
Takiej sytuacji w żadnym kraju sojuszu północno-atlantyckiego jeszcze nie było. Prawie dwa tygodnie po kraju jeździły miny przeciwpancerne bez żadnego nadzoru. Odnalazły się finalnie i na szczęście nikomu nic się nie stało. Jeden z żołnierzy ma postawione zarzuty i na znak protestu odszedł ze służby.
Ta informacja ma już swoje życie, bo ujrzała światło dzienne jeszcze w minionym tygodniu. Wówczas wyszło na jaw, że w sierpniu 2024 roku przez kilkanaście dni po różnych miastach w Polsce jeździł wagon z minami przeciwpancernymi bez żadnego nadzoru. Transport wyjechał z magazynów wojskowych w Hajnówce i miał dotrzeć do Mostów w województwie zachodniopomorskim. Tak się jednak nie stało. A przynajmniej nie w przypadku całego transportu, ponieważ jeden z wagonów z minami wyruszył w dalszą podróż po Polsce. I to właśnie on był bez nadzoru.
Wagon z niebezpiecznym ładunkiem dojechał między innymi do Goleniowa, Poznania, Warszawy i Białegostoku. Odnalazł się dopiero w Czeremsze, czyli niedaleko miejsca, z którego wyjechał. Firma meblarska z Orli zamówiła na kolei wagon do przewiezienia transportu swoich produktów i kiedy został podstawiony, okazało się, że w środku był już ładunek. Niebezpieczny ładunek.
Transport prawidłowo przygotował por. Michał Krawczyk i to jego ludzie zabezpieczyli ładunek. Ale finalnie okazało się, że to on usłyszał zarzuty prokuratorskie i ma odpowiadać za to, czego nie dopełnili, czy też nie dopilnowali inni. Pierwszy zarzut dotyczy krótkotrwałej utraty środków bojowych, a drugi podania nieprawdy w rozkazie. Z tym, że to nie on utracił środki bojowe, bo winni utraty są ludzie odpowiedzialni za magazyny i rozładunek w Mostach. Drugi zarzut z kolei także żołnierz odpiera, bo jak wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami portalu Onet, po odnalezione miny wysłał żołnierzy, którzy w rozkazie mieli rozładunek drewna, a nie środki bojowe.
- Nie mogę się z tym pogodzić, bo jedynym celem mojego działania było ograniczenie ryzyka związanego z rozszerzającym się kręgiem ludzi, którzy mogliby dowiedzieć się o niebezpiecznym ładunku – mówił w wywiadzie por. Michał Krawczyk.
Żołnierz ten z dniem 31 stycznia postanowił odejść ze służby w wojsku. A pytany o powody, powiedział, że to z jego strony znak protestu na to, jak został potraktowany przez przełożonych w Inspektoracie Wsparcia oraz prokuraturę wojskową w Szczecinie. Sprawa zaginięcia min jest od sierpnia 2024 r. przedmiotem śledztwa Działu ds. Wojskowych Prokuratury Rejonowej Szczecin-Niebuszewo.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDP)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie