
Wojciecha Strzałkowskiego, szefa Rady Nadzorczej i głównego akcjonariusza Jagiellonii Białystok oraz prezesa Podlaskiego Klubu Biznesu nie trzeba przedstawiać. Od 2007 roku jest nieustająco z Jagiellonią i - co bardzo rzadkie - cieszy się zaufaniem zarówno kibiców jak i wspólników. Poza tym uchodzi za wyjątkowo skutecznego biznesmena i charyzmatycznego lidera. Jest też reprezentantem sarmackiej fantazji: jest husarzem i osobiście dosiada wierzchowca w pełnym husarskim ekwipunku oraz przewodzi podlaskiej chorągwi husarskiej. Miłośnik szlacheckiej Rzeczpospolitej i żółto-czerwonego futbolu.
- Moi gościem dzisiaj jest człowiek-legenda, postać kojarzona z Jagielloniu. Podobno urodził się z żółto-czerwoną "Jotką" w sercu. A już na pewno z nią żyje.
Dzień dobry.
- Jest Pan osobą, która ma najwięcej do powiedzenia w sprawie, jeżeli chodzi o Jagiellonię. Jest Pan w niej zarówno najdłużej, ale też ma w niej największy udział. Wszystkich kibiców interesuje czy jej przyszłość jest taka, że możemy liczyć, że na stałe zagości w czołówce polskiej ekstraklasy? Może się trafić słabszy sezon, mocniejszy sezon, ale klub albo zalicza się do czołówki, albo się do niej nie zalicza. Jak to jest z Jagiellonią?
Jak wiadomo, przyszłości nikt nie zna. Można ją przewidywać, można chcieć, można planować, można zakładać. My zakładamy, że w tej czołówce powinniśmy się znajdować jako Jagiellonia w tej czołówce na dłuższe lata. Te dwa ostatnie lata wyjątkowe naprawdę, bo w całej historii poprzedniej - przecież 105-letniej - nigdy nie osiągnęliśmy tytułu mistrza Polski. W poprzednim sezonie w końcu się udało i teraz następny sezon: trzecie miejsce. To nie są bagatelne osiągnięcia. Jeśli się spojrzy na najbliższego rywala z Warszawy, który dysponuje budżetem czterokrotnie czy pięciokrotnie wyższym i mimo to nie udaje mu się osiągać takich rezultatów jak Jagiellonia. To wszystko jest robione dużym wysiłkiem, dużym zaangażowaniem i dużym poświęceniem wielu osób. Tak się często mówi, że pieniądze w piłce nożnej nie grają, ale jednak brak pieniędzy powoduje, że czasami ta stabilność jest lekko zachwiana. Tak jak w tym przypadku. Jagiellonia zbudowała dobrą drużynę piłkarską przy bardzo niskim koszcie. Ale ceną tej budowy drużyny przy niskim koszcie jest to, że niestety trzech zawodników wypożyczonych odchodzi, trzem innym kończy się kontrakt. Nie chcą go przedłużyć, bo dostali lepsze oferty. Są zawodnicy, którymi się interesują menadżerowie innych drużyn. To jest właśnie efekt tego, że przy określonym budżecie możemy sobie pozwolić na pozyskiwanie takich zawodników, którzy - no niestety, ale zdajemy sobie z tego sprawę - że mogą nas opuścić. Jeśli chodzi o wypożyczenia to nawet zdecydowanie opuszczają. I teraz wiele zależy od klubu, do których oni należą. Tak jest z Czurlinowem, Moutinho czy Enzo Ebose. Być może kluby zwolnią tych zawodników na wypożyczenie, ale o tym dowiemy się bardzo późno. Tak naprawdę to przy końcu okienka transferowego. Kolejny przypadek, niezwykle uzdolniony zawodnik Mateusz Skrzypczak, którego Lech Poznań nie widział u siebie w składzie. Jednak najzdolniejszy dyrektor sportowy w Polsce, Łukasz Masłowski, pozyskał go, uwierzył w niego. A potem z kolei Adrian Siemieniec, najlepszy trener w Polsce, stworzył taką sytuację, gdzie Skrzypczak przez trzy lata został najlepszym obrońcą w Polsce. Niestety serducho ma stamtąd i pomimo, że matka go odtrąciła - ta matka w cudzysłowiu, ten klub piłkarski go odtrącił - to jednak to dziecko czuje tę sympatię do tej matki. Przy naszym wielkim oczywiście rozżaleniu - bym nawet powiedział - ale w zupełności to rozumiemy i pożegnaliśmy się z nim bardzo elegancko. Zarówno Mateusz, jak i my mamy dobre wspomnienia po jego grze. No, ale jednak straciliśmy tak dobrego zawodnika, a to dlatego, że było to efektem przedłużenia umowy. To był warunek - ten zapis o kwocie odstępnego. To są elementy takiej negocjacji, gdzie jeżeli nie dysponujesz dużą kwotą, no to niestety musisz iść na ustępstwa. Coś za coś. Ale tak jak mówię, dyrektor Masłowski ma pełne ręce roboty i nie wiem czy nie wyprzedzam pytania, bo zaczynam mówić już o tych transferach. No to jak Państwo wiecie: Rallis już jest z nami czyli Grek z ligi holenderskiej. Jest też i Drachal. To niezwykle uzdolniony zawodnik, który w Rakowie nie grał, grał w GKS-ie, ale pozyskaliśmy go. Bardzo cieszymy się z tego powodu. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że Wdowik wraca do nas. I ten proces trwa. Ten proces trwa cały czas, ale - tak jak mówię - w poprzednim sezonie, tym mistrzowskim, budżet Jagiellonii to było 35 milionów, a Legii 140. Odnoszę się do najbliższego terytorialnie rywala. A budżet Lecha Poznań to 120 milionów. W tym sezonie, który minął mieliśmy 45-50, ale u nich już 160-170 milionów. To jest przepaść. Ale my oczywiście się nie poddajemy. My robimy swoje. To co budujemy to przyszłość Jagiellonii, która jest bardzo silnie związana z rozwojem Akademii Piłkarskiej. Tak jak wcześniej mówiłem: te pieniądze, które klub uzyskał z tytułu poprzedniego sezonu mistrza Polski, ale i w tym sezonie, bo to też całkiem przyzwoite pieniądze za trzecie miejsce oraz występy w Lidze Konferencji Europy. My te wszystkie premie odłożyliśmy na lokatę, ponieważ inwestycja w młodzież, w rozwój Akademii Piłkarskiej jest najważniejsza. Najważniejsza! My nie możemy myśleć dniem dzisiejszym, że wydamy wszystkie pieniądze na transfery i wzmocnimy dziś czy jutro drużynę. Trzeba myśleć do przodu. Za te trzy, pięć, siedem lat. Wtedy, gdy zbudujemy tą Akademię - a wierzę, że zbudujemy - to wychowankowie będą: po pierwsze zasilali pierwszą drużynę, a po drugie można będzie też transferować tych zawodników, co oczywiście jest bardzo istotne z punktu widzenia budowy budżetu klubu piłkarskiego.
- Co potrzeba Jagiellonii - poza pieniędzmi - żeby miała stabilną przyszłość?
Właśnie to, co przed chwilą powiedziałem. Ośrodek piłkarski. Własny ośrodek piłkarski. Ale pyta Pan co jeszcze? Ja bym się chciał jednak na chwilę zatrzymać przy tym ośrodku. Bo ja się mówi ośrodek piłkarski to trzeba też słuchaczom, czy widzom - no bo to jest multimedialny przekaz - i osobom, które nas obserwują, trzeba uświadomić, że to, co chcemy zrobić, to nie są tylko boiska. Aczkolwiek boiska są elementem najważniejszym. Sześć boisk to minimum i teren, który mamy na to pozwala czyli trzy lokalizacje w tej chwili. Wielkość terenu, która jest potrzebna, to jest sześć boisk plus miejsce dwa dodatkowe. Potrzebna jest powierzchnia na dwa boiska, których nie musimy jeszcze dzisiaj budować. Ale powinna być taka rezerwa na nie. Taki bufor. Do tego szkoła mistrzostwa sportowego. Czyli budynki i pomieszczenia na szkołę podstawową i liceum. Przy szkole obowiązkowo musi być bursa, żeby ta młodzież gdzieś po mieście nie jeździła i była odpowiednia opieka. Dalej pomieszczenia dla pierwszego zespołu i drugiego zespołu, dedykowane boisko dla pierwszego zespołu. Następnie warto byłoby też przenieść siedzibę z Jurowieckiej. Dlatego aby te wszystkie funkcje, wszystkie departamenty, wszyscy pracownicy byli w jednym miejscu. Z punktu widzenia zarządzania jest to niezwykle ważne. Dzisiaj mamy taką sytuację w Jagiellonii i w Legii. Nie chciałbym do tej Legii wracać, bo się jej tu nie lubi, ale odwiedzaliśmy ich ośrodek LTC czyli Legia Training Center. Oni mają też Łazienkowską ale jest i Grodzisk. My w Białymstoku mamy Jurowiecką, no ale mamy i Elewatorską. No i mamy podział taki wewnętrzny w klubie: my i oni. My i oni, choć niby jest jedna organizacja, ale my jesteśmy tu, oni są tam. Chodzi o to, żeby nie było my i oni: mam na myśli administrację i pion sportowy. Tylko żebyśmy byli razem jednym teamem, jednym zespołem. To jest bardzo ważne. Chociaż z punktu widzenia rozwoju akademii to ta funkcja siedziby klubu jest najmniej istotna, ale ona też jest ważna. Do tego przydałoby się jeszcze klinika w Jagiellonii, miejsce na rehabilitacj. Żeby to było wszystko w jednym miejscu. Oczywiście: jeśli mówimy o bursie, o internacie, o szkole, o pierwszej drużynie, to musi być to też kuchnia, stołówka, wyżywienie na odpowiednim poziomie. No ale najważniejsze są te boiska. Boiska i szatnie. Do tego miejsce: dużo miejsc parkingowych, miejsca dla rodziców, żeby mogli sobie przyjechać, wypić kawę, popatrzeć jak ich dzieci trenują. Więc tych funkcji - jak pan widzi - jest dość dużo. W tej chwili pracujemy nad tym z każdym departamentem. Kto, co, ile potrzebuje. Oczywiście w miarę rozsądku. No bo można patrzeć tak: ja potrzebuję bardzo dużo dzisiaj. Trzeba patrzeć na miarę tego, co dzisiaj potrzebujemy i możemy, plus na ewentualny rozwój. To ma być ośrodek piłkarski dla młodzieży, dla pierwszego zespołu i jako siedziba klubu również. Czyli tych funkcji, jak pan słyszy, państwo słyszycie, będzie sporo.
- 15 lat temu słyszałem od jednego z działaczy, który był tutaj i przyglądał się Jagiellonii z bliska - mówię o Michale Liskiewiczu - takie określenie: wiesz, Jagiellonia to taki klub trochę z segregatora. Bo oni w sumie nie mają nic własnego poza nazwą i znakiem graficznym, tą "Jotką" żółto-czerwoną i barwami. No i oczywiście wiernymi kibicami. To już się trochę zmieniło i nadal się zmienia. Pan - jak widzę - ma taką wizję wielkiej Jagiellonii. I ile czasu pan sobie daje, żeby taka wielka Jagiellonia powstała. Aby ten klub z segregatora, który był kilkanaście lat temu, zmienić w taki ośrodek, którego wizję pan przedstawił?
Już panu odpowiadam na to pytanie, ale najpierw zapytam, a kiedy ta rozmowa z Michałem Liskiewiczem miała miejsce?
- Nie pamiętam dokładnie: kilkanaście lat temu. Bardzo dawno. To były czasy jeszcze, kiedy Jagiellonia dopiero przechodziła z pierwszej ligi do Ekstraklasy i próbowała się w niej zadomowić na stałe.
- To był 2007 rok. Warto też przypomnieć, że od 2007 roku, kiedy Jagiellonia odzyskała ten awans, tylko trzy drużyny w Polsce są nieustannie od tamtego momentu w Ekstraklasie, czyli Jagiellonia, Lech Poznań i Legia Warszawa. Pozostałe wchodziły albo później, albo spadały, albo później wchodziły. Także to był 2007 rok, pamiętam ten dzień. Ma pan rację. Może i tak było, że niewiele Jagiellonia posiadała wtedy własnego. Dzisiaj ten ośrodek przy Elewatorskiej jest własnością już Jagiellonii. Siedziba przy Jurowieckiej też jest własnością Jagiellonii. I to są nawet całkiem przyzwoite wartości. Myślę, że gdzieś w granicach 10 milionów - tak trzeba by ocenić wartość tej siedziby. Tych biur przy Jurowieckiej. Z kolei jeśli chodzi o ośrodek przy Elewatorskiej, on jest ciągle nowoczesny, ładny, ale ma niewystarczająca ilość boisk. My budowaliśmy to w granicach 20 milionów złotych - to było 6 lat temu. Dzisiaj nawet za 40 byłoby trudno zbudować w takim stanie jak jest on dzisiaj. Więc Jagiellonia od tamtej pory ma już coś własnego. Nie tylko "Jotkę", nie tylko logo i barwy, ale własność. Po prostu majątek trwały. No i oczywiście historię, tradycję i trofea. Są drużyny w Polsce, o których śpiewa się - niekoniecznie eleganckie słowa - że nie mają w gablocie niczego. Tak. Jest kilka drużyn, ale szczególnie jedną sobie kibice upodobali. Tak jest. Żeby z niej żarty robić. No my mamy jednak coś w gablocie. Mamy z 2010 roku pierwszy Puchar Polski. Z 2010 roku jest i Superpuchar jeszcze w kształcie tej srebrnej jakby wazy z uszami. W 2025 drugi Superpuchar Polski. To już taki nowy jakby talerz. Znaczy trofeum w kształcie złotego talerza. No i tytuł: mistrza Polski, a teraz jeszcze trzecie miejsce. Poprzednio mieliśmy dwa razy wicemistrzostwo i też trzecie miejsce. Trochę tych osiągnięć się już uzbierało. Poza tym jest marka, jest renoma. Sam fakt, że Jagiellonia jest postrzegana jako taki klub, do którego można przyjść, ograć się i wywindować się gdzieś w Europie. Że to miejsce, gdzie daje się szansę młodym zawodnikom. Nazbierało się już tego trochę. Ale na pańskie pytanie o budowę wielkiej Jagiellonii odpowiadam: to już się dzieje. Ta wielka Jagiellonia już jest. Ja bym chciał powiedzieć, że my teraz będziemy ją wzmacniali. To nie tak, że ta wielka Jagiellonia będzie. Ona już jest wielka. Nasz zadanie to ją wzmacnić jeszcze bardziej. A jeśli pan pyta o to kiedy... W tych lokalizacjach, o których mówiłem to tam niestety musi być zmieniony plan zagospodarowania przestrzennego. To jest dość długi proces. Głównie administracyjny proces, ale także i planistyczny. Planiści na tym się muszą pochylić. Z tych obietnic jakie mamy, to na przełomie tego roku i przyszłego roku prawdopodobnie byłby możliwy plan. Następnie proces cały przetargowy, zakup gruntu i rozpoczęcie budowy. Więc tak od dzisiaj - gdybyśmy za rok rozpoczęli budowę - to ja bym był przeszczęśliwy, gdyby się udało. Z kolei proces generalnego wykonawstwa i budowy to kolejne 12 do 18 miesięcy. Czyli tak od od dzisiaj między 2,5 a 3 lata.
- Były kluby, które uchodziły za bogate, i w które zainwestowano duże pieniądze. Te kluby - zarówno tu w regionie z bogatym właścicielem jak Mlekowita, która próbowała stworzyć brand w piłce nożnej, jak w Polsce nie przetrwały. Były i kluby, które miały tradycje, a w które też władowano duże pieniądze ale skończyły źle. Ale są też kluby, które mają: jak na przykład Lech Poznań czy Legia, które jakby miały patent na sukces i tworzą wielką jakość piłkarską. Czy Pan ma jakiś wzór - taki brand - na którym wzoruje się, czy to jest kompletnie nowa droga?
Ja nie mogę powiedzieć, że wzoruję się na którymkolwiek klubie piłkarskim w Polsce. Aczkolwiek ostatni rok przyniósł mnie osobiście dużo doświadczenia. Odwiedzając te kluby w Europie sporo zobaczyłem. No, bo jednak to były takie miasta jak Sevilla w Hiszpanii czy Bruges z Belgii. Czy też Baćka Topola, gdzie są wspaniali ludzie. Klub z Serbii, ale z mniejszości węgierskiej. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy z kolegami z Baćka Topola, ale i mamy przyjaźnie także z kolegami również z Mlada Bolesław z Czech i ze Słowenii. Było tych wyjazdów sporo: Norwegia, Bodo glimtm Kopenhaga czy Ajax Amsterdam. Dla zawodników była okazja, żeby ograć się i na tym poziomie europejskim zdobyć trochę doświadczenia, pewności siebie. No bo wiadomo, jeśli nie ma doświadczenia, to mamy tak zwane spętanie nóg, tremę. Ale jeśli zawodnik raz, drugi, trzeci zagra to jest inaczej. No ludzie, kto by kiedyś pomyślał - 20 lat temu - że Jagiellonia będzie grała z Ajaxem Amsterdam. Nie chcę powiedzieć, że jak równy z równym ale jedna. Przed meczem przyrównywałem wartość naszej drużyny do jednej nogi ich zawodnika. Bo tak nominalnie w sierpniu 2024 roku wartość wszystkich zawodników Jagiellonii warta była gdzieś między 14,5 a 15 milionów euro, a ich jeden napastnik wart był 30 milionów. Ale walczyliśmy z nimi jak równy z równym. Dla działaczy te wyjazdy to też było również to było doświadczenie. Widzieliśmy od środka jak ten klub jest zorganizowany, jaka jest struktura, jakie są piony, kto za co odpowiada, jakie są ich ośrodki szkoleniowe. W Polsce nie jest tak źle, jeśli chodzi o stadiony, o kibiców. Natomiast tak naprawdę to za mało jest boisk treningowych. Jak Pan pewnie wie: ja też działam i w spółce Ekstraklasa. Za chwilę kończy się moja kadencja szefa Rady Nadzorczej, no ale jako drużyna, która zajmuje trzecie miejsce będę pracował w nowej kadencji Rady Nadzorczej Ekstraklasy. No i również w PZPN. Więc my na tym poziomie ogólnopolskim też myślmy z takiej perspektywy ponadklubowej. No bo przecież na co dzień między klubami jest rywalizacja. Ale coś nas jednak łączy. Co? Łączy nas na tym poziomie takim ogólnopolskim miłość każdego do swojej drużyny. Dlatego każdy chciałby, żeby ten poziom polskiej piłki nożnej powoli, ale rósł. I ja jestem przekonany, że tak będzie. Proszę zwrócić uwagę: Polska, jeśli chodzi o Unię Europejską to ludnościowo piąty kraj. Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i my - Polska. Jeśli chodzi o terytorium, jeśli chodzi o ekonomię, czyli PKB też jesteśmy piątym państwem w Europie. A w piłce nożnej awansowaliśmy dzięki Jagiellonii i Legii Warszawa dopiero na piętnaste miejsce w rankingu klubowym.
Na piętnaste! No to gdzie? Jaka przepaść jest od piątego miejsca kraju do piętnastego piłkarsko? Wydaje się mi, że my będziemy musieli ten dystans zmniejszać. Oczywiście, potrzebna jest pomoc rządu, Ministerstwa Sportu, lokalnych samorządów ale też i otwartość klubów na to, żeby iść z postępem. Przed tym wywiadem mówiłem Panu przedwczoraj podpisaliśmy i uroczyście ogłosiliśmy na Stadionie Narodowym start programu "Double Pass". Ale ta nazwa się bierze od nazwy firmy doradczej. Ten projekt rozpisany jest na trzy do czterech lat i obejmuje dwie dywizje: Ekstraklasa i pierwszą ligę. Na czym to ma polegać? Program doradczy belgijskiej spółki konsultingowej Double Pass i ma dotyczyć po pierwsze: audytu i stwierdzenia stanu faktycznego, w jakim stanie są akademie piłkarskie przy klubach Ekstraklasy i pierwszej ligi. Drugi etap to edukacja, a trzeci etap to wdrożenia i kontrola. Chcę powiedzieć, że ta firma zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Mówię im: rozumiem, panowie jesteście belgijską firmą. Rozumiem, że mogliście zdobyć kontrakt federacji belgijskiej, ale na przykład już zdobyć kontrakt w takiej lidze jak Premier League, gdzie dotyczy to Anglików, którzy wymyślili piłkę nożną. Proszę mi wybaczyć, ale Belgia nie jest wielkim państwem, prawda? I wy uczycie ich jak budować? A oni mają kontrakty już zrealizowane z Premier League, z Bundesligą, z ligami włoskimi, z MLS amerykańską, z federacjami piłkarskimi duńskimi, węgierską, turecką itd. No, jestem pełen nadziei. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że tych naszych kolegów z poszczególnych klubów trzeba cały czas motywować, inspirować, przypominać. Bo firma doradcza nie działa tak: przychodzi i działa czardziejska różdżka i nagle podniesiemy poziom piłki nożnej. No nie, my sami musimy się za to zabrać. Oni mogą nam pomóc pewnym programem, w pewnych ryzach harmonogramu i programu, który trzeba wypełnić. Ale to my musimy to zrobić. My czyli: akcjonariusze, właściciele, prezesi, dyrektorzy, agenci piłkarscy, trenerzy. Musimy zaangażować się w ten proces. Jestem pełen nadziei i wierzę głęboko w to, że ten program pozwoli aby na czas na jaki jest rozpisany czyli trzech - czterech lat rozwinąć się. No, ale na efekty trzeba będzie poczekać. Możliwe, że pięć, sześć, osiem lat, ale te efekty przyjdą. I to się fajnie składa, że my w tym okresie budujemy Akademię Piłkarską. My mamy Akademię, ale mam na myśli nowy ośrodek, większy, z większym rozmachem. Bo sześć boisk i te budynki, które mają im towarzyszyć, to będzie naprawdę ośrodek z prawdziwego zdarzenia. No i siedziba klubu. I to jest to umacnianie tej Wielkiej Jagiellonii. Ona już jest wielka, ale będzie jeszcze większa.
- Jeden z kibiców porównał Pana do Aleksandra Dumasa, który napisał "Trzech muszkieterów". Panu się udało takich trzech muszkieterów znaleźć: chodzi o Pertkiewicza, Siemieńca i Łukasza Masłowskiego. Jeden z tych muszkieterów odszedł, ale pojawił się drugi. Aleksandrowi Dumsaowi nie udało się napisać kolejnej dobrej książki o tym. Bo "Trzej muszkieterowie dwadzieścia lat później" jest dużo słabsze. Czy Panu się uda napisać drugi albo trzeci odcinek tej historii. Początki z nowym prezesem Deptułą są bardzo obiecujące.
Dobrze. Trzech muszkieterów - świetnie Pan powiedział - ale nie zapominajmy o jeszcze poprzednim muszkieterze. Takim jednoosobowym. Cezary Kulesza. To ja Czarka zaprosiłem do klubu i to był najwspanialszy okres w tamtym czasie, najwspanialszy okres, najwięcej sukcesów. No właśnie wymieniany przeze mnie puchar Polski, superpuchar, trzecie miejsce, dwa razy wicemistrzostwo Polski. To za prezesury Cezarego Kulesza- żeby było jasne. To wtedy najlepszy okres. I Czarek Kulesza okrzyknięty przeze mnie prezesem stulecia. Pierwszego stulecia Jagiellonii Białystok między latami 1920-2020. Trener Michał Probierz to trener pierwszego stulecia w tym samym okresie: 1920-2020. Ale już mamy drugie stulecie i jak na razie najlepszym prezesem był Wojtek Partkiewicz, ale Ziemowit Deptuła depcze mu po piętach. A trenerem drugiego stulecia oczywiście jest Adrian Siemieniec - to wszyscy o tym wiemy. Natomiast jeśli już mówimy o prezesach, tak jak Pan mówi, można powiedzieć, że to się udało, jak ślepej kurze ziarnko... Może tak, a może nie. Może jest jakiś jeszcze czynnik, który spowodował, że się udało pozyskać tych ludzi.
- W Pana przypadku było to chyba doświadczenie biznesowe. Bo podobno czego Pan nie dotknie, to się zmienia w złoto.
Nie, nie! Tak to nie można mówić. Prawda jest taka, że działamy w zespole. Ja staram się nie używać liczby pojedynczej, że ja coś wyciągnąłem, że ja coś zbudowałem, ja pozyskałem to, to i to. My wspólnie. My, akcjonariusze. Jest nas w tej chwili dziewięciu, a członków Rad Nadzorczej jedenastu. I wszystko tto jest praca zespołowa. Fakt: ta droga była długa. Znaczy ona jest długa, bo ona trwa od dwudziestu dwóch lat, ale bez moich kolegów, bez ich zaangażowania nie osiągnęlibyśmy tego, co dzisiaj mamy. To także naprawdę praca pokoleń poprzednich i naszych poprzedników. To nie jest tak, że dzisiaj Jagiellonia jest wielka. Ona się stała wielka wczoraj. To jest też konsekwencja budowania przez lata tej historii, tej tradycji, tych osiągnięć, tych relacji z kibicami, tego ruchu kibicowskiego. No i wspierania tego ruchu kibicowskiego. Te oprawy na stadionach! Bo chcę powiedzieć i żeby też to brzmiało bardzo jasno i wyraźnie: widowisko sportowe składa się z dwóch elementów. Pierwszy na boisku to zawodnicy, a drugi dzieje na koronie stadionu. I jeden element i drugi są niezwykle ważne. I fajnie jest, jeśli to idzie w parze czyli są osiągnięcia sportowe, ale są też osiągnięcia kibicowskie. Te oprawy jakie tworzy nasza ultra. To piękne oprawy i tyle ich. Myślę, że jeśli chodzi o kibiców, to są również w czołówce. Tak jak drużyna jest w czołówce polskiej, tak samo kibice w pierwszej trójce na pewno. Jeśli chodzi o prawy kibicowskie, ruch kibicowski, zaangażowanie - tak w sumie można powiedzieć. I to idzie w parze właśnie. Te efekty sportowe i te wizualne. To co się dzieje w czasie meczu piłkarskiego.
- Jest Pan w tej chwili najdłużej urzędującym właścicielem klubu w ekstraklasie. A na pewno jednym z najdłużej urządujących właściciela aktywnie działających jeszcze w piłce w Ekstraklasie. Ci, którzy odchodzili - a było ich dużo, Bogdan Cupiał, Filipiak świętej pamięci - zawsze mieli chwilę zachwiania. Niektórzy w ogóle odpuszczali i wychodzili z tego piłkarskiego biznesu. Pan nigdy nie miał takiego momentu?
Miałem, miałem … Bardzo trudne były momenty. Bardzo trudne. Nie chcę powiedzieć wszystkiego jak trudne, ale szczególnie trudny okres był ten początkowy 2003-2007. Aż do wejścia do Ekstraklasy. To było niezwykle trudne, bo się okazało - że jakby to powiedzieć, żeby nikogo nie urazić... Nie to, że zostaliśmy oszukani - bo to brzmi tak bardzo negatywnie - ale wprowadzeni w błąd. Wtedy, kiedy przejmowaliśmy Jagiellonię, to było mało czasu. 22 lata temu - więc szczegółów nie pamiętam - ale to było tak mało czasu, że można było tylko patrzeć głęboko w oczy prezesowi i pytać: "mówisz prawdę albo nie mówisz prawdy",. Normalnie to się robi "due diligence audit" czyli prawny audyt finansowy. A tutaj nie było na to czasu, bo leciały terminy. I albo wkładamy pieniądze, spłacamy te długi i dostajemy licencję na grę w drugiej ówczesnej lidze, dzisiejszej pierwszej, albo nie u koniec. No i trochę tak się w oczy patrzyło prezesowi i decydowało. Okazało się, że trzeba było dokładać nie kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, a kilkaset.
- Ostatnie, krótkie pytanie, na które ciekaw jestem Pana odpowiedzi, bo chyba nikt nigdy Pana to nie pytał. Żałuje pan?
Wtedy żałowałem. Dziś nie żałuję. Dziś nie żałuję, szczególnie po tym mistrzostwie Polski i teraz po mistrzostwie ten sezon taki udany w tych występach europejskic - Ligi Konferencji Europy. Doszliśmy aż do ćwierćfinału. To muszę Panu i Państwu powiedzieć: ten sukces jeszcze bardziej smakuje po tym kiedy był ból, kiedy było rozczarowanie, kiedy było zrezygnowanie, kiedy był brak sił, zero nadziei. Po prostu człowiek był na dnie, dosłownie na dnie. Psychicznym dnie. I po takich trudnych latach, kiedy przychodzi - tak jak po nocy przychodzi dzień, a po burzy przychodzi słońce to po takich trudnych momentach i trudnych latach przychodzą lata takie wspaniałe, to człowiek to szanuje z dużo większą taką atencją, uwagą. Tak to smakuje. Ten sukces smakuje dużo lepiej i dużo głębiej.
- Wie Pan czemu o to pytałem? Bo w przypadku Łukasza Masłowskiego, Czarka Kuleszy, Łukasza Masłowskiego, Adriana Siemieńca to są to ludzie, którzy byli już w piłce nożnej. Grali, spełniali się. To był jakby naturalny ciąg dalszy dla nich. Pan przyszedł do piłki nożnej z kompletnie innej dziedziny. Z biznesu.
Tak, ludzie w piłce nożnej dzielą się na takich, którzy albo grali w piłkę nożną, albo gdzieś obsługiwali w sensie otoczenia, byli kibicami. Mną z kolei pokierował patriotyzm lokalny. I tutaj jeśli chodzi o te sprawy patriotyczne i te narodowe, polskie i te lokalne, białostockie, podlaskie, to osobiście dla mnie jest to bardzo ważne. I moja decyzja sprzed dwudziestu dwóch lat podyktowana była nie tym, że ja grałem w piłkę, czy byłem jakimś zagorzałym kibicem, tylko tym właśnie, że Jagiellonia była na krawędzi upadku i trzeba było pomóc. I takie poczucie: "kurczę, prezes mówi, panowie jak największe firmy prywatne białostockie nie pomogą, to będzie koniec". Wtedy już woda była odcięta i prąd wyłączony. Prezes Rutkowski jak chciał poczęstować herbatą czy kawą, to dzwonił do elektrowni, żeby prąd włączyć na te 15 minut, żeby czajnik z wodą zagotować. No to była tragedia. Ma Pan rację: czy Kulesza, czy Masłowski, czy Siemieniec to ludzie związani z piłką nożną, ale ja z kolei związany tutaj jestem z Białystokiem, z Podlasiem. Tu się urodziłem, tu się wychowałem, tu jest moje miasto, tu jest mój dom, tu jest mój region. Dlatego działam w piłce nożnej. Bo piłka nożna i klub to taki symbol. To symbol lokalnego patriotyzmu, taki symbol naszej małej ojczyzny. Dlatego jestem w piłce nożnej w Jagiellonii od tylu lat.
- No i w związku z tym chyba nie opuści pan Jagiellonii tak jak Cezary Kulesza.
Na temat Cezary Kuleszy się nie wypowiadam. A Jagiellonii nie opuszczę.
- Szanowni Państwo, moim gościem był prezes, właśnie przepraszam, przewodniczący Rady Nadzorczej, ale tak de facto super prezes Jagiellonii Białystok, Wojciech Strzałkowski. Facet bez którego Jagiellonia już by nie istniała.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie