Mając troje lub więcej dzieci w zasadzie można korzystać z udogodnień, jakie daje Białostocka Karta Dużej Rodziny. W zasadzie, bo nie każdy może z niej skorzystać, nawet jeśli mieszka w Białymstoku. Jeśli np. rodzina mieszka na stancji bez meldunku, to może się co najwyżej oblizać smakiem patrząc na innych, którzy z takich udogodnień korzystają.
Program BKDR działa od września ubiegłego roku i był hucznie okrzyczany przez władze miasta jako promowanie rodzin i jeden z priorytetów Strategii Rozwoju Miasta Białegostoku. Jednak od samego początku nie każdy mógł korzystać z udogodnień, jakie stwarza ten projekt. Przypominamy, że chodzi między innymi o zniżki przy zakupie biletów okresowych Białostockiej Komunikacji Miejskiej, zniżki w opłatach za żłobki i przedszkola lub zniżki w opłatach za wstęp do miejskich obiektów sportowych. Pani Izabela, mając trójkę dzieci i będąc białostoczanką z dziada pradziada, z BKDR skorzystać nie może. Dlaczego? Bo meldunek z powodów rodzinnych ma poza Białymstokiem.
- Mam troje dzieci, które sama wychowuję, mieszkam w Białymstoku od urodzenia i nie wiem kim jestem dla gminy. Miałam tu meldunek, ale kiedy rodzice sprzedali dom i przenieśli się na wieś, zmienił się mój adres zameldowania. Ale ja cały czas tu jestem, mieszkam na stancji i płacę po 1300 zł miesięcznie. A do BKDR nawet nie chcą przyjąć mojego wniosku. Też chciałabym, żeby moje dziecko raz na jakiś czas mogło pójść na lodowisko lub basen. A teraz mnie nie stać – żali się Izabela.
W tej sprawie radna Monika Suszczyńska jeszcze w połowie stycznia tego roku składała interpelację do Prezydenta Białegostoku. Mimo, że minęły prawie dwa miesiące, odpowiedzi nadal nie ma. Już wówczas radna zwracała uwagę, że w Białymstoku mieszkają osoby bez zameldowania, ale można potwierdzić czy faktycznie zamieszkują na terenie miasta, choćby poprzez zaświadczenia ze szkoły, ośrodka pomocy społecznej lub placówki medycznej.
Izabela korzysta w Białymstoku z pomocy społecznej, więc potwierdzenie faktu zamieszkania, nie powinno stanowić problemu. A już na pewno nie powinno być problemem to, że miasto samo koresponduje z kobietą w sprawie mandatu karnego za brak biletu w komunikacji miejskiej. Pod adresem na Nowym Mieście zawsze to ona osobiście odbiera wszelką kierowaną do niej korespondencję. Kobieta z powodu braku meldunku nie mogła także ubiegać się o inne udogodnienia, z których korzystać mogą ci, co takie formalności mają już za sobą.
- O komputer od gminy i internet też nie mogłam się ubiegać, bo oczywiście brak meldunku. No to płacę po 50zł. Przecież mnie stać samotnie wychowując troje dzieci – mówi z sarkazmem Izabela.
Za niecałe dwa lata obowiązek meldunkowy ma zostać całkowicie zniesiony. Już dziś także Kodeks postępowania administracyjnego umożliwia posługiwanie się oświadczeniem, które jest tak samo ważne jak prawie każdy inny dokument z pieczątką. Być może władze miasta przeoczyły ten fakt wprowadzając zapisy o obowiązku meldunkowym bez możliwości składania oświadczenia o miejscu zamieszkania. W sprawie Pani Izabeli oraz innych rodzin znajdujących się w podobnej sytuacji zwróciliśmy się już z pytaniem do Biura Komunikacji Społecznej Prezydenta Białegostoku. Być może odpowiedź na nie przyjdzie szybciej niż odpowiedź na interpelację radnej Suszczyńskiej.
Komentarze opinie