
Niespełna 100 osób w piątkowy wieczór znów spotkało się pod placówką konsularną Białorusi w Białymstoku. Były przemowy, były informacje o tym co się dzieje, były też łzy i piosenki puszczane z niewielkiego głośnika. Manifestanci zawiesili także na bramie ambasady wieniec nagrobny z podobizną Aleksandra Łukaszenki.
Protesty pod konsulatem Białorusi w Białymstoku przy ulicy Elektrycznej nie są duże. Przychodzi tam codziennie przeważnie po kilkadziesiąt osób. Ale też i trudno o większe protesty z dwóch powodów. Po pierwsze są pełne emocji, które nie każdy jest w stanie wytrzymać, a po drugie pod placówką konsularną jest bardzo mało miejsca. W piątek wieczorem, 14 sierpnia, z głośników płynęły jak zwykle słowa wsparcia, choć nie zabrakło najnowszych danych odnośnie sytuacji tuż za naszą wschodnią granicą.
Protesty na ulicach białoruskich miast objęły praktycznie wszystkie duże miasta, ale i wiele mniejszych. Białorusini są mocno zdeterminowani w obaleniu – jak twierdzą dyktatora, który zafundował im reżim. I trudno się dziwić takim słowom, ponieważ nie jest żadną tajemnicą bicie ludzi i torturowanie ich godzinami, niekiedy dobę lub dłużej. Internet obiegają zdjęcia posiniaczonych i zbitych do kości ciał kobiet oraz mężczyzn. Dochodzi także do gwałtów na kobietach. Dzieje się to w więzieniach i na komisariatach oraz w miejscach, gdzie tymczasowo przetrzymywani są więźniowie polityczni. Dziś też pod konsulatem jedna z kobiet mówiła, że reżim nie oszczędza nawet dzieci.
- Nie da się żyć w kraju, w którym bite i torturowane są nawet dzieci. To już nie jest kraj, to nie państwo i to nie władza, nie da się tam żyć – mówiła jedna z protestujących kobiet.
Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi na Białorusi działacze opozycyjni także byli represjonowani. Jednak nie na taką skalę, jak ma to miejsce obecnie. Tym razem do więzień trafiają zwykli mieszkańcy, często postronne osoby. Nawet pracownicy różnych fabryk, którzy także podejmują akcje protestacyjne w związku – z jak twierdzą – sfałszowanymi wyborami. Ale tym razem jest przekonanie, że protesty nie skończą się, a naród białoruski będzie walczył z władzą dotąd aż nie ustąpi.
- Żona mojego taty ma przyjaciółkę i właśnie u niej męża zabrali na kilka dni. Ona nie wiedziała gdzie on jest. Wrócił do domu i powiedział, że cztery godziny go bili, że nie można było ani nic powiedzieć, ani wstać, ani w ogóle nic. Nie można było się napić wody, a ci, którzy coś próbowali, to łamano im ręce, palce. I jak ktoś chciał zadzwonić na pogotowie, to im odmawiano i mówili, że samo się zrośnie – powiedziała naszej redakcji młoda dziewczyna z Białorusi Alina Markowicz.
- To co się dzieje jest bardzo dramatyczne, ale daje nadzieję na zmiany. Widać, że ludzie na Białorusi się przebudzili. Nie mówię, że teraz, bo pewnie to był proces, który trwał, natomiast my to widzimy teraz. Mają dość, chcą zmiany, a to co my możemy robić to po prostu się z nimi solidaryzować, trzymać kciuki, żeby jakoś zmiana nastąpiła i żeby to była zmiana na lepsze – mówiła z kolei w rozmowie z nami Dorota Zrebst, białostoczanka wspierająca Białorusinów pod konsulatem.
Białorusini co najmniej do niedzieli włącznie będą się spotykali pod konsulatem, więc wszyscy, którzy mają chęć i wolny czas, mogą ich wesprzeć swoją obecnością. Jest to dla nich bardzo ważne, bo czują wówczas, że nie są sami, że ich los nie jest nikomu obojętny. Natomiast wszyscy, którzy mają możliwość finansowego wsparcia mogą wpłacać datki na pomoc poszkodowanym przez łukaszenkowski reżim. Pomoc trafi między innymi do represjonowanych oraz wyrzuconych z pracy. Zbiórkę prowadzi Fundacja Białoruski Dom działająca w Warszawie na portalu zrzutka.pl.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie