Każdy, kto pisze i publikuje cokolwiek, prędzej czy później dorabia się trolli. Czyli takich indywiduów, które przy każdej możliwej okazji robią gnój. I chcą - by ich wzorem - inna osoba w takim gnoju żyła. Bywają trolle urocze i zajmujące. Bywają również nudne i upierdliwe. Bywają mądrzejsze. Bywają durniejsze. Ja dorobiłem się ostatnio trolla zdecydowanie poniżej mojej klasy. Nad czym utyskuję.
Za Wikipedią: "Troll (norw., szw. troll, duń. trold) - przypominający wyglądem człowieka stwór ze skandynawskich wierzeń ludowych, wywodzący się z mitologii nordyckiej. Wierzono, że trolle różniły się między sobą zarówno wyglądem, jak i charakterem. Najczęściej miały być to stworzenia bardzo stare, brzydkie, złośliwe i mało inteligentne...". Zgadza się. W większości. Wiekowy może mój nowy troll nie jest, jest natomiast brzydki, złośliwy i mało inteligentny. Zupełnie nie przypomina muminków, które wszak też trollami były. No, może nie do końca, bo wedle mojej obserwacji, podobnie jak one ma nadwagę i psychedelia wyziera mu z oczu. Z pewnością nie jest natomiast sympatyczny. Mój własny troll ma natomiast niespożyte pokłady energii. Szkoda, że nie zużywa ich w swojej nominalnej pracy - pracy polityka, a na trollingu, do którego używa niejednego fałszywego profilu na forach, czy portalach społecznościowych.
Inna sprawa, czy osobie zajmującej publiczne stanowisko, a więc opłacanej z publicznych pieniędzy wypada tak postępować... Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu, bo trollując mnie - siłą rzeczy - powiększa mi fejma, a portalom/pismom dla których pisze zwiększa liczbę kliknięć i ogólną czytelność (z czego najprawdopodobniej nie zdaje sobie sprawy - ktoś mniej zbliżony do trolla i bystrzejszy wpadłby na to, że najlepszą strategią jest przemilczeć). Nie wiem natomiast, jak powinni patrzeć na to wyborcy. Bo, wychodzi na to, że płacą mu z własnej kieszeni nie za załatwianie ich spraw (w czym nie celuje - patrz Dojlidy), a nie za trollowanie Walińskiego. Zupełnie poważnie zastanawiam się, czy w wypadku gdyby w kolejnych wyborach przepadł z kretesem, nie dać mu jakiejś pensji za rzeczony trolling. Choć może nie trzeba, bo być może troll jeść nie musi - wszakże karmi się nienawiścią. O kogo chodzi? Dokładnie zdradzić nie mogę. Bo na proces, oparty głównie na subiektywnych ocenach, nie mam ochoty. Mogę najwyżej wspomnieć, że mój troll w imieniu i nazwisku ma aliterację.
Co dokładnie robi ów troll? Kiedy nie spaceruje nabierając piasku w rękawiczki, zatrzymując się co chwila, żeby przełknąć ślinę (koordynacja jest funkcją inteligencji), odsądza mnie od czci i wiary. Pomysły ma na to zaskakująco egzotyczne. Łapie się na przykład za moje felietony. Felietony, czyli formę, w której z definicji należałoby umieścić nietypową, mocną i interesującą opinię. Która ma zasadzać się na bon motach, operować przerysowaniem. Prowokować do myślenia, do formułowania własnych sądów. Troll tego nie wie, więc felietony traktuje ze śmiertelną powagą, a jednocześnie wyjątkowo powierzchownym zrozumieniem. Każda zdecydowana opinia staje się dlań przyczynkiem do wklejania cytatów ze mnie na kontrolowane przez siebie fanpejdże. Później komentuje taką przeklejkę, po czym z jeszcze innych profili komentuje własne komentarze do owej. Osobowość wielokrotna jak znalazł. W dodatku nieleczona.
Dalej. Troll porywa się nawet na tak niecodzienne działania, jak suponowanie że jestem młodym adeptem klimatów "white power", aspirantem w ku-klux-klanie, pod pachą mam wytatuowanego totenkopfa, a pięć razy dziennie rozkładam na glebie dywanik i modlę się do pewnego złośliwego malarza z Austrii. Jak godzi ową supozycję z faktem, że - o czym świadczy mój publicystyczny dorobek - jestem lewicową, dekadencką, pedalską gnidą z HIV-em i Ebolą, mój własny troll nie tłumaczy. Chcąc, nie chcąc wpisuje mnie więc w podobny porządek, w jakim tkwił zespół Laibach, wielokrotnie posądzany o brunatne sympatie, a w gruncie rzeczy lewicowy. Czym jest Laibach? A takim wielce zasłużonym słoweńskim projektem, w poprzedniej epoce prześladowanym przez pachołków Tity, który na mapie dawnej Jugosławii stanowi najważniejszy ośrodek kulturotwórczy i który chwilę temu na zamówienie naszego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nagrał epkę z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego (teledysk poniżej). Laibach wielokrotnie operował ironią. Bardzo cwaną, balansującą na krawędzi. Taką, której troll by nie zrozumiał. I nie, ani nie robię z siebie instytucji na poziomie Laibacha, ani nie robię z siebie ofiary. Ot, paralela.
A skoro jesteśmy przy ironii - ironią będzie fakt, że rzeczony troll niniejszy tekst akurat przemilczy. Nie dlatego, że nagle otrzeźwieje. Nie. Przemilczy, bo gdyby wyrwał się ze swoją trollową gębą, chcąc - nie chcąc, przyzna się, że on, to on. A szkoda. Szkoda też, że skoro już mam mieć swojego zupełnie własnego trolla, jest to nie budzący postrach, gigantyczny troll, tylko paskudztwo, które z powodzeniem można hodować w szafie i wypuszczać zeń ku uciesze odwiedzających nas znajomych. Które można by zabrać na miejski rynek (najlepiej w towarzystwie katarynki) i niech uprawia swoje małpie figle. A że kaska przy okazji wpadnie, to tylko lepiej.
Na wypadek, gdyby natomiast mojemu trollowi zabrakło weny podam kilka faktów, do których z powodzeniem może się podczepić. Jestem gamerem (WoW, SW:tOR), udzielam się w pewnym prasłowiańskim projekcie black metalowym, pałam niekoniecznie uzasadnioną miłością do neofolku, starego industrialu i stonera. Rozważam działalność polityczną po bardzo lewej stronie. Choruję na cukrzycę, którą pewnie zaraziłem się w Afryce podczas fetyszystycznej orgii analnej z całym plemieniem Jorubów. W drzewie genealogicznym poza porządnymi Słowianami mam jeszcze tych przeklętych Bałtów! (Żydów nie, nad czym utyskuję). Miałem w rodzinie przypadek choroby Alzheimera, co troll być może uznaje za fakt wstydliwy. Szukam, szukam... Lubię psy a kotów nie - może to się nada? Albo że kiedyś miałem świnkę morską i ją oddałem. Więc pewnie podobnie postąpię ze swoim przyszłym biologicznym dzieckiem... Jak coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, dam Ci, Trollu, znać. Albo przez Facebookowy status, albo na urzędowego maila. YOLO!
Poza pracą w mediach białostockich, od wielu lat działam jako dziennikarz muzyczny. Zdarzyło mi się napisać niepochlebną recenzję ostatnich dokonań Bon Jovi. Jeden z komentarzy absolutnie mnie rozbroił. "Waliński, jesteś zje*aną parówą". Przez cały dzień miałem się z pyszna i wszystkim naokoło o tym opowiadałem. Podobnie z trollem o którym piszę w tej chwili. Też mam się z pyszna i też chwalę się wszystkim naokoło. Jedno, czego bym sobie życzył, to żeby ów troll wzniósł się na odrobinę wyższy poziom. Nieetycznie jest kopać leżącego.
Komentarze opinie