Wiem, co mówię. Śmierć i nuda. Sport jest szkodliwy i dehumanizujący. Może stać się powodem wielu życiowych tragedii. Nawet tych najstraszniejszych. Wróćcie - nie "może stać się", a "staje się". Teraz i tutaj. Bardzo często.
Siedzę sobie i oglądam mistrzostwa. Jakaś tam lekkoatletyka. Co to oznacza? A to, że najpierw kilku osobników gania naokoło bez celu, kto szybszy. Tor ten sam co zawsze - nawet w tym samym kolorze. A kolesie biegną - życie poświęcają temu, żeby biegać jak najszybciej. Ewidentnie nie wiedzą, że istnieją samochody, pociągi, samoloty, bryczki i że człowiek nie musi już biegać do rodziny na wsi. Potem podobna sytuacja, ale w wodzie - znać nie słyszeli o motorówce.
Dalej sobie oglądam. Tour de France. Tour de Pologne. Ładnie. Przyroda. Zabytki. Plenery. Ale nie, jedzie kupa głąbów w kolorowych trykotach, zasłaniają co tylko mogą, a kamerzysta - nie podejrzewam, że za każdym razem ten sam i za każdym razem pijany - zamiast koncentrować obiektyw na czymś interesującym, filmuje tych w trykotach. Dobrze, że chociaż komentatorzy odchodzą od mówienia o trykotersach na rzecz opowiadania o historii i geografii, czyli czymś wartościowym. Choć to nadal nie reguła.
Mistrzostwa pływackie i wioślarskie. Graliście kiedyś we "Froggera"? Stara gierca, jeszcze z C64, jak nie Atari. Żaba idzie z dołu ekranu do góry ekranu. Musi unikać belek, które mogą ją przejechać (samochodów), a kiedy np przekracza rzekę, skakać po innych belkach, które imitują kładki. Belki są w ruchu. Patrzę na tych płynących i wiosłujących i widzę w sumie to samo. Tylko bez Froggera, którym mogę sterować. Więc emocji dużo mniej. Przyroda z kolei nic już nie ratuje, bo w kółko ta sama.
Inna rzecz, że gdzieś tam we łbie kołacze mi myśl, że przecież obserwuję tak naprawdę bandę narkomanów-koksowników. Wezmę i wybiorę sobie jednego (kryterium narodowe, urodowe, nazwiskowe, cokolwiek...) i będę mu kibicował. Czyli zupełnie bez sensu chciał żeby to on wygrał, a nie kto inny. Jak gdyby jakakolwiek była różnica. No i miną lata. Ów/owa postartuje jeszcze, albo przejdzie na emeryturę, a potem buchnie skandal, że ćpał/a. Zabiorą medal, choć "kto daje i zabiera...", a ja wyjdę na debila. Bo tak się cieszyłem, i w ogóle, a tu faworyt/ka robił/a mnie w...
To z perspektywy obserwatora. Sport jest zwyczajnie durny i oglądają go durnie. No, chyba że sporty elektroniczne, strzelanki, strategie - tu przynajmniej jest trochę jak w filmie i coś się dzieje. Plus: do gry trzeba mieć minimalną koordynację, refleks i tak dalej - więc działa mózg, a nie mięśnie. A przy wiosłowaniu co? Przeciwnie. Mózg raczej należy wyłączyć.
Ok, uprawianie sportu - niby fajne, bo na chemię organizmu wpływa niby dobrze. Ale z drugiej strony kontuzje. I wydatne straty na zdrowiu. Rozedmy płuc u pływaków, deformacje żył i kośćca u kolarzy, wiecznie powybijane stawy u tenisistów. Sport szkodzi. Większość facetów, którzy w latach siedemdziesiątych promowali w USA jogging zeszło na zawały serca. Bo serducho za mocno obciążali. Odżywki, sterydy, diety - wszystko to wykańcza, doprowadza organizm do fatalnego stanu. A na tym się wszak nie kończy. Inna rzecz, że zupełnie nie współczuję - chyba, że głupocie. Bo jeśli ktoś jest aż takim głąbem, że biega w trampkach po ścieżkach rowerowych (nagminny to u nas widok), to dlaczego miałbym współczuć, kiedy finalnie wysadzi sobie stawy i wyląduje na wózku? Przeciwnie - zły jestem raczej, bo wózek będzie miał przez własną głupotę, ale za moje pieniądze.
Widzicie? Nie trzeba drastycznych przykładów, jak ten Schumachera, żeby widzieć, że sport jest dla głupców, którzy nie mają instynktu samozachowawczego. A sport wyczynowy w szczególności. Wyjątkowo zaś głupio go uprawiać w naszym kraju. Medalistka mistrzostw świata mówi w wywiadzie, że stypendium ma tak niskie, że musi w Biedrze kontemplować serki, który tańszy. Pamiętamy też casus Agaty Wróbel, która na obczyźnie "robiła kuguara", to znaczy żywiła się odpadkami ze śmietników. Uprawiać wyczynowy sport = zmarnować życie. A o współczucie znowu trudno, bo wszak to wszystko na własne życzenie. A uliczka to ślepa. Bo jeśli się zmarnowało całe życie, żeby jak najszybciej wiosłować, to co innego się umie? Jaką ma się wiedzę? Komu taki pracownik potrzebny?
Sport jest wrogiem sprawnego umysłu - dowodem amerykański system stypendialny, który cichcem przepycha przez kolejne stopnie edukacji kompletnych idiotów, o ile tylko skaczą jak małpy, silni są, albo coś w tym stylu. Inna rzecz, że w tamtejszych warunkach ekonomicznych rzeczeni idioci finansowo mają akurat całkiem przyzwoicie. U nas większość hajsu przeznaczoną na wspieranie sportu kradną wąsate dziady aka działacze sportowi. A do tych akurat mam szacunek. Bo hajs dostają, mimo że nie wyniszczają swoich organizmów sportem.
Lato mija. W telewizji będzie coraz mniej transmisji z wybryków tych wszystkich samobójców aka sportowców. Chwila oddechu. Przed zimą. Bo wtedy kolejna transza. I to jeszcze głupszych. Bo ci, o których pisałem, są głupcami, ale przynajmniej w ciepłym.
Komentarze opinie