Posłowie złożyli już dwa projekty ustaw zakazujących handlu w niedzielę. Na razie nie wiadomo w jakim zakresie i czy w ogóle wejdą one w życie. Tymczasem pracownicy choć cieszą się z możliwości odpoczynku, to bardziej obawiają się zwolnień.
Obawy pracowników nie są nieuzasadnione. Zdaniem Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji nawet 100 tys. osób w całym kraju może zostać zwolnionych, jeśli zostanie wprowadzony zakaz handlu w niedzielę. Mimo, że część osób chętnie odpoczęłaby w dzień świąteczny, to jednak sen z powiek spędza widmo bezrobocia.
- To dobrze, że się ktoś tym zajął, ale nie wiem jak to będzie w praktyce – mówi Lucyna Prus, pracownica jednego z białostockich hipermarketów. – Wiadomo, że w naszym kraju wszystkie takie decyzje i tak odbiją się na nas, pracownikach.
Chociaż w galeriach i sklepach wielkopowierzchniowych zatrudnieni bardzo często pracują w ograniczonej do minimum liczbie za najniższe krajowe, trudno jest przewidzieć zachowanie właścicieli. Część pracowników patrzy z nadzieją na wprowadzenie nowych zapisów. Jednak większość podziela obawy przed zwolnieniami.
- Tylko w najgorętszym sezonie jest nas więcej – mówi Magdalena Kiczuk - kasjerka – a poza tym pracujemy w takiej obsadzie, że jak kogoś jednego nie ma, to już jest ciężko. Nie wiem, czy mają jeszcze kogo zwolnić. Ale z drugiej strony, jeśli sklepy będą pozamykane w niedzielę, to część z nas może być niepotrzebna. Porobią nowe grafiki i jakoś znów to będzie działać.
W Białymstoku na razie nikt nie myśli o wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę, tak jak ma to miejsce w Radomiu lub Krakowie. Jeśli przepis wejdzie w życie i faktycznie dojdzie do zwolnień, sytuacja na naszym lokalnym rynku pracy znacznie się pogorszy. Na razie przed rozważeniem takiej decyzji zapewne powstrzymuje ruch sąsiadów zza wschodniej granicy, którzy zostawiają w białostockich sklepach znaczne sumy pieniędzy.
Komentarze opinie