Praca ochroniarza w markecie lub innym sklepie wielkopowierzchniowym do przyjemnych, ani łatwych raczej nie należy. Nie ma dnia, żeby panowie kogoś nie złapali na drobnej kradzieży, głównie produktów spożywczych.
W białostockich sklepach praktycznie każdego dnia dochodzi do kradzieży. Ochroniarze, którzy stoją przy kasach to nie wszyscy, którzy wówczas pracują. W Biedronkach, Realu czy Auchan pracują również na monitoringu oraz chodzą zupełnie niewidoczni dla potencjalnego klienta. Są ubrani tak jak my, mają koszyki, a w koszykach produkty. Mają za zadanie wtopić się w tłum i obserwować klientów.
- Tego najbardziej nie lubię – mówi Mateusz pracujący w jednej z Biedronek. – Ile można chodzić po sklepie z paczką żelek i cebulą w koszyku. Ale faktycznie, tak najłatwiej zobaczyć złodzieja.
Ludzie najczęściej kradną drobne przedmioty, głównie spożywcze. Są to przeważnie słodycze lub pojedyncze owoce. Czasami zdarza się, że z półek ginie w kieszeni mydło, kawa lub niewielka konserwa. Musi się zmieścić w torebce lub wspomnianej kieszeni. Ochroniarze mówią, że najczęściej kradną gimnazjaliści i ludzie starsi.
- Kiedyś zatrzymałem taką babulkę – opowiada Dariusz – miała może z 80 lat. Ukradła jedną śliwkę w czekoladzie i orzecha włoskiego. Żal mi jej było, jak ją odprowadzałem do kierownika. Ale taką mam pracę.
Wojciech, kolejny z ochroniarzy twierdzi, że zdarzyło mu się pomóc młodej kobiecie, która ukradła mleko w proszku.
- Tłumaczyła się, że nie ma pieniędzy, a ma uczulone dziecko i nie ma go czym nakarmić. To była młoda dziewczyna, bardzo płakała i powiedziała, że mogę wzywać policję i robić co chcę, ale ona nie skaże dziecka na głód. Tak mi było jej żal, że po prostu zaprowadziłem ją do kasy i sam zapłaciłem za to mleko.
W białostockich sklepach każdego dnia kamery monitoringu oraz setki oczu wypatrują złodziei. Wszyscy ochroniarze twierdzą, że do rzadkości należą jakieś większe kradzieże. Koncentrują się na tych małych, bo to one najczęściej powodują największe uszczerbki w dochodach sklepów. Wszyscy twierdzą, że ostatnimi czasy nasiliły się drobne kradzieże, bo ludzie nie mają pieniędzy. Nie wzywają policji. Kończy się na zwrocie skradzionego przedmiotu lub uiszczeniu opłaty za towar.
- Najgorsi są gówniarze z gimnazjum, rzucają się do nas i wyzywają – mówi Dariusz. – Do nich najczęściej wzywamy policję. Innym wystarczy wzrok ludzi i wstyd, jak prowadzimy ich przez sklep.
Ochroniarze nie mają łatwej pracy, bo oprócz łapania złodziei często muszą interweniować przy awanturujących się klientach, o których pisaliśmy tutaj. Niekiedy zmuszeni są przepraszać klienta za fałszywe podejrzenia.
Komentarze opinie