Ostatnie dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia to czas, kiedy w szkołach, stowarzyszeniach i firmach składamy sobie życzenia spotykając się na symbolicznej Wigilii. Ja już nie chodzę, bo to nie ma sensu.
Być może sens by jakiś się znalazł, bo przy okazji dzielenia się opłatkiem udaje się spotkać współpracowników czy znajomych, których darzę sympatią, choć dawno się nie widzieliśmy. Ale czy tylko z tego powodu należy pójść i uśmiechać się nieszczerze do wszystkich? Z ludźmi, których lubię, warto połamać się opłatkiem i serdecznie życzyć wszystkiego najlepszego. W końcu Boże Narodzenie to magiczny czas. Na krótko zanikają wzajemne spory i animozje, a narodziny Dzieciątka Jezus symbolizują nadejście czegoś nowego. Ależ by było pięknie, gdyby w istocie tak było. Ale nie jest.
Niejednokrotnie bywałam na różnych symbolicznych Wigiliach, słuchałam życzeń i czytania z Pisma Świętego, ale za każdym razem już po kilku dniach od takich spotkań sytuacja wracała do normy i było jak przed tym magicznym momentem. Kto miał podkładać świnię to podkładał, kto się wykrzywiał w nieszczerym uśmiechu, wykrzywiał się nadal. Więc pytam, po co to? Dla tradycji? Dlatego, żeby ktoś zboku nie powiedział, że to niegodna firma lub grupa, która nie zadbała o potrzeby duchowe swoich członków? Czy dla zaspokojenia własnych ambicji, żeby wigilia jednak była, bo tak po prostu trzeba? Jakikolwiek powód to by nie był, ja już na żadne wigilie chodzić nie będę, bo nie widzę w tym sensu. Fałsz, obłuda i zakłamanie biło z tylu twarzy, że zwyczajnie niedobrze mi się robi na samą myśl patrzenia na nie. A jakbym miała jeszcze życzyć samych dobrych rzeczy, kiedy w głowie myśli biją się z ustami i zamiast, „żeby cię pokręciło”, „żeby ci się rude dzieci rodziły” lub co gorszego, muszą wypowiadać w uśmiechu inne wyrazy, to nie widzę sensu chodzenia na podobne spędy.
I możecie sobie mówić, że to ja jestem taka antysystemowa, że jestem hejterem, że nie nadaję do życia w społeczeństwie, ale sobie przypomnijcie spotkania wigilijne, zwłaszcza w swoich firmach, czy byłych firmach i czy nie mieliście choć raz życzyć uczciwie i od serca nalotu bombowego czy choć męża pijaka córce szefowej. Założę się, że mieliście nieraz podobne odczucia. A potem pomyślcie ilu z was naprawdę przyjęłoby w swoich domach bezdomnego na wigilii lub choćby tych hałaśliwych sąsiadów zza ściany. Naprawdę siedzieliby z wami przy świątecznym stole? Nie sądzę. Dlatego, ja staram się być uczciwa sama ze sobą i na spotkania wigilijne nie pójdę. Komu mam złożyć życzenia – złożę, bo pamiętam o dobrych ludziach. Komu nie zdążę złożyć, wcale nie znaczy, że życzę mu śmierci. Ale obściskiwać się i całować nie będę z tymi, którzy na to nie zasługują. Komu marzy się ślinienie i dzielenie się opłatkiem w obłudzie, niech spotyka się we własnym gronie i jemu podobnych. Mnie w nim nie będzie.
Pozostałym ludziom z prawdziwym kręgosłupem moralnym życzę przede wszystkim, by nigdy na ich drodze nie stanęli ci, których opisałam powyżej. Wesołych Świąt.
Komentarze opinie