Organizacje pozarządowe, które zaproponowały, aby na białostockich Dziesięcinach zorganizować tzw. "Future City Game", podejmują się zadania karkołomnego. Ma to być miejska gra, podczas której mieszkańcy tej części miasta mogliby zgłaszać swoje pomysły polepszające jakość życia nana tej dzielnicy.
Życzę jak najlepiej tej inicjatywie. Przede wszystkim dlatego, że sam wychowałem się na Dziesięcinach i spędziłem tam prawie 30 lat mojego życia. Jako długoletni mieszkaniec tego miejsca, stałem się jego uważnym obserwatorem.
Dziesięciny to kilkunastotysięczne blokowisko, zbudowane na przełomie lat 70. i 80. na terenie dawnej podbiałostockiej wsi. Jeszcze do niedawna, między blokami z wielkiej płyty można było znaleźć pozostałości po zwykłej, wiejskiej zabudowie, fragmenty sadów i ziemianek.
Wyż demograficzny sprzed z górą 30 lat sprawił, że Białystok cierpiał na brak mieszkań. Mieszkań, w których mogliby mieszkać zarówno młodzi białostoczanie, wyprowadzający się od rodziców, ale również ci nowoprzybyli mieszkańcy okolicznych miasteczek i wsi.
Dla nich mieszkanie w bloku na Dziesięcinach było wtedy spełnieniem marzeń. Jest to również historia moich rodziców, mojej siostry i moja. Budowane naprędce bloki na Dziecięcinach są poustawiane bez jakiegokolwiek zamysłu planistycznego. Jeden obok drugiego, trochę jak w obozie pracy, kołchozie albo pegieerze. Bez wyznaczonych terenów na rekreację i wypoczynek. Dość powiedzieć, że moim ulubionym miejscem zabaw była w dzieciństwie górka usypana z piachu po fundamentach.
Mieszkania w tych blokach mają krzywe ściany. W wieżowcach mieszkają karaluchy. Wszystko to sprawia ogólne wrażenie zaniedbanej dzielnicy, w której mieszkają smutni ludzie. Jeszcze kilka lat temu była to dodatkowo dzielnica posiadająca opinię niebezpiecznej. Dzisiaj dzieciaki, które organizowały bójki i od czasu do czasu okradały swoich sąsiadów, już wydoroślały, więc jest bezpiecznie, ale równie smutno jak kiedyś.
Otoczenie, w jakim się żyje, ma przeogromny wpływ na nastrój, poziom ambicji i chęć do działania. Między innymi ludzie uciekają od brzydkich miejsc, a lgną do ładnych. Piszę o tym, ponieważ nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak "gra miejska" rozgrywana przez mieszkańców Dziesięcin mogłaby realnie zmienić sytuację na tym osiedlu. Jestem oczywiście zwolennikiem wszystkich inicjatyw, które próbują mobilizować mieszkańców do działania, ale w tym wypadku będzie to wyjątkowo trudne.
Dodatkowo trudno będzie zrealizować obietnice władz miejskich, że poprą finansowo najlepsze projekty wynikające z tej gry. Dlaczego? Dlatego, że w ich przypadku powiedzenie "obiecanki cacanki" sprawdza się wyjątkowo dobrze.
Komentarze opinie