna sprawa, że wokół zachowań Rafalali powstał jakiś niemożliwy rwetes. Jak to? Bić człowieka? Kiedy natomiast podobne rzeczy robią prawicowe faszyzujące bojówki, przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Bo jesteśmy przyzwyczajeni. Wina to i prawicy, która jest prostacka i agresywna, ale i lewicy, która (poza Antifą) przyzwyczaiła wszystkich do metod tak delikatnych i tak pacyfistycznych, że uświadomienie sobie, że i w tych ideologicznych rejonach ktoś może się nie na żarty wku*wić jest jakimś kulturowym szokiem.
Smutne jest z kolei to, że być może pranie prawaków po mordach może być jedynym językiem dyskursu, jaki ci są w stanie zrozumieć. Co z kolei prowadziłoby do konstatacji, że patriotyzm, żołnierze wyklęci, walka o ojczyznę, to tak naprawdę eufemistyczne określenia na takie wychowanie, gdzie dzieci dostają w ciry i ów wzorzec sobie utrwalają. Że prawicowy dom, to tak naprawdę pełna przemocy melina. Że behawior jest tam rodem z Mad Maxa (też czekacie na nowego?), zwyczaje jak z filmów Refna, a intelektualnego ogarnięcia tyle, co męskości w tańcowaniu Bosaka w programie TVN-u. Smuteczek. Choć też nie będę tego łańcuszka wnioskowań bronił. Prędzej sobie fantazjuję.
Skończyło się na wodzie. Zawisza uciekł z programu w mokrej koszuli. Czyli - w miarę - pacyfistycznie. Choć gdyby dłużej został i produkował swój bełkot, może zarobiłby i śliwę. Co najbardziej było w tej sytuacji niesmaczne to z kolei fakt, że polityk ani myślał nawiązać dialog - nawet jeśli miałby być betonową, wobec Rafalali, opozycją. Wszystko, czego chciał, to sprowokować. Zmusić do jakiejś ekstremalnej reakcji. Udało mu się.
Wczoraj byłem na spacerze z Bułą. Buła, do najmniejszych nie należy. Choć nie jest również kolosem - za niskie ma na to zawieszenie - swoje trzydzieści kilo prawie-labradora nosi bowiem na jamniczych odnóżach. No, ale na pewno nie jest mały. Jest za to pogodny, pacyfistycznie nastawiony do świata, lubi inne psy, chętnie nawiązuje z nimi znajomość i jest ich bardzo ciekaw. Nigdy nie prowokuje awantur. Jeśli kogoś nie lubi, to najzwyczajniej w świecie, po stoicku go ignoruje. Wczoraj do buły podbiegł ratler. Jak to ratlery - mały, głupi, agresywny i rozszczekany. Podbiegł, poszczekał. Buła go zignorował. Ratler podbiegł więc bliżej, zapienił się i ujadał dalej. Bule skończyła się cierpliwość. Raz, a porządnie huknął. Ratler tak wystrzelił, że obejrzał się dopiero na drugim końcu ulicy. Paralela - mam nadzieję - czytelna.
Komentarze opinie