Zatrudniono go żeby pilnował zbioru drogich alkoholi. Zamiast pilnować, wychlał wszystko. Za chlanie nie odpowie, bo się przekręcił.
John Saunders, lat 63 został wynajęty jako stróż posiadłości należącej do Patricii Hill. Właścicielka, która magazynowała tam wartościową whisky zabutelkowaną w 1912 i 1917 roku nie wiedziała jednak, że Saunders ma problemy z alkoholem.
Kiedy wróciła do posiadłości po dłuższej nieobecności, znalazła 52 puste butelki po pochodzącym z jej zbiorów alkoholu. Analiza DNA ujawniła na butelkach ślinę oskarżonego. Sprawa trafiła do sądu, bo whisky było warte - bagatela - 2000 dolarów za butelkę.
Niestety, winowajca, który zapewne musiałby zapłacić niebotyczne odszkodowanie, zmarł. Sprawa więc automatycznie została zamknięta. Chciałoby się powiedzieć: "pies ogrodnika - master level". Sęk w tym, że Saunders akurat wziął.
Komentarze opinie