W kampanii wyborczej można obiecać wszystko i wszędzie. Padało już tyle obietnic i pomysłów, że strach się bać co to będzie, kiedy dojdzie do ich realizacji. Wczoraj na konferencji prasowej padły bardzo ciekawe propozycje zmian, głównie wobec rowerzystów. Jest tylko jedno ale… dlaczego teraz?
Rowerzyści już mogą się cieszyć na myśl, że jeśli obecna ekipa władz miasta będzie dalej sprawowała rządy, doczekają się nie tylko nowych kilometrów ścieżek rowerowych. Mają powstać nowe kładki, usprawnienia przy przejeździe przez skrzyżowania, a nawet nowe punkty wypożyczalni BiKeRa. Takich zmian chcą kandydaci na radnych z Komitetu Truskolaskiego.
- Drogi rowerowe to nie tylko ilość. Ważna jest także jakość. Dlatego planujemy budowę kładek w miejscach, gdzie jest trudny przejazd dla rowerzystów. To przede wszystkim na Sulika i na wiadukcie Dąbrowskiego – mówił kandydat na radnego Mariusz Dąbrowski.
Rafał Rudnicki, radny mijającej kadencji dodawał, że warto by było uruchomić dodatkowe punkty wypożyczalni BiKeRów. Chciałby aby białostoczanie mieli dostęp do miejskich rowerów na osiedlach Starosielce, Pieczurki i Zawady. Sugerował, że jeśli operator, firma Nextbike, zgodziłaby się, to można by było nie budować nowych stacji, ale przenieść w tamte miejsca te stacje, które dziś są mało użytkowane.
Nas natomiast zaciekawił inny pomysł. Otóż okazuje się, że Komitet Truskolaskiego chciałby, aby w Białymstoku powstały stacje serwisowe dla rowerzystów. Pomysł jest świetny. Nawet BiKeRy, w którym rozreguluje się jakaś część mogłyby w prosty sposób zostać delikatnie naprawione. Na takiej stacji można by było dokręcić pedał lub kierownicę, napompować koło. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że już około 2 lat temu podobny pomysł mieli niektórzy członkowie Rowerowego Białegostoku.
- Chciałem bezpłatnie pomagać ludziom. Nie miałem zamiaru na tym zarabiać. A przecież poradziłbym jak naprawić rower, napompować koło. Prosiłem o udostępnienie mi miejsca w centrum miasta. Około jeden metr na dwa metry. Więcej nie potrzebowałem do tego. Ludzie mieliby za darmo coś naprawione, albo wiedzieliby jak samemu mają naprawić rower. Nikt nie chciał mi w tym pomóc wtedy – powiedział nam Marcin Rogaczewski z Rowerowego Białegostoku.
Na dodatek miasto zażądało za wydzierżawienie miejsca (metra na dwa) 700 zł oraz 1000 złotych kaucji za ewentualne zniszczenie kostki granitowej na Rynku Kościuszki. Pan Marcin chodził od drzwi do drzwi urzędu, ale nie znalazł nigdzie ani pomocy, ani zrozumienia. Po kilku miesiącach zrezygnował.
- Wtedy zachwytu nie było, nie było też komu pomóc, żeby wcielić ten pomysł w życie. A teraz to jest tak, jak ze wszystkim w kampanii wyborczej – dużo pomysłów, które można było zrealizować już dawno temu – powiedział Marcin Rogaczewski.
Sam kandydat z komitetu prezydenckiego na skierowane przez nas pytanie odnośnie opisanego wyżej stanu rzeczy tłumaczył, że teraz to powinno się udać i że pomysł ze stacjami serwisowymi jest potrzebny.
- Teraz być może miasto się zgodzi. Chcielibyśmy to przeforsować. Też jestem rowerzystą i też chciałbym żeby taka stacja była. Mam prawo chcieć – mówił Andrzej Wołkowycki, kandydat na radnego z Komitetu Truskolaskiego.
Tu znów kłania nam się sytuacja sprzed kilku tygodni, kiedy Komitet Prezydenta reprezentujący Prezydenta będzie walczył z Prezydentem o to, co można załatwić jednym podpisem. Skoro można wydać decyzje na budowę bloków, to raczej nic nie stoi na przeszkodzie, aby wydać w jeden dzień decyzję o uruchomieniu stacji serwisowych dla rowerzystów.
- Jest mi bardzo smutno. Bo to wygląda na kiełbasę przedwyborczą. Gdyby prezydentowi zależało na rowerzystach to słuchałby ich wcześniej – podsumował Marcin Rogaczewski z Rowerowego Białegostoku.
W tej sytuacji wypada tylko życzyć, aby zostały zrealizowane wszystkie pomysły, które mają ułatwić życie mieszkańcom miasta. Zwłaszcza te, które uprzyjemnią mieszkanie w Białymstoku. Szkoda tylko, że mogą je realizować wyłącznie ci, którzy tworzą jego komitet wyborczy.
Komentarze opinie