Utarło się, że prywatny przedsiębiorca to krwiopijca i wyzyskiwacz. Pracować u takiego to kara Boża. Nie zapłaci, wykorzysta do granic możliwości i nawet nie podziękuje. A jednak żywot przedsiębiorcy słodki nie jest. Wiem, bo właśnie mam okazję tego doświadczać.
Czy jestem uczciwym przedsiębiorcą? Nie wiem. Nie chcę nikogo oszukać. Czy ktoś pracuje u mnie za mniejszą stawkę? Tak. Ale uprzedzałam, bo mnie nie stać by zapłacić więcej. Czy zmuszałam? Nie. Czy oszukiwałam? Nie. Ludzie sami się godzili i godzą. Każdemu mówiłam jak wygląda sytuacja. Nie mam w tym względzie sobie nic do zarzucenia. Ale mam pretensje do siebie, że nie jestem w stanie płacić ludziom tyle, ile faktycznie im się należy. Niestety w dużej mierze winę ponosi za ten stan rzeczy państwo polskie. Poznałam smak już jakiś czas temu, dziś poznaję ponownie. I tu smutny wniosek. Jest jeszcze gorzej niż było.
Oto kilka przykładów. Jeśli spóźnię się z zapłatą podatku, szybko przyjdzie wezwanie. Liścik czuły z paragrafami i pieczątkami przyniesie mi listonosz już w kilka dni po tym, jak urząd nie odnotuje wpłaty. Ale jeśli urząd ma mi coś zapłacić lub zwrócić… o nie. Wówczas ta zasada nie działa. Ja mam grzecznie czekać, ewentualnie dostarczyć tonę dokumentów, które za kilka lat zgniją sobie gdzieś w piwnicy. Do tego czas. Ten czas mogłabym poświęcić na pracę, aby zarobić więcej, dać ludziom zarobić więcej, ale nie ma kiedy, bo trzeba papierkami się zajmować.
Teraz taka ciekawostka dla wielu, którzy nie są wtajemniczeni. Jeśli ktoś u mnie kupuje na przykład reklamę lub usługę. Wywiązuję się z niej. Po wystawieniu faktury muszę w terminie zapłacić podatek, bo się przecież wzbogaciłam wystawiając papierek. A tymczasem, co jest częstym przypadkiem, mój klient spóźnia się zapłatą. Nie płaci jeden miesiąc, potem drugi, pół roku. Bywa i tak, że nie płaci w ogóle. Ale ja przecież się wzbogaciłam, bo wystawiłam fakturę, za którą nigdy nie wpłynęły mi pieniądze. Pytanie podstawowe brzmi – kto faktycznie wzbogaca się na takiej transakcji. Odpowiedź – państwo polskie. Ja zamiast zarobić dołożyłam do interesu, bo poświęciłam swój czas, wykonałam usługę, nie otrzymałam pieniędzy i na dodatek zapłaciłam podatek od czegoś, czego nigdy nie było. Moja strata jest odnotowana na koncie firmowym, ale w urzędzie mam zysk. Bo przecież wystawiłam fakturę. Z czego więc ten zysk? No właśnie z niczego.
Kolejną ciekawą sprawą jest to, że kiedy zachoruję, nie pójdę sobie na zwolnienie. Bo jeśli pójdę, to nie zarobię. Poza tym nikt za mnie mojej pracy nie wykona. Nie mam zastępcy, nie mam ochrony, nawet sobie sama związku zawodowego nie założę, żeby bronić się przed tym, jak dokucza mi państwo. Jeśli pracownik nawali, to na mojej głowie jest zadbanie o to, żeby wszystko chodziło i śmigało, a czytelnik lub klient nie wiedział, że wystąpiły takie czy inne problemy. Jeśli pracownik zachoruje, zapije, zaśpi, znudzi mu się z dnia na dzień, albo zwyczajnie zapomni, ja muszę być na posterunku i łatać wszystko na biegu. Nikogo nie będzie interesowało, że w tym czasie powinnam pojechać do mamy, albo pójść na basen, bo kręgosłup się sypie. Nie. Muszę ogarnąć sprawy, bo nikt tego nie zrobi. Jeśli tak się nie stanie, odwrócą się i klienci i czytelnicy.
Jaką ochronę daje mi wówczas państwo polskie? Żadnej. Kiedy po latach płacenia składek do ZUS – u zechcę skorzystać ze świadczeń, które sobie wypracowałam, wiecie co otrzymam? Najniższe możliwe świadczenia. W tym samym czasie, sztab urzędników różnego szczebla, których utrzymuję ze swoich podatków i dochodu wypracowanego latami, otrzyma świadczenia znacznie wyższe od mojego. Oni mogli chodzić na zwolnienia, mogli zapomnieć coś zrobić, zapić, pochodzić na rehabilitację, mieć zastępstwo. Ja nie. I tak mnie państwo polskie docenia, że wyżej ode mnie stawia tych, których utrzymuję. Czyli w konsekwencji państwo naje się moimi pieniędzmi, mi pozostawiając ochłapy.
Czy opłaca się wobec tego prowadzić tu działalność? Nie. Polska nie jest przyjaznym krajem do prowadzenia małej lub średniej działalności. Duży ma szansę na zniżki. Jest traktowany priorytetowo, ma możliwość lokowania dochodów w rajach podatkowych. Albo jak się dobrze ułoży z tą czy inną władzą, będzie korzystał z przywilejów, o jakich mały może tylko pomarzyć, a najczęściej poobserwować i pokląć pod nosem.
Polska nie jest państwem, które jest przyjazne przedsiębiorcy. Wcale się nie dziwię, że część osób przenosi prowadzenie firmy za granicę. Rozliczenia raz do roku, opłata podatku dopiero po tym, jak klient wywiąże się z zapłaty. Uczciwe dzielenie się dochodami i nieprzeszkadzający urzędnicy, którzy wiedzą, że bez przedsiębiorcy, nie będą mieli pracy. Dopóki mój kraj i wszystkie władze po kolei tego nie zrozumieją, do tego czasu coraz więcej osób będzie lokowało swoje firmy z dala od polskich granic. Ja pomału też już się nad tym zastanawiam.
Komentarze opinie