Praca znalazła się dopiero wtedy, kiedy potencjalny pracownik zaczął sobie żartować w niewybredny sposób. Wpisywał w CV głupoty, których normalnie nie mówi się nawet dobrym znajomym. Już po kilku dniach miał pracę.
Przeszedł kurs obsługi kasy fiskalnej, fakturowania, sprzedaży bezpośredniej, a nawet układania bukietów. To wszystko okazało się nieważne i niepotrzebne. Nikogo nie interesowało co miał wpisane w CV. Przynajmniej do pewnego momentu. Dziesiątki wysyłanych ofert nigdy nie doczekały się nawet telefonu na rozmowę kwalifikacyjną. Dziś żałuje, że w ogóle chodził na jakiekolwiek kursy, bo jak twierdzi to była tylko strata czasu.
- To wszystko ściema. Na takich kursach zarabiają tylko ci, co przeprowadzają takie nikomu nie potrzebne szkolenia – mówi Tomasz. – Ze mną było w grupie jeszcze siedem osób i widziałem, że chodzą tam tylko po to, żeby nie stracić ubezpieczenia z urzędu pracy. Wszystko jest tylko i wyłącznie po to, żeby pokazać, że urząd pracy coś robi i że niby się stara. A tak naprawdę nikomu na tym nie zależy.
Jeszcze na studiach Tomasz dowiedział się jak napisać dobre CV i na co uwagę zwracają potencjalni pracodawcy. Był na warsztatach z rozmowy kwalifikacyjnej i uczestniczył w projektach, które miały mu pomóc założyć własną działalność gospodarczą.
- Można podeszwy zedrzeć, a i tak zostanie tylko puste gadanie. To czego mnie uczono nie przydało mi się kompletnie do niczego. Dopiero kiedy zadziałałem sam, praca się znalazła, ale w tym nie pomogły mi ani zajęcia, ani kursy.
Tomasz był znużony tym, że po kilku miesiącach wysyłania listów motywacyjnych i CV nie było nawet jednego telefonu, aby mógł się udać na rozmowę. Usiadł więc jednego dnia i w złości wysłał zupełnie coś innego.
- Moje CV miało zdjęcie i te wszystkie informacje, o których mi mówiono, że muszą być. Ale dopisałem tam, że pokończyłem szkołę rolniczą w zachodnich Indiach, że umiem doić krowy i że interesuję się puszczaniem latawców, seksem i że mam ochotę jeść grillowane kiełbaski z komunistami. Pisałem jeszcze inne głupoty, czasami wulgarne. I już po kilku dniach miałem pierwsze telefony z zaproszeniem na rozmowę.
Okazało się, że osoby, do których trafiło CV Tomasza były ciekawe człowieka, który pisze takie rzeczy w swojej sztandarowej wizytówce. Górę wzięła chęć zobaczenia chłopaka, który musi mieć albo dziwne poczucie humoru, albo nie po kolei w głowie.
- I to był bardzo dobry pomysł – opowiada Tomasz. – W końcu zwróciłem uwagę. Teraz mam pracę jako kierowca. I kto by pomyślał, że mam ją tylko dlatego, bo w CV wpisałem sobie, że mam doświadczenie w torturowaniu i pasjonuję się rąbaniem wszystkiego co popadnie. Na rozmowie mogłem już zachować się jak należy.
Pracodawca Tomasza nie chciał udzielić nam wypowiedzi. Odniósł się jedynie do tego, że faktycznie jego uwagę zwróciły nietypowe informacje i chciał poznać mężczyznę osobiście. Tymczasem pomysłowy pracownik twierdzi, że żałuje czasu straconego na szkolenia i warsztaty, na których klepie się w kółko te same pomysły i regułki, które dziś już nikogo nie interesują.
Komentarze opinie