Kreta. Staw. Nieduży. A w nim krokodyl. Jedni już próbują dyskontować pojawienie się gada, inni obwiniają go za majątkowe straty.
Krokodyle na Krecie nie żyją. Zaobserwowany osobnik musi być więc przyjezdnym. Skąd? Ciężko powiedzieć. Pewne jest jednak, że mierzy sobie 182 centymetry i przetrzebił okoliczne stada jagniąt i kaczek. Farmerzy, którzy ponieśli straty, domagają się odszkodowań. Tymczasem lokalni handlarze pamiątkami już złapali gorący temat i zaczęli sprzedawać pompowane krokodyle.
- Atrakcja turystyczna? Przecież to jest zagrożenie dla życia i zdrowia - alarmuje Kreteńczyk, Nikistratos Charokopou. - Skąd się wziął? Albo przepłynął jakimś cudem z Afryki, albo komuś znudziło się zwierzątko domowe. Tak, czy inaczej, to problem, bo staw w którym żyje krokodyl łączy się z rzeczkami, z których ludzie czerpią wodę, by użyźniać pola.
Władze Krety póki co odgrodziły staw. Obiecują usunąć krokodyla na dniach.
Komentarze opinie