Reklama

Lecą wióry: Jak radzić sobie na dywaniku



Eks-stażystka Marysia, obecnie piastująca niezwykle zaszczytną funkcję p.o. leśniczego leśnictwa Mazgaje, siedziała przed gabinetem nadleśniczego i machała sobie beztrosko nogą. Każdy inny pracownik Służby Leśnej drżałby w takiej chwili niczym liść osikowy, robiłby rachunek sumienia, wyobrażał sobie życie po ewentualnym wywaleniu z roboty na zbity pysk, ale nie Marysia.

Sekretarka patrząca na Marysię, nie mogła uwierzyć, że człowiek może zachować taki spokój na chwilę przed wejściem w paszczę lwa!

Strasznie chciało się Marysi zapalić i nie mogła się już doczekać, kiedy ją nadleśniczy zawezwie, kiedy już powie co ma do powiedzenia, a ona będzie mogła beztrosko wyjść przed okazały budynek nadleśnictwa (kilka osób na wsi twierdziło, że jest nawet bardziej okazały niż budynek ZUS w Białymstoku) i spokojnie oddać się nałogowi.

W pewnej chwili sekretarka podniosła słuchawkę telefonu, przyłożyła ją do ucha, zbladła i wypowiedział sakramentalne: „Tak, panie nadleśniczy!”. Odłożywszy słuchawkę, spojrzała na Marysię i zakomunikowała głosem nieomalże grobowym:

- Pan nadleśniczy czeka…

- No nareszcie!- zawołała nadal beztroska Marysia i wlazła do gabinetu (należy tu zwrócić uwagę, że „wlazła”, ponieważ jej wejście nie miało nic wspólnego z wejściami innych pracowników, przedziwnie przygarbionych i nieomalże pragnących klęknąć u progu – Marysia zaś wlazła, jak nie przymierzając do sklepu z wyrobami monopolowymi).

Chwała Jowiszowi Kapitolińskiemu, że nie powiedziała na widok nadąsanej gęby nadleśnego „A co szef taki zduczniały?”, choć prawdę powiedziawszy miała to na końcu języka.

Nadleśniczy zaś, patrzył na nią surowo i nawet nie zaproponował jej zajęcia miejsca siedzącego, co było jawnym znakiem, że gniewa się i Marysia ma w jego uznaniu „sporo za uszami”.

- Wezwałem tu panią, ponieważ otrzymałem meldunek od inżyniera nadzoru, że zachowała się pani wobec niego skandalicznie. Nie będę tolerował takich zachowań! Co ma pani na swoją obronę?

- A że niby kiedy zachowałam się skandalicznie?- wybałuszyła oczy eks-stażystka Marysia- Pierwszy raz w życiu ktoś mi takie coś zarzuca (tu Marysia nieco skłamała, ponieważ jej brawurowy tryb życia, stosowanie licznych używek i niestandardowe rozrywki, często stawiały ją w sytuacjach, które można nazwać skandalem).

- Podczas kontroli odbiórek i klasyfikacji drewna, przeprowadzonej przez inżyniera nadzoru, w oddziale 15a, w dniu dwudziestym stycznia – powiedział nadleśniczy.

- I że niby co ja zrobiłam? – dziwiła się dalej p.o. leśniczego Marysia.

- Nie może nazywać pani inżyniera darmozjadem, pasożytem i wrzodem na ciele Lasów Państwowych – powiedział surowo nadleśniczy.

- Dlaczego?- zapytała dosyć logicznie Marysia.

Nadleśniczy, który miał już przygotowaną długą tyradę, w której zamierzał zainsynuować Marysi co o niej myśli (albowiem pamiętał, że jej wuj naczelnik potrafi być nieprzyjemny i zasadniczo znajduje się bliżej ucha nowej Ekscelencji Derektora), zaniemówił z wrażenia. Z taką bezczelnością nie spotkał się jak długo był nadleśniczym. Zbiło go to z pantałyku na tyle, że zamiast zwyczajowych słów o tym, że na miejsce Marysi czeka dziesięciu w kolejce, że jest ona zakałą Służby Leśnej, że nie potrafi wykonać najprostszych poleceń, wypalił:

- Bo ma wuja biskupa! – i sam złapał się za usta kiedy wybrzmiały te słowa.

- Wielkie mi mecyje!- machnęła ręką p.o. leśniczego Marysia- Mój wuj jest naczelnikiem w Derekcji, to gadamy se z Mazgajem jak pociotek z pociotkiem!

Nadleśniczy wyglądał jakby gdzieś w głębi głowy, wybuchła mu niewielka petarda. Otwierał usta, to je zamykał. To samo robił z oczami. Tak bezczelnych słów nie usłyszał nigdy od nikogo. Tak bezambarasowego zachowania pracownika względem swej osoby nie zaznał nigdy.

- A poskarżył się Mazgaj, że mu powiedziałam, że może mnie w d… pocałować? A ten jego biskup nie taki straszny. Mój wuj naczelnik powiedział, żebym sobie głowy tym nie zawracała, bo przecież on też nie został naczelnikiem tak ot z przypadku, albo że był mądry czy coś takiego. Wuj Naczelnik przecież też ma wuja!

Nadleśniczy zbladł już całkiem i z tego wszystkiego zdobył się jedynie na krótkie:

- Poszła stąd!

A Marysia tylko na to czekała, bo w kieszeni bluzy polarowej paliła ją nieomalże paczka „Biełomorów”, które na czarnym rynku nabyła od znajomego Białorusina.

(http://lecawiory.blog.pl/2016/01/27/jak-radzic-sobie-na-dywaniku/ Foto: sxc.hu/ factory-manager)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do