Wiadomo, że czas wakacji i urlopów od dawien dawna jest najlepszym momentem na poprawki budowlane oraz drobne lub większe remonty w mieszkaniach. Dlatego przestrzegamy zanim znajdziesz fachowca – sprawdź go.
Jeśli właśnie zaczynacie remont w mieszkaniach lub planujecie go niebawem – warto zatroszczyć się o sprawdzenie fachowca, zanim będzie za późno. Poprawki bowiem są bardzo czaso, praco i gotówkochłonne. Na dodatek powodują jeszcze wzrost poziomu adrenaliny i napady agresji. W tej sytuacji, aby nie wpaść na zwykłych partaczy najlepiej upewnić się, że u innych klientów wcześniej wszystko było w porządku. Jak? Najprościej i najlepiej zapytać kogoś, kto korzystał z takich usług. Chociaż tak zwani fachowcy mają na to swoje patenty.
- W ubiegłym roku musieliśmy wyremontować całą łazienkę. Znaleźliśmy z mężem ekipę i poprosiłam o kilka telefonów do byłych klientów, którzy potwierdziliby czy są zadowoleni z pracy. Dostałam trzy numery i coś mnie tknęło, bo wydawało mi się, że przynajmniej dwa razy rozmawiam z tą samą osobą. Ale wzięliśmy ich, bo opinie były dobre. I co? Przykleili nam płytki na super glue. Myślałam, że oszaleję. Trzy dni po położeniu zaczęły odpadać – opowiada Magda Stelmaszuk. – Przy okazji okazało się, że dwa razy rozmawiałam z żoną jednego z tych pożal się Boże majstrów. Bezczelność ludzka nie zna granic – dodaje.
- Ja niedawno wymieniałem drzwi i okna w mieszkaniu. Okna to jeszcze mi wstawili porządnie. Ale facet od drzwi jak wymontowywał starą futrynę rozwalił mi płytki w przedpokoju na podłodze. Nie mam czym tych dziur zalepić. Teraz będę się z gościem szarpał o zwrot kosztów naprawy podłogi, bo muszę wymienić wszystko. Przecież nie wstawię trzech płytek innego koloru – powiedział nam Marcin Popławski.
Zatem jak ich sprawdzić zawczasu? Najlepiej podjechać osobiście do mieszkań byłych klientów i zwyczajnie zobaczyć na własne oczy wykonaną pracę. Bo nawet zdjęcia z katalogów dziś przerobić to żaden problem.
Ale takim fuszerkom nie ma się co dziwić. Dziś prawdziwych fachowców jest niewielu. Z jednej strony dlatego, że nie ma chętnych by się nauczyć ciężkiej pracy fizycznej. Z drugiej strony ci, którzy już są, najczęściej uczą się na żywym organizmie klienta. Kiedy nabiorą wprawy, najczęściej wyjeżdżają za granicę, gdzie pracują za znacznie wyższe wynagrodzenia.
- A gdzie ja miałem się uczyć? W Polsce nie było gdzie i na czym. Podpatrzyłem ojca, trochę z kolegami popracowałem. Najpierw to się nosiło jakieś wiadra, taki pomocnik byłem, a potem zacząłem się brać za konkretną robotę. I wiadomo raz wyszło, raz nie wyszło. A teraz jestem w Anglii i do Polski raczej nie będę wracać. Tylko tak jak teraz, na wakacje – powiedział nam Mariusz Guziejko.
Gdyby w Polsce funkcjonowało właściwe szkolnictwo zawodowe, pewnie byłoby znacznie łatwiej o prawdziwą ekipę remontową. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak wiele praktyki jest potrzeba, aby poradzić sobie z hydrauliką, remontami, czy nawet budową ogrodzenia albo stolarką. Zresztą stolarzy bardzo brakuje, a ci którzy są, też mogą pozostawić niemiłe wrażenia.
- Zamówiłam szafę do przedpokoju na wymiar. No i niby szafa jest, tylko drzwi przesuwały się nie do końca, bo ponoć podłoga i ściana były krzywe. Musiałam później drugiego człowieka wziąć, to rozebrał to wszystko i musiał na nowo składać. I już jakoś nic tam krzywe nie wyszło. Ale zapłaciłam podwójnie – powiedziała Grażyna Kondraciuk.
I tak niestety jest najczęściej, kiedy przychodzi kolejny fachowiec i musi poprawiać po poprzednim fachowcu, co najczęściej słyszymy? „A kto panu/pani tak robotę schrzanił?” No jak to kto? Fachowiec! A prawdziwy fachowiec naprawdę mógłby nieraz zapłakać nad tym, co właśnie poprawia.
(Cezarion/ Foto: Facebook/ Prace zrobione na odp***)
Komentarze opinie