Reklama

Migrant miał płynąć 6 dni w lodowatej wodzie. Lawina krytycznych komentarzy po materiale stacji TVN

Stacja TVN wydała specjalne oświadczenie już po publikacji materiału w poniedziałkowym wydaniu „Czarno na białym". Materiał ten został zrealizowany w województwie podlaskim i dotyczył kryzysu migracyjnego. W nim pojawiła się dramatycznie opisana historia migranta przekazana przez mieszkankę Hajnówki. Opowiadała ona, jak migrant miał płynąć sześć dni w lodowatej rzece. Jednak oświadczenie stacji zamieszczone po publikacji tej kuriozalnej historii, jest nie mniej kuriozalne.

Ogromna burza w internecie rozpętała się po tym, gdy stacja TVN wyemitowała reportaż o sytuacji pod granicą polsko – białoruską. W materiale przygotowanym przez Katarzynę Lazzeri w programie „Czarno na Białym” pojawiła się wypowiedź jednej z mieszkanek Hajnówki, która pomagała migrantowi. Opisywała ona w dramatycznych słowach i ze łzami w oczach jak jeden z migrantów, który sam jej opowiedział swoją historię, miał płynąć rzeką sześć dni bez jedzenia i picia.

- Białorusini wypchnęli go wręcz do rzeki, on płynął sześć dni. W ciągu dnia w tej lodowatej wodzie, w nocy wychodził na brzeg. Mokry i zmarznięty kładł się na gołej ziemi, nie zapalał ogniska, bo bał się, że go ktoś zobaczy – opowiadała Katarzyna Wappa

Pomijając już fakt, że na Podlasiu nie ma takiej rzeki, która uzasadniałaby sześciodniową przeprawę czy też płynięcie, to spędzenie w zimnej wodzie (materiał dotyczył rzekomych wydarzeń z października) choćby godziny, skończyłoby się śmiercią niemal każdego, nawet sportowca biorącego udział w morderczym zmaganiu z gatunku „runmageddon”.

Inna sprawa, że żaden człowiek nie byłby w stanie przeżyć bez jedzenia, a przede wszystkim powyżej czterech dni. Jeśli jest wycieńczony, czas ten skraca się jeszcze bardziej. Dodając do tego fakt, że mężczyzna przecież musiał używać siły fizycznej do pływania w rzece, która ma swój prąd i wymaga szczególnych umiejętności, historia opowiedziana przez mieszkankę Hajnówki – logicznie do niej podchodząc, jest po prostu zmyślona. I to dlatego internauci szybko wyciągnęli na światło dzienne zwykłą manipulację zawartą w materiale stacji TVN.

W tej sytuacji raczej nie ma co się dziwić, że bardzo szybko w sieci pojawiło się tak wiele komentarzy i krytycznych ocen, że stacja TVN musiała w końcu zamieścić oświadczenie w związku z tym materiałem. Ograniczyła się jednak do kolejnej kuriozalnej treści wyrażonej przez mieszkankę Hajnówki. Wydaje się, że stacja i mieszkanka postanowiły dalej brnąć w kolejne manipulacje.

Oświadczam, że historia Ibrahima jest historią prawdziwą. Ibrahim opowiedział mi ją osobiście. Spotkałam go w pierwszej połowie października. Odebrałam ze szpitala w Hajnówce, gdzie otrzymał niezbędna pomoc medyczną. Opowieść migranta potwierdza moja koleżanka Kamila, która – w czasie, kiedy się rozgrywała – pełniła wolontariat w hajnowskim szpitalu. Obawiam się jednak, że moje słowa zostały potraktowane zbyt dosłownie. Zastosowałam pewien skrót myślowy, dotyczący trwającej sześć dni podróży, której traktem była rzeka. Nie miałam na myśli sytuacji, w której Ibrahim nie opuszczał rzeki w ciągu dnia. Kierował nim z jednej strony strach przed push-backiem, z drugiej instynkt samozachowawczy. Te dwa czynniki zadecydowały o jego podróży. Obecność na granicy – w sensie dosłownym i psychologicznym – pisze skrajnie dramatyczne scenariusze. O czym wszyscy, szczególnie ci nieobecni na miejscu, powinni zawsze pamiętać” – czytamy w oświadczeniu.

Z tym, że stacja też się wypowiedziała. Ale jeszcze bardziej kuriozalnie. Bo wstęp do tych słów zacytowanych przez mieszkankę Hajnówki, zamieszczonych w formie oświadczenia stacji TVN, zostały poprzedzone krótkim wprowadzeniem. Mianowicie redakcja programu „Czarno na Białym” już na samym początku poinformowała, że jej standardem jest weryfikacja informacji.

Standardem pracy redakcji "Czarno na białym" jest weryfikacja informacji. W sytuacjach takich jak kryzys graniczny, gdy decyzją władz dziennikarze nie mają dostępu do miejsca wydarzeń, zdani jesteśmy na relacje świadków” – to już słowa samej redakcji programu „Czarno na Białym” stacji TVN 24.

Czy w tej sytuacji przypadkiem nie można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że gdyby jakiś mieszkaniec lub wolontariusz udzielił wypowiedzi o wyburzeniu istniejącego w ich okolicy kosmodromu, albo wybuchu wulkanu, to dziennikarze redakcji „Czarno na Białym” z racji na to, że nie mogą wjechać do strefy stanu wyjątkowego, uznaliby to za fakt, który byłby wiarygodny? Każda wypowiedź dowolnego mieszkańca zasługuje na podawanie jej bezwiednie, bo z gruntu jest wiarygodna? Z tymi pytaniami zostawiamy naszych czytelników. Bo już zupełnie odrębną kwestią jest w tej sytuacji, jak może wyglądać ta weryfikacja informacji przez dziennikarzy stacji TVN.

Jednak w tej sytuacji trzeba postawić pytanie o to, co nas może czekać w najbliższym czasie. Bo można tylko się zastanawiać, ile i jakich relacji doczekamy się, kiedy dziennikarze będą mogli wjeżdżać pod granicę, do miejsc, które dziś są dla nich niedostępne. I jak będą weryfikowane opowieści samych migrantów, których wiarygodność nawet co do pochodzenia i faktycznej tożsamości niekiedy jest weryfikowana przez długie tygodnie przez służby państwa polskiego do tego uprawnione, zaś historie przez nich opowiadane, weryfikowane bywają nawet przez długie miesiące.

(K. Adamowicz/ Foto: zrzut ekranu z TVN24)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do