
Do wtorku (16 września) mają potrwać wielkie manewry u polskich granicy. Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy: głównie białoruskich i rosyjskich ćwiczą atak z użyciem broni jądrowej skierowany na zachód. Część tych manewrów odbywa się w okolicach Grodna czyli dosłownie kilka kilometrów od granicy z Polską i około 70 kilometrów od stolicy województwa podlaskiego. Polska zareagowała zamykając wszystkie przejścia graniczne z Białorusią do końca września. Przez prawie 3 tygodnie wszystkie połączenia drogowe i kolejowe z naszym wschodnim sąsiadem zostały zablokowane.
Decyzja w tej sprawie to efekt właśnie rosyjsko-białoruskich manewrów wojskowymi „Zapad 2025”, które rozpoczęły się w piątek, 12 września. Polski rząd kilka dni wcześniej podjął decyzję o zawieszeniu ruchu granicznego z Białorusią. Rozporządzenie podpisał minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński, który podkreślił, że jest to środek prewencyjny mający na celu ochronę bezpieczeństwa Polski.
Decyzja o zamknięciu granicy weszła w życie w nocy z czwartku na piątek i dotyczy wszystkich drogowych i kolejowych przejść granicznych w obu kierunkach. Kierowcy samochodów osobowych nie przejadą przez Terespol–Brześć, a ciężarówek przez Kukuryki–Kozłowiczy. Zamknięte zostały także trzy przejścia kolejowe. Zawieszenie ruchu będzie obowiązywało do odwołania, aż zagrożenie ustanie.
Minister Kierwiński zaznaczył, że polskie służby oraz wojsko są w najwyższej gotowości. W odpowiedzi na manewry „Zapad 2025”, Polska rozpoczęła własne ćwiczenia wojskowe „Żelazny Obrońca-25”, w których bierze udział 30 tys. żołnierzy. Podobne działania podjęła Litwa, organizując manewry „Grzmot Perkuna”. Oba państwa tłumaczą swoje działania potrzebą wzmocnienia gotowości obronnej.
Manewry „Zapad 2025” oficjalnie mają charakter obronny, ale ich scenariusze obejmują także elementy ofensywne, w tym symulacje użycia broni jądrowej. Choć ich skala jest mniejsza niż w poprzednich latach, eksperci oceniają, że może w nich uczestniczyć od 13 do 30 tys. żołnierzy. Analitycy podkreślają, że Rosja nie dysponuje obecnie siłami do pełnoskalowego konfliktu z NATO, jednak manewry mogą służyć działaniom destabilizacyjnym, np. z wykorzystaniem dronów, w celu wywołania napięcia wśród sąsiadów.
Analitycy przypominają, że podobne manewry Rosjan i Białorusinów poprzedziły inwazje na Ukrainę. Wskazują też na ustalenia wywiadów państwo NATO, które ostrzegają przed rosnącym zagrożeniem prowokacją lub wręcz inwazją na Przesmyk Suwalski lub Państwa Bałtyckie.
Ćwiczenia ZAPAD 2050 mają zakończyć się w nocy z wtorku na środę (16 na 17 września).
Nastroje przed manewrami podgrzał środowy atak rosyjskich dronów na Polskę. To stało się punktem zwrotnym dla obrony powietrznej NATO, bo po raz pierwszy w historii Sojuszu samoloty NATO podjęły walkę nad terytorium państwa członkowskiego. W nocnej operacji z 9 na 10 września wzięły udział m.in. polskie F-16, holenderskie F-35, polski samolot wczesnego ostrzegania Saab 340 AEW&C Erieye oraz sojuszniczy tankowiec Airbus A330 MRTT. Dzięki ich skoordynowanym działaniom, udało się zestrzelić kilka bezzałogowców, a pozostałe zawrócić, demonstrując realną skuteczność zintegrowanej obrony powietrznej.
Współpraca różnych maszyn okazała się kluczowa. Holenderskie F-35, dzięki zaawansowanym sensorom, pełniły rolę „powietrznego sensora”, naprowadzając inne myśliwce. Polskie F-16, działając w ramach dyżurów QRA (Quick Reaction Alert), przejmowały rolę „last mile interceptor”, zwalczając cele na wskazaniach z sieci sensorów. Za „oczy” całej operacji odpowiadały samoloty wczesnego ostrzegania, w tym polski Saab 340 AEW&C Erieye, które wykrywały niskolecące cele z dużego dystansu. Ważną rolę odegrał również tankowiec, który zapewnił myśliwcom możliwość prowadzenia wielogodzinnych patroli powietrznych.
Ćwiczenia „Zapad 2025”, choć według niektórych ekspertów mają mniejszą skalę niż w poprzednich latach, budzą poważne obawy. W scenariuszach manewrów uwzględniono m.in. planowanie użycia broni jądrowej oraz rakiet balistycznych Oresznik. W ćwiczeniach mają wziąć udział elitarne rosyjskie jednostki. Eksperci i dowódcy, m.in. z Niemiec i Estonii, uspokajają, że na razie nie ma oznak, by manewry były przykrywką dla ataku na NATO. Inni jednak wskazują na możliwość działań destabilizacyjnych, takich jak akcje dywersyjne czy wywieranie presji w regionie.
Wielu analityków przypomina, że manewry „Zapad” już w przeszłości służyły jako zasłona dymna dla realnych operacji wojskowych. W 2021 roku Rosja sprowadziła na Białoruś siły, które później zostały wykorzystane w inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Eksperci nie wykluczają, że efekty obecnych ćwiczeń mogą objawić się w przyszłości. Podkreśla również, że uwaga świata, skupiona na manewrach, może odwrócić ją od innych działań Kremla, jak np. ingerencja w procesy wyborcze w Mołdawii.
Polska i NATO bacznie obserwują sytuację. Wicepremier Radosław Sikorski ocenił, że ćwiczenia stanowią zagrożenie ze względu na agresywne scenariusze. W obliczu ostatnich wydarzeń na polskim niebie, sojusznicza obrona powietrzna pokazała swoją gotowość i siłę, co stanowi jasny sygnał dla potencjalnych agresorów.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie