Aktualnie sześć klinik w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym jest objętych reżimem. Pacjentów, którzy na nich leżą, nie można odwiedzać. Obowiązują także inne szczególne obostrzenia. Powodem jest groźna bakterii New Delhi. Ale okazuje się, że osoby obce mogą wchodzić na zamknięte oddziały.
Sytuacja jest już zdecydowanie lepsza, niżeli jeszcze kilkanaście dni temu. Kiedy groźna bakteria pojawiła się w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nie wolno było wchodzić aż na 10 oddziałów. Wprowadzenie obostrzeń, jak między innymi zakazy odwiedzin, poprawiło sytuację. Przynajmniej na tyle, że jeszcze w miniony czwartek rzecznik szpitala nas informowała o reżimie szpitalnym obowiązującym już nie w dziesięciu, ale w sześciu klinikach.
- W tej chwili w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym obowiązuje zakaz odwiedzin w 6 klinikach, w których są leczeni pacjenci, u których stwierdzono obecność bakterii New Delhi. Są to:
- Oddział Intensywnej Terapii
- Kl. Kardiochirurgii
- Kl. Nefrologii
- Kl. Hematologii
- Klinika Ginekologii
- Klinika Chirurgii Naczyń i Transplantologii
Do tych Klinik nie mogą przychodzić odwiedzający. Oczywiście zdarzały się już wyjątkowe (np. z powodów rodzinnych) sytuacje, kiedy za zgodą dyrekcji pojedyncze osoby otrzymały indywidualną zgodę na odwiedziny – informuje Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik prasowy USK w Białymstoku.
Z tym, że skontaktowali się z naszą redakcją członkowie rodzin pacjentów przebywających w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku i narzekali na panujące tam warunki. A konkretnie byli to mężczyźni, których żony leżą na oddziale ginekologii. Są bardzo niezadowoleni z faktu, że nie mają jak odwiedzać swoich żon, które oczekują na poród, albo leżą w szpitalu z już nowo narodzonymi dziećmi. Nie są w stanie zrozumieć tego, że nie mogą być razem z najbliższą osobą, w najbardziej oczekiwanym momencie w życiu.
- Siedziałem pod szpitalem i płakałem, że nie mogę wejść do żony. Wiem, że ona mnie teraz najbardziej potrzebuje. Szpital w XXI wieku powinien chyba być jakoś przygotowany na takie sytuacje i aż wierzyć się nie chce, że to się dzieje naprawdę – mówi naszej redakcji Artur.
- Proszę o sprawdzenie przestrzegania zasad reżimu sanitarnego w USK Białystok. Mimo zakazu wchodzenia osobom odwiedzającym, duże grupy studentów spacerują miedzy oddziałami i mogą roznosić śmiertelną bakterię – napisał do naszej redakcji Kamil.
Ten mężczyzna także nie mógł dostać się do matki swojego dziecka. Bardzo niepokoi go co się z nią dzieje, ale przede wszystkim bulwersuje sytuacja z przebywaniem osób trzecich, takich jak studenci. Uważa, że nie powinni mieć wstępu na żadne oddziały w sytuacji gdy placówka medyczna walczy z groźną bakterią. Od początku marca obecność tej bakterii stwierdzono u 18 pacjentów USK w Białymstoku, natomiast miesiąc wcześniej, bo w lutym, były to 32 przypadki.
Szpital co prawda zapewnia, że panuje nad sytuacją i izoluje chorych pacjentów, ale bliscy też mają prawo martwić się o tych, którzy do szpitala trafili w takiej sytuacji. Pan Kamil ubolewa nad faktem, że obcy dla jego żony studenci mają prawo wejść i chodzić pomiędzy oddziałami, a on jako osoba najbliższa, takiej możliwości nie ma.
- Jeśli chodzi o studentów, mogą oni wchodzić do wszystkich klinik. Studenci są to osoby, posiadające wiedzę na temat zachowań zgodnych z zasadami epidemiologicznymi. Jednak o tym, do których sal wchodzą studenci, decyduje opiekun grupy wspólnie z kierownikiem kliniki, który odpowiada zarówno za leczenie, jak i dydaktykę – wyjaśnia Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik prasowy USK w Białymstoku.
New Delhi to superbakteria, która jest oporna na działanie wszystkich antybiotyków, co oznacza, że nie można wyleczyć wywoływanych przez nią śmiertelnie groźnych chorób. Można nią się zarazić wyłącznie przez kontakt dotykowy, ponieważ może być przenoszona na skórze, skąd trafia do przewodu pokarmowego. Ale groźna staje się dopiero wówczas, gdy trafi do krwi, dróg moczowych lub oddechowych. I trudno się dziwić tym osobom, które martwią się o swoich bliskich w szpitalu, kiedy ten walczy z bakterią. Zwłaszcza, jeśli pomiędzy oddziałami krążą studenci, nawet przeszkoleni.
- A co, jeśli ktoś nie dopilnuje studentów i moja żona, albo dziecko zostanie zarażone? Kto za to będzie odpowiadał? Sam wolałbym być przy niej, wystarczy żeby mi ktoś powiedział, jak mam się zachowywać – żali się pan Artur.
W szpitalu są jednak plakaty oraz ulotki informujące o tym jak należy się zachowywać w związku z zagrożeniem epidemiologicznym. Przede wszystkim należy myć ręce przed wejściem i wyjściem z sali, gdzie leżą pacjenci. Absolutnie nie można chodzić pomiędzy pomieszczeniami, ani oddziałami. Nie można siadać na łóżkach szpitalnych, ani nawet kłaść na nim ubrania.
I choć można zrozumieć zdenerwowanie mężczyzn, którzy rozmawiali z naszą redakcją, to też trzeba zdawać sobie sprawę, że studenci przebywający w szpitalu na praktykach, także muszą nabyć umiejętności i w takich sytuacjach. Mają również zaplanowane zajęcia, które przecież nie zawsze można przełożyć na czas, kiedy szpital upora się z bakterią. Tym bardziej, że dziś nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Na szczęście sytuacja, choć powoli, to jednak się poprawia.
Bakteria New Delhi w Polsce pojawiła się pierwszy raz w 2011 roku i od tamtego czasu jest całkiem dobrze rozpoznana jeśli chodzi o walkę z nią. Faktycznie walka z nią do łatwych nie należy, ale trzeba też zaufać lekarzom oraz personelowi medycznemu, który z pewnością wie, co robi. Członkom rodziny lub bliskim pacjentów przebywających w tej chwili w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku pozostaje uzbroić się w cierpliwość oraz ufność, że w placówce dokładane są wszelkie starania o jak najlepszą opiekę na chorymi.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie