
Dokładnie tydzień temu Białystok prezentował swój system zarządzania transportem publicznym. Chwaliliśmy się Białostocką Kartą Miejską, centrum przesiadkowym, punktualnością kursów i wciąż trzema spółkami komunikacyjnymi, które ze sobą nie konkurują.
Przez dwa dni gościli w Białymstoku przedstawiciele organizatorów miejskiej komunikacji z całego kraju. Dyskutowali o różnych rzeczach dotyczących usług publicznych związanych z przewozami. Przy okazji poznawali nasze rozwiązania oraz nowinki, które funkcjonują tu od jakiegoś czasu. My natomiast wracamy do zarządzania Białostocką Komunikacją Miejską, która posiada trzy spółki realizujące te same zadania, z tymi samymi cenami biletów, rozkładem jazdy ustalanym odgórnie – bo jest to unikatowy w skali kraju system zarządzania miejskim transportem publicznym.
Już blisko rok temu Najwyższa Izba Kontroli wskazywała, że zarządzanie transportem publicznym w Białymstoku jest nieefektywne. Kontrolerzy w swoim raporcie dość jasno odnieśli się do faktu utrzymywania trzech spółek należących do jednego samorządu. Ich zdaniem, w większości samorządy, w których takie sytuacje miały miejsce, nieefektywnie realizowały zadania publiczne za pośrednictwem tworzonych przez siebie spółek. Tak jest również w Białymstoku.
- Niemal 40 proc. przedsięwzięć, w które angażowały się spółki komunalne, było przygotowanych nierzetelnie, bo spółki rzadko szacowały koszty i korzyści. To z kolei powodowało częste zmiany koncepcji i pojawiały się kolejne opóźnienia, więc koszty inwestycji rosły. Często szwankował nadzór nad zatrudnionymi wykonawcami – wyjaśniał w marcu ubiegłego roku wyniki kontroli różnych spółek działających w jednostkach samorządu terytorialnego Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
Tymczasem w naszym mieście odpowiedzialny za transport zbiorowy zastępca prezydenta Białegostoku przekonywał już dużo wcześniej, że trzy niekonkurujące ze sobą spółki w rzeczywistości ze sobą konkurują. Czym? Wozokilometrami. I to dlatego nasz transport publiczny do drogich nie należy i działa sprawnie. Na dodatek utrzymywanie trzech spółek komunikacyjnych – zdaniem zastępcy prezydenta – to korzystne rozwiązanie pod względem ekonomicznym.
- Staramy się, aby podział na trzy spółki i możliwość porównywania kosztów funkcjonowania poszczególnych przedsiębiorstw dał nam efekt w postaci jak najmniejszego udziału komunikacji miejskiej w budżecie miasta. Dzięki temu, że jesteśmy w stanie na bieżąco analizować wyniki trzech podmiotów, jesteśmy w stanie dostosować finansowanie komunikacji miejskiej w taki sposób, aby była rzeczywiście najbardziej efektywna i najbardziej wygodna, i dostępna dla naszych mieszkańców – powiedział w ubiegłym roku portalowi Transport Publiczny, zastępca Prezydenta Białegostoku – Robert Jóźwiak.
Jak wygląda w rzeczywistości to zarządzanie i tak zwana ekonomiczność utrzymywania trzech podmiotów, wiedzą sami mieszkańcy. Zwracali niejednokrotnie uwagę, że utrzymywanie trzech zarządów i administracji biurowych większego sensu nie ma. Kiedy do tego dodamy jeszcze sam zarząd Białostockiej Komunikacji Miejskiej, wychodzi dość sporo. A trzeba wiedzieć, że to Zarząd BKM ustala ceny biletów, rozkład jazdy i organizuje przetargi między innymi na zakup nowych autobusów. Choć to nie wszystkie zadania BKM względem spółek komunikacyjnych w Białymstoku.
Takie sygnały są nie do zauważenia w biurowcu na Słonimskiej. Nawet przecież organ kontroli w postaci NIK wskazywał wyraźnie już blisko rok temu, że nie przeprowadzono rzetelnej analizy ekonomicznej takiej organizacji transportu publicznego w mieście. W konsekwencji zwiększały się koszty realizacji zadań (np. przez dublujące się koszty ogólnego zarządu – a w Białymstoku trzech zarządów plus zarząd Białostockiej Komunikacji Miejskiej, która trzy spółki obsługuje), a w niektórych przypadkach miało to negatywny wpływ na skuteczność i efektywność wykonywanych zadań.
- Miasto Białystok realizowało zadania w zakresie transportu publicznego za pośrednictwem trzech spółek. Nie dokonano rzetelnej analizy możliwości ograniczenia kosztów działalności poprzez połączenie spółek. Utrzymywanie trzech spółek generowało łączne koszty ogólnego zarządu na poziomie blisko 6mln zł w 2013 r. Koszty te wzrosły od 2008 r. o ponad 700 tys. zł, w tym koszty wynagrodzeń zarządów spółek – o 238 tys. zł (35%) – czytamy w raporcie NIK.
Jednak w Białymstoku w ubiegłym tygodniu przyjmowaliśmy przedstawicieli organizatorów miejskiej komunikacji z całego kraju i pokazywaliśmy nasze rozwiązania w zakresie transportu publicznego. Między innymi goście mogli zobaczyć wybudowane niedawno centrum przesiadkowe przy Sienkiewicza i Piłsudskiego. Uczestnicy dwudniowych warsztatów zwiedzili też dyspozytornię i zajezdnię Komunalnego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Białymstoku, a także Centrum Zarządzania Ruchem. Zapoznali się również z systemem buspasów w centrum Białegostoku. Przy okazji posłuchali jak działa Karta Warszawiaka lub poznański Bilet Aglomeracyjny.
- Naszym celem jest prezentacja doświadczeń i rozwiązań, które umożliwią jak najlepsze i jak najefektywniejsze funkcjonowanie miejskiej komunikacji – powiedział zastępca prezydenta Białegostoku Robert Jóźwiak. – Zależy nam na tym, aby naszym mieszkańcom zapewnić komfortowe warunki podczas korzystania z miejskich autobusów – dodał.
W Białymstoku pomimo próśb ze strony mieszkańców jak i radnych, nie udało się stworzyć czegoś na wzór biletu aglomeracyjnego. Nawet jeszcze w ubiegłym roku prosił o to radny Tomasz Madras. I kazało się, że nie ma takiej potrzeby. Wciąż też nie wiadomo w czym pomogło wybudowanie centrum przesiadkowego, które w ocenie mieszkańców naszego miasta jest przystankiem – choć rozbudowanym. Milczeniem już z kolei można pominąć nasz system zarządzania ruchem, który miał poprawić przede wszystkim poruszanie się pojazdów transportu zbiorowego, tymczasem w wielu przypadkach nie wykrywa ich nawet na skrzyżowaniach. W związku z czym nie reaguje właściwie zmianą świateł.
Być może po roku od kontroli NIK, w innych polskich miastach, gdzie stwierdzono nieprawidłowości w funkcjonowaniu transportu publicznego, coś udało się poprawić. W Białymstoku wszystko pozostało niemal tak samo jak było do czasów przeprowadzenia kontroli. Można było zakładać, że po dość krytycznym raporcie wobec funkcjonowania i kontroli miejskich spółek transportowych odbędzie się szersza dyskusja w tym temacie. Jednak jak dotąd nie pojawił się nikt, kto przeprowadziłby rzetelną debatę publiczną w tym względzie lub zaproponował lepsze rozwiązania.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A co się dziwić że koszty funkcjonowania komunikacji rosną jak taki prezes KPKM-u planuje zrobić podgrzewanie podłogowe w 40-to letniej hali napraw za 4 miliony zł gdy rocznie wydaje 70 tyś.za ogrzewanie .Pytanie jest tylko jedne ,po jaki czasie zwróci się inwestycja ?, pewnie nie będzie już ani hali ani KPKM-u.Po asystentach jazdy za 400 tyś(za co obecnie płacą kierowcy po przez stratę premii ).kolejny pomysł na wyprowadzenie kasy ze spółki?.Gdzie jest nadzór nad spółką ? Może media lub CBA przyjrzały by sie sposobem zarządzania spółką ,?
Olsztyn zrezygnował ze spalarni w zamian ma kasę na budowę tramwajów.Tallin, stolica Estonii, miasto podobnej wielkości jak Białystok, ma darmową komunikacje zbiorową: autobusy, trolejbusy i tramwaje. Roczny koszt funkcjonowania to w przeliczeniu z euro 50 mln zł, Białystok jak duża wieś ma tylko autobusy, które kosztują nas prawie 2,5 raza więcej, bo 130 mln zł rocznie.