
Jagiellonia może pożegnać się już z szansami na obronę mistrzowskiego tytułu. Białostoczanie wpadli w dołek formy i żadne zaklinanie nie zmieni tego obrazu. Żółto-czerwoni mają kłopoty z wygrywaniem: ostatni raz wygrali z Legią Warszawa 13 kwietnia, a wcześniej 2 kwietnia z Wisłą Kraków grając o Superpuchar. Duma Podlasia zajmuje trzecie miejsce i musi nie na żarty martwić się czy nie wyprzedzi jej szczecińska Pogoń, z którą przyjedzie jej jeszcze grać w lidze. Piłkarze i trener Adrian Siemieniec apelują o wsparcie i rozsądek, choć niektórym grzeją się już głowy i przebąkują, że może czas na poważne zmiany i wstrząs w drużynie.
Z jednej strony apetyt rośnie w miarę jedzenia: Jagiellonia wynikami ponad stan i oczekiwanie rozbudziła duże oczekiwania. Wielu jej sympatykom zaczęło wydawać się, że ich zespół jest gotów na starcie o finały Ligi Konferencji i obronę tytułu mistrzowskiego. A zawodnicy mają w nogach ponad 50 rozegranych spotkań (o 1/3 więcej niż wyprzedzający ich rywale) i drużynę, która wcale nie ma głębokiego zaplecza. Kadra Siemieńca, która może powalczyć o miejsca gwarantujące grę w europejskich pucharach jest naprawdę niewielka. Dodatkowo dwóch zawodników walczy od dłuższego czasu z kontuzjami, a paru innych ma kłopoty z urazami - nie tak poważnymi - ale wyłączającymi ich z gry na wysokim poziomie. Do tego zespół czeka przebudowa: kilku zawodnikom kończą się kontrakty, inni wracają z wypożyczenia do rodzimych klubów. To wszystko sprawia, że nie są w 100 procentach skoncentrowani na tym co się dzieje w żółto-czerwonej rzeczywistości. Jakby było mało to paru kolejnych myślami jest już przy transferach, o których rozpisują się media. Padają kolejne nazwiska, kwoty odstępnego, wysokość kontraktów. A przecież Jagiellonia - nawet skoncentrowana w 100 procentach na grze o wynik - nie ma aż tak silnej kadry jak najsilniejsze polskie drużyny jak Lech Poznań czy Legia Warszawa. Białostoczanie dopiero od kilkunastu miesięcy wychodzą na finansowy plus po latach posuchy, kiedy głównym sposobem na przetrwanie była konieczność sprzedaży najcenniejszych graczy. Zresztą... nadal ten patent gra dużą rolę w strategii klubu.
Z drugiej strony Jagiellonia po zdobyciu mistrzostwa Polski - odwrotnie niż większość klubów polskich w historii ostatnich lat - skutecznie godziła (i wciąż godzi) grę na wielu frontach. Żółto-czerwoni zdobyli wiele cennych punktów w klasyfikacji UEFA zarówno dla siebie jak i dla Polski. To głównie dzięki ich grze za rok aż 5 ekip będzie reprezentowało Polskę w europejskich pucharach (w tym 2 w Lidze Mistrzów). Kibiców bierze złość, że na finiszu - kiedy losy się ważą - ich ulubieńcy przegrywają nie z potentatami ale ze średniakami, a nawet słabeuszami polskiej ekstraklasy. Dodatkowa frustracja to świadomość, że Jagiellonia może w kilka tygodni stracić premię, którą wywalczyła przez ostatnie dwa lata. Bo wystarczy nie zakwalifikować się do pucharów i nie będzie rozstawienia w rozgrywkach, a lista zawodników chętnych do ogrywania się w Białymstoku mocno się skróci. Bo czym innym jest grać w polskiej lidze nawet w zespole z ambicjami, a w czym innym w ekipie, która ma szansę grać choćby w Lidze Konferencji i ma za sobą udany sezon w tych rozgrywkach. Pomijam fakt, że kilku graczom może błysnąć myśl, że warto zmienić klub na taki, w którym mogą pokazać się na arenie rozgrywek UEFA, bo to będzie dobry krok w ich karierze. I taka frustracja też jest zrozumiała.
- No cóż, nie jest to łatwy moment na pewno. Co prawda miałem w swojej przygodzie trenerskiej trudniejsze, ale nie powiedziałbym, że ten moment jest łatwy. Oczekiwania rosną i z perspektywy zmieniających się oczekiwań wobec mnie, zespołu czy klubu, wiadomo, że jeżeli w krótkim czasie robi się tak dużo, to poprzeczka idzie w górę i oczekiwania też się zmieniają. Doskonale o tym wiedzieliśmy. Tak jak wielokrotnie przyjmowaliśmy pochwały – i słusznie – za swoją postawę, czy w lidze, czy w Europie, tak teraz pewnie będziemy musieli przyjąć krytykę. Najważniejsze jest to, żebyśmy w tym momencie byli razem i żebyśmy się nie poddali. Takie momenty są prawdziwym testem dla wszystkich, bo jak jest dobrze, to wszyscy jesteśmy spójni i zadowoleni, a jak coś nie idzie po naszej myśli, to różne rzeczy się dzieją. Jeżeli przegrywamy dwa razy 3:1, tracimy sześć bramek w dwóch spotkaniach, to coś nie funkcjonuje tak, jak powinno - tak podsumował porażkę w Kielcach i rozważania o jagiellońskiej przyszłości trener Adrian Siemieniec.
Zdaniem 31-letniego szkoleniowca nie da się wytłumaczyć porażek wyłączenie zmęczeniem (Jagiellonia ma już w nogach 52 mecze: tyle, że starczyłoby na półtorej sezonu), bo wtedy nie należałoby oczekiwać żadnych punktów zdobyczy aż do samego końca rozgrywek.
- Rozegraliśmy te spotkania i mniej ich nie rozegramy, już tylko więcej. Wychodząc z tego założenia nie powinniśmy zdobyć pół punktu do końca sezonu, bo mamy tyle meczów w nogach. Mamy i koniec. Ja też jako trener muszę to brać pod uwagę i może podejmować inne decyzje, może w inny sposób zarządzać, może inaczej zmianami, może wystawiać inną jedenastkę. Zawsze odpowiedzialność w takich momentach jest po mojej stronie. Jestem pierwszy, który będzie rozliczał siebie i to jest dla mnie sytuacja, o której muszę poważnie pomyśleć. I nie chodzi tu o to, żeby bić na alarm i teraz nerwowo podejmować decyzje, tylko trzeba się zastanowić, bo coś nie funkcjonuje. Najważniejsze jest znaleźć, co nie działa. A to już nie jest takie proste, bo wiele czynników może mieć wpływ, ale na pewno musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, żeby stopniowo poprawiać naszą sytuację i przede wszystkim się nie poddać. Dzisiaj można by było złożyć broń, bo przewaga u góry się powiększyła, a przewaga nad zespołami za nami zmalała. Ale mimo wszystko wciąż wszystko zależy od nas, jeżeli chodzi o miejsce, w którym aktualnie jesteśmy - skwitował Siemieniec.
Z tego, że Jagiellonia jest w tarapatach zdają sobie sprawę również i dwaj najstarsi gracze żółto-czerwonych. Jesus Imaz i Taras Romanczuk to prawdziwe filary Jagi, których postawa miała zawsze duży wpływ na grę Dumy Podlasia. Obaj mają ogromny udział w już osiągniętych wynikach ale i oni nie składają broni.
- Zdajemy sobie sprawę z tego, że obecnie jesteśmy w złym momencie. W ostatnich meczach wygląda to podobnie - nieźle zaczynamy, obejmujemy prowadzenie, rywale nie tworzą sobie okazji, mamy kontrolę, ale potem po strzelonym golu ją tracimy. Nie zachowujemy wystarczająco dużo spokoju, żeby wrócić do planu i założonego sposobu gry. To nasza słabość - dobrze zaczynamy mecze, obejmuje prowadzenia, a później, nie wiem dlaczego, nie potrafimy zachować koncentracji. Wciąż jednak jesteśmy na 3. miejscu w tabeli i mamy dwa punkty przewagi nad Pogonią. Chcemy zakończyć sezon na podium, a żeby to zrobić musimy trzymać się razem, nie ma innej drogi. Mam na myśli wszystkich - zespół, klub, kibiców. Wspólnie przejdziemy przez ten gorszy czas - mówił po meczu w Kielcach Imaz.
Imaz przypomniał, że w zespole wiosną ciągle kogoś brakowało, ale kontuzjowani wracają. Przypomniał o tym, że do szatni wracają Adrian Dieguez, Michal Saćek, Leon Flach i Enzo Ebosse, a to może dodać skrzydeł ekipie i zwiększyć możliwości rywalizacji.
- Potrzebujemy wszystkich zdrowych na tę końcówkę sezonu - stwierdził Imaz.
W podobnym tonie wypowiadał się i Romanczuk. Kapitan Taras nie chciał mówić o kryzysie, choć nie ukrywał, że jest to trudne patrząc na przegrywane mecze.
- Ale przede wszystkim apeluję o rozsądek. Wiadomo, że po tych meczach spadnie na nas krytyka, to normalne. Nie możemy spuścić głów. Przed nami jeszcze cztery mecze, będziemy walczyć do końca. Wiem, że jest ciężko, ale nie możemy się poddać. To trudny moment, pewnie każdego zespołu to kiedyś dotyczy, ale musimy to przetrwać i po tej porażce podnieść głowę, walczyć dalej. Byliśmy razem jako zawodnicy i sztab. Wszyscy razem, o tym jestem pewien. Po prostu trzeba podnieść głowę i nie spuszczać jej. Tak samo podeszliśmy do kibiców. Kibice mówili nam to samo – jeżdżą za nami setki kilometrów, czy to na Puchar Polski, czy na mecze ligowe, byli zawsze i wspierali nas, są nadal z nami. Walczymy i trenujemy dalej. - mówił Taras Romanczuk.
A my zachęcamy do wsparcia kibiców Jagiellonii w przygotowaniu ich fantastycznych opraw. Podajemy link do zrzutki na profilu buycoffee.to/ujb2002
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie