Prawda stara jak świat. Ale niekiedy te ścieżki prowadzą do kąta, w którym kota sobie nikt nie życzy. Raz o mało już nie doszło do rękoczynów, a teraz być może zwaśnione sąsiadki spotkają się w sądzie.
Kiedyś Pawlak z Kargulem toczyli poważną wojnę o kota. Teraz historia poniekąd się powtarza na osiedlu Antoniuk, choć dotyczy nie podbierania sobie zwierzęcia by łapał myszy, a raczej tego, że jedna z pań nie życzy sobie kota oglądać na swoim balkonie. Zapowiada nawet założenie sprawy sądowej, bo ma już dość i kłótni, i sprzątania, i codziennych stresów.
- Jak się chce mieć kota, to trzeba go pilnować. A nie żeby tak łaził i robił gdzie popadnie. Nie ma dnia, żeby tu do mnie na balkon nie wlazł i nie narobił – mówi zdenerwowana Czesława Drozdowska. – Nie mam zamiaru po nim sprzątać. Ale te kocie siki tak śmierdzą, że okna nie idzie otworzyć.
Właścicielka kota tłumaczy się, że zwierzę trzyma w domu, ale czasami jej się wymyka. Twierdzi też, że nic nie jest w stanie poradzić na to, że ten upatrzył sobie balkon sąsiadki. Na pewno złośliwości żadnej w tym nie ma, a jedynie kocie obyczaje.
- Po co mi te piekło? Ja bym chciała normalnie żyć, bez kłótni, ale ta Cześka to jest złośliwa i dogadać się z nią nie można. Mówiłam jej, że jak kot narobi, to niech mnie zawoła, pójdę i sprzątnę. Problemu nie będzie – tłumaczy Ałła Tarasiuk, właścicielka kota. – Ale ona woli drzeć się na cały blok, zamiast przyjść i powiedzieć. A jak idę do niej ze szmatką, to drzwi nie otwiera.
Panie jesienią o mało nie pobiły się przed wejściem do klatki swojego bloku. W ferworze wymiany zdań zaczęły się szarpać, ale sąsiad je rozdzielił i postraszył policją. Kobiety mieszkają obok siebie na jednym piętrze. Kłótnia o kota jest niemal codziennie. Zimą było kilka miesięcy spokoju, ponieważ właścicielka kota nie wietrzyła mieszkania i ten nie miał którędy się wydostać. Teraz, jak ma ochotę i kiedy nikt nie widzi, przechodzi po parapecie i balustradzie na sąsiedni balkon. Tam załatwia swoje potrzeby i wraca jakby nigdy nic z powrotem do właścicielki.
- Ja już mam 82 lata. Nie będę całymi dniami siedzieć i tylko patrzeć czy znów kot włazi czy nie – mówi zdenerwowana Czesława. A teraz cieplej, chcę mieszkanie przewietrzyć, a tu smród nie do wytrzymania.
- Ja też mam swoje 79 lat i nie dam rady za kotem biegać. A nie wyrzucę go, bo tylko on mi został. Mąż zmarł, sama jak ten palec jestem.
Sytuacja jest patowa, ale Pani Czesława twierdzi, że ma dosyć całej sytuacji i była już u prawnika. Dała sąsiadce ostateczny termin do końca miesiąca, żeby zrobiła porządek z kotem. Jeśli sytuacja się nie zmieni, spotkają się w sądzie. Wrócimy do tematu po okresie danego ultimatum.
Komentarze opinie