Dziś na nowym kobiercu życia stają Samanta i Bogdan, niech ich droga lekką będzie, a za roczek, za półtora niech w kołysce wrzaśnie, sto lat po raz pierwszy. A nie, najpierw rodzice witają chlebem i solą. To znaczy chleb był akurat krojony, z kuchni, a zamiast soli ojciec młodego urwał kawał solnej bryły z termometru z Wieliczki. No to zaczynamy pierwszy taniec: „Mój piękny panie. Ja go nie kocham, taka jest prawda…” Brat młodej zerka na mnie dwuznacznie i pokazuje, że pięknie wyglądam. No to mam przesrane do końca wesela.
Godzina 20.00
Już po raz jedenasty śpiewamy gorzką wódkę. Wódka jest wyjątkowo gorzka, bo ojciec młodego sam ją pędził. W pięciu gąsiorach, trzech wiadrach i pralce automatycznej. Brat młodej mówi mi, że śpiewam prawie jak Kozidrak, a on pracuje w tartaku i może mi zrobić półeczkę elegancką, osikową na pierścionki. Zmieniam temat na „Kto urodzony w styczniu” i brata młodej pochłonęła ta niezwykła zabawa. Wstawał 12 razy i jeszcze „na kogo przyniósł bocian”. Na koniec odśpiewał solo „a kto się nie urodził, powstań, powstań, powstań” i upadł. Koledzy poszli wymoczyć go w stawie. Ufff, chwila spokoju.
Godzina 22.00
Ogłaszam pierwszego węża. Na wieść o wężu, brat młodej otrzeźwiał, dołączył i w tanecznym obłędzie, oświadczył, że może mi zrobić kredensik i furażerkę.
- Etażerkę – poprawił się, gdy wąż znów zawinął pod scenę. – Czy tam garmażerkę. Wszystko Ci zrobię!! – krzyczał z węża.
Niestety, jedyne co udało mu się zrobić, to wpaść w poślizg prosto na ciotkę z Ameryki. W zderzeniu ucierpiała ciotki peruka, górna proteza i worek z silikonem w powiększanym popiersiu.
- I will kill you!! – krzyknęła ciotka.
- I will aj sorry ju – przeprosił brat młodej.
Godzina 23.00
Podziękowania dla rodziców za troskę, wychowanie, noce nieprzespane.
- To znaczy – przerywa mi ojciec młodej – ja wszystkie noce przespałem.
- Ja też – dodaje ojciec młodego – a jak ryczał, to żeśmy smoczek w bimbrze maczali.
- A myśmy nad kuchenką gazową minutę trzymali.
- A myśmy do znachorki nosili, żeby pod spódnicą przełożyła.
- Ja to bym się sam znachorce pod spódnicą przełożył.
No i tyle wzruszeń rodzicielskich. Zapraszamy na bigos.
Brat młodej nie jadł, stał pod kolumną i przepraszał, jeśli coś było nie tak…
Godzina 24.00
Łapiemy welon i muszkę. Po tym jak ciotka z Ameryki złapała welon, muszkę rzucaliśmy osiem razy. Bezskutecznie. Zaprosiliśmy więc panów do Jeziora Łabędziego. Wyszło jak zwykle Jezioro Szympansie. Na koniec brat młodej, zdjął ze ściany kinkiet i postanowił mi się oświadczyć z kinkietem w dłoni i na kolanach. Mój basista chciał mu zasunąć basem po nerach, ale przypomniał sobie, że nie wzięliśmy kasy z góry, więc wyprosił go klasycznie… z buta. No i po oczepinach.
Druga w nocy
Ogłaszam, że zbieramy na wózek. Brat młodej ogłasza, że mi wózek sam zrobi, jesionowy na sosnowych kołach z dębową gondolą! Na wózek nie nazbieraliśmy, ale na nocnik może wystarczy. To tyle. Czas na tort. Wuj Rysiek tak oglądał tort, że się na nim położył. Zrobiła się afera. Kelnerki zdrapywały kawałki tortu prosto z wuja Ryśka do talerzyków. Zrobiły się komplikacje, a to ten nie chce kawałka z różyczką, a to ten nie chce kawałka spod pachy. Na szczęście „Szła dzieweczka do laseczka” uspakaja emocje. Wszyscy biorą się na zgodę pod rączki. Ciotka z Ameryki tańczy z fotografem, wujek Rysiek przykleił się do młodej, ksiądz tańczy z bratem młodej, pan młody tańczy z drzwiami, które wyrwał z szafy.
Czwarta nad ranem
Ogłaszam z udawanym smutkiem, że niestety musimy kończyć wesele. Ojciec młodego ogłasza, że nie skończymy wesela NIGDY. Wuj Rysiek ogłasza, że zniszczy tę budę. Pan młody ogłasza, że spieprzył sobie życie i jutro się rozwodzi. Na koniec brat młodej ogłasza, że jeśli z nim nie zatańczę, to powiesi się na kratownicy w tartaku.
Komentarze opinie