Po zawodówce zarabiają więcej niż po studiach

Lata spędzone w liceum, a następnie kilka lat na studiach i po zdobyciu dyplomu… idą się rejestrować do urzędu pracy jako bezrobotni. Tymczasem osoby, które ukończyły szkoły zawodowe mają mniej kłopotów ze znalezieniem pracy.

W Białymstoku brakuje wykwalifikowanych pracowników. Ślusarze i stolarze, a także mniej znane zawody, jak tapicer czy pracownik kanalizacji to poszukiwani ludzie. Niekiedy lokalni pracodawcy muszą się posiłkować pracownikami zza wschodniej granicy, ponieważ na miejscowym rynku pracy, takich brakuje.

- Jak powiedziałem rodzicom, że rzucam studia i idę się uczyć konkretnego zawodu, to przeżyli szok – opowiada Kamil Gryciuk. – Na studiach byłem tylko jeden rok, ale moi koledzy, z którymi wcześniej się uczyłem zarabiają sporo i nie mają kłopotu z pracą. Dlatego zdecydowałem się rzucić studia i rozpocząć praktyki w zakładzie, który robi pomniki. Lekko nie jest, ale zarabiam przyzwoicie i nie żałuję decyzji.

Młodzi ludzie czasami myślą znacznie lepiej od swoich rodziców. Ci drudzy są przyzwyczajeni do mitycznego myślenia o dobrej pracy po studiach, ale zapominają, że coraz częściej inżynierowie i magistrowie dołączają do rzeczy bezrobotnych.

- Ja to się śmieję z moich kolegów, co poszli na studia. Skończyli je i teraz szukają pracy, albo ciągają wózki w supermarkecie – mówi z uśmiechem Dariusz Krawczuk. – A ja mam swój mały zakład mechaniczny, ale nie narzekam na brak klientów. Wszystko mam na miejscu, bo warsztat jest na podwórku i naprawdę nie muszę się martwić o pracę. Kokosów może nie ma, ale nie narzekam, bo zawsze mam na potrzeby swoje i rodziny. Żyjemy i nie musimy u nikogo żebrać o pracę.

Sytuacja na rynku pracy zmieniła się bardzo mocno, od kiedy Polacy zaczęli masowo wyjeżdżać za granicę do pracy. W Białymstoku także coraz częściej daje się odczuć brak wykwalifikowanych robotników i pracowników fizycznych. A mimo wszystko nadal panuje mit, że po studiach praca się znajdzie i będzie wysoko opłacana.

Kalina