Reklama

Lecą wióry: Przypadki pewnego nadleśniczego



Nadleśniczy N. był typowym łobuzem, którego kariera była pasmem niewytłumaczalnych awansów, budzących powszechne zdumienie wśród podwładnych czy też innych kolegów nadleśniczych, uważających go zresztą za wyjątkowo dotkniętego przez rozmaite dolegliwości natury umysłowej.

Był też nieszczęśliwą ofiarą niewłaściwie dobranych lektur, albowiem czytał wyłącznie książki o najprzeróżniejszych dyktatorach, imperatorach, czy Napoleonach; z wypiekami na twarzy czytał o rodzinie Bordżiów, o trucicielstwie na dworze papieskim, co w niezwykły sposób wpłynęło na jego styl zarządzaniem nadleśnictwem. Nawet dyrektor, jego bezpośredni przełożony nazywał ów styl „nader ekstrawaganckim”. Nad jego biurkiem, w szacownym towarzystwie godła narodowego i dyplomu za zasługi w dziedzinie obrony przeciwpożarowej, wisiały portrety generała Franco i Juana Perona, których podziwiał najbardziej wśród wszystkich dyktatorów w historii świata, choć trzeba przyznać, że udało mu się wmówić sprzątaczce, że są to święci Cyryl i Metody, a to z tego powodu, że sprzątaczka, będąc osobą nader religijną, bardziej przykładała się do usuwania śladów po muchach z portretów.

Usiłował nakłonić załogę nadleśnictwa, aby zwracała się doń „ Ekscelencjo”, ale ze względu na silny opór związków zawodowych, których przewodniczący, człowiek niskiego urodzenia, hołdował prymitywnej zasadzie równości, owa propozycja upadła w drodze tajnego głosowania na zebraniu związków, przy czym należy nadmienić, że pięć głosów oddano za wnioskiem nadleśniczego.

Kiedy nadleśniczy doszedł do wniosku, że w nadleśnictwie zawiązał się spisek mający obalić jego władzę, na którego czele stoi jeden z leśniczych, osobnik podejrzewany o sprzyjanie ekologom (trudno o większą zdradę w łonie Lasów Państwowych), postanowił bronić się na wszelkie sposoby. Nastąpiły rotacje i znaczące ruchy kadrowe, które w pewnych firmach zawsze są najpewniejszym remedium na wszelkie bunty i niezadowolenie załogi. Tych ze wschodu nadleśnictwa przerzucono na zachód. Leśniczowie zostali zdegradowani. To samo podleśniczowie. Nadleśniczy chciał jeszcze zdegradować stażystów, ale nie było jak, albowiem porządek społeczny ojczyzny nie dopuszczał istnienia jeszcze niższej warstwy.

Z obawy przed trucizną, zaprzestał picia kawy w nadleśnictwie, a z zastępcy nadleśniczego zrobił kogoś w rodzaju rzymskiego niewolnika, który musiał próbować wszystkich potraw, na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy uśmiercić go w tak niecny sposób, choćby za obniżenie dodatku funkcyjnego. Tu należy dodać, że nadleśniczy najczęściej był rozczarowany, że jego zastępca wychodził obronną ręką z wszelkich tych prób.

Jego przemówienia na naradach stawały się coraz bardziej długie i płomienne. Doszło do tego, że w trosce o należyty anturaż owych mów, budzących zdumienie i zgrozę wśród podwładnych, wybudowano specjalny budynek, który posiadał tak niezwykłą akustykę, że wydawało się, że ustami nadleśniczego przemawia sam Bóg Ojciec Wszechmogący, jakkolwiek wydawać się mogło dziwne, że zamiast wskazywać drogę do zbawienia, najczęściej mówił o certyfikacie, średniej cenie za kubik drewna i pomstował na Zakłady Usług Leśnych (zastępca zaproponował nawet dla podniesienia poziomu przemówień, wypożyczenie z teatru maszyny do robienia grzmotów, ale nadleśniczy uznał, że wystarczy jak kilkanaście razy podczas wrzaśnie na cały głos jakieś straszne słowo na „k” lub „ch”). Oczywiście budynek ów oficjalnie służył do pokazywania go gimnazjalistom, którzy dzięki wypchanym zwierzętom (jednej sójce i borsukowi), mieli zrozumieć meandry trwałej, wielofunkcyjnej i zrównoważonej gospodarce leśnej.

(http://lecawiory.blog.pl/2015/10/23/przypadki-pewnego-nadlesniczego/ Foto: Flickr.com/ gregoriosz)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do