Kojarzycie? Para Polaków w Portugalii zwaliła się na śmierć z klifu, bo chcieli strzelić sobie selfie, czyli po naszemu: samoje*kę. Mnie to cieszy niezmiernie, bo stanowi kolejny przejaw społecznego darwinizmu. I to humanitarnego, bo przecież oni sami sobie...
Problem może tylko w tym, że spadnięci zdążyli się rozmnożyć. Istnieje więc szansa, że ich geny, które dobrze byłoby mieć poza ludzką populacją, przetrwają. Czyli gdzieś w gatunku ludzkim zachowa się ta wbudowana w biologię tendencja, żeby oto strzelać sobie samoje*kę na samej krawędzi klifu. Gen parszywy i niebezpieczny. A takich wszak już i tak za dużo mamy.
Ludzi na świecie nie brakuje - szczególnie za wschodnią miedzą rozciągają się (gdzieś tak aż do Japonii) tereny, gdzie ludzi jest wręcz nadmiar. W Indiach trwa właśnie pierwszy od dekad spis ludności. Zaczął się jakieś trzy lata temu, a zakończyć się ma w przyszłym roku. Wnioski płynące z raportów urzędników zań odpowiedzialnych są takie, że być może Indie są ludniejsze od Chin. Jak więc mówiłem - ludzi na świecie nie brakuje. Liczebna strata związana z działaniem darwinizmu nie stanowi dla nas jako gatunku zagrożenia. A przynieść może same pozytywne skutki.
Motocykliści, alpiniści, miłośnicy sportów ekstremalnych, ustawkowicze, spadochroniarze, szybowcowcy i awionetkowcy (zepnijmy: lotnicy) i tak dalej, i tak dalej. To wszystko ludzie, którzy są ofiarą pewnej genetycznej, biologicznej aberracji. Podczas, gdy każde praktycznie zwierzę zasadnie ulega instynktowi samozachowawczemu, oni robią dokładnie odwrotnie. Wprowadzają więc do naszych gatunkowych genów ferment. Coś zarazem nieuzasadnionego, jak i niebezpiecznego. A więc niedobrego. Dlatego, kiedy jakiś alpinista ginie podczas ataku na Elbrus, czy inne tałatajstwo, w duchu wyjątkowo się z tego cieszę. Podobnie jak z wypadków pielgrzymek do Medjugorje, śmierci podczas zawodów żużlowych, postrzeleń (właściwie zastrzeleń) myśliwych, przedawkowań. Naprawdę. Zrazu miło mi, że oto ludzka populacja tracąc coś, coś zyskała. I to lepszego, niż to co straciła.
Powiecie: Waliński jest bydlę. Pozbawiony empatii ziomek Hitlera, zresztą z korespondującą fryzurą. Otóż nie. Nie namawiam do powtórki z akcji T4 i budowy nowej Kochanówki. Różnica w moim i hitlerowskim podejściu do eugeniki jest taka, że ja nie uważam, że osoby psujące naszą genetyczną pulę winny być zabijane, ale cieszy mnie, jeśli same się z populacji usuną. Podobnie z karą śmierci: ciężcy zbrodniarze bez nadziei na resocjalizację powinni nie żyć, ale w żadnym przypadku w demokratycznym świecie nie wolno ich zabijać, bo wtedy osoba tego dokonująca zbliża się do zbrodniarza, ma krew na rękach i sama powinna podlegać korespondującej karze. Ale jeśli ktoś głupi zabije się wskutek swojej głupoty, a przy tym nie uszkodzi nikogo postronnego, dzieje się de facto jedno wielkie dobro.
Kilka lat temu niezwykłą popularnością cieszyły się nagrody Darwina. Czytało się o ludziach którzy dla zabawy wsadzali sobie w dupę sprężarkę. Którzy przytroczyli balon do fotela i zamarzli w atmosferze. O facecie, który tak histerycznie chciał wyciągnąć z automatu zaklinowaną puszkę coli, że przewrócił ów automat na siebie, co skończyło się zgonem. O gościu, który chcąc wybić przerębel, z lenistwa - bo nie chciał śmigać po dłuższy lont - postanowił rzucić dynamit na taflę jeziora. I o psu, który mu ten dynamit zaaportował. Wszystkie te osoby i im podobne są nie mniejszym społecznym zagrożeniem, niż pedofile, mordercy i Antoni Macierewicz. Ich zniknięcie z publicznej przestrzeni znaczy, że zdrowi i normalni mają mniejszą szansę przypadkiem znaleźć się w kręgu ich oddziaływania, a więc są bezpieczniejsi.
Jasne, że bliscy tych idiotów zarzucą mi, że nie mam serca. Rozumiem to. Do najgłupszego stworzenia, obcując z nim, idzie się przywiązać - rybki, axolotla, czy legwana. Idzie rozwinąć doń stosunek emocjonalny. Jednak odrzucając emocje, afekt, sentyment, a patrząc do bólu racjonalnie, na śmierci jednostek głupich gatunek tylko zyskuje. I znów refutuję zarzuty, że jestem nietolerancyjnym bydlakiem bez serca i że trzeba mnie spalić za popieranie tak rozumianej eugeniki. Wy, Moi Drodzy Hipokryci, też wspieracie eugenikę. Cichcem. Lecząc dziecko w łonie matki, poprzez szczepienia, inkubatory i tak dalej. Warto więc wziąć rzeczywistość na klatę.
Dziedziczy się wiele cech paskudnych. A nawet nie tylko cech, bo zdarza się "dziedziczenie" alkoholizmu, czy biedy. Sedno problemu nie tkwi bowiem tylko i jedynie w genach. Działa również poprzez wychowanie. W obu przypadkach dobrze, jeśli darwinizm zadziała odpowiednio szybko. Albo zanim idioci zdążą się rozmnożyć, albo zanim zaczną owoc swojego rozrodu wychowywać.
Wracając do Portugalii. Szkoda dzieciaków. Łączę się z nimi w bólu. Plus taki, że to, co się stało znacznie zmniejsza szansę, że one same zginą kiedyś spadnięte z klifu podczas strzelania samoje*ki. Czyli o tę - abstrakcyjną, wydawałoby się - możliwość - są bezpieczniejsze.
Komentarze opinie