Reklama

Mowa nienawiści

Bezrobotna dziwko ryżego kundla” – tymi słowy adoratorzy córki premiera starali się ponoć dotrzeć do jej serca oraz wiana trzymanego zdaniem wielu na zagranicznych kontach. Żenujący poziom anonsów zawstydził ojca biedaczki, który w oficjalnym wystąpieniu pognał precz zalotników i do tego postraszył ich policją.

Nie minął tydzień i sytuacja na froncie zaręczynowym musiała się chyba diametralnie zmienić, bo wściekły i ponury jak seksapil posłanki Senyszyn premier nagle pokraśniał i zaczął nucić pod nosem „Hey Jude” i, żeby odwdzięczyć się twórcy jakże zacnego przeboju, sięgnął do państwowej kasy i wydał siedem baniek na nową wersję teledysku. Jak nic rośnie nam drugi król Staś, a twórcy z całego świata już wkrótce będą zjeżdżać się na obiady czwartkowe, żeby wcinać szczaw i mirabelki.

Możliwe jednak, że chodziło mu o coś całkiem innego. W końcu to premier, a premier – jak wiadomo – dba o dobro państwa, jego obywateli i temu podobne. Chłop mógł się po prostu ucieszyć na wieść o kolejnym cudzie jego rządu. Jeszcze rok temu w Białymstoku grasowały bandy nazistów podpalające białoruskie wsie, plądrujących żydowskie sklepy i maszerujące siedem dni w tygodniu z pochodniami. Tymczasem, jak donosi Ministerstwo Spraw Wewnętrznych: „Białystok jest miastem wolnym od rasistowskich wybryków”. Czyż to nie prawdziwy cud? Żadnych aresztowań, ścieżek zdrowia, ba!, nawet śledztw mających ujawnić złoczyńców. Nagle zgroza nazizmu znikła jak sen jakiś złoty. Wystarczyło, że minister Sienkiewicz zagroził, że pojedzie na Podlasie i pogrobowcy Hitlera zniknęli, jak ręką odjął.

Co ciekawe wersję rządu potwierdza miejscowa grupa o nazwie Normalsi przedstawiana jako oddolny ruch społeczny i są to ci sami ludzie którzy rok temu wywołali temat panoszącego się faszyzmu. Mit społecznikowskiego działania pada jednak w  gruzy kiedy wie się, że grupę tworzą dziennikarz miejscowego TVP, szefowa biura poselskiego PO i były dziennikarz trybuny Ludu dziś współpracujący z Włodzimierzem Cimoszewiczem. Ot taki lokalny bezpartyjny blok młodzieżowy do walki o życie za kasę podatnika.

Przebitka z Warszawy. Na raucie u premiera spotyka się minister spraw wewnętrznych i znajomek operujący w państwowych spółkach. Obaj panowie w otoczeniu pięknych dam dworują z siebie. "Czy ty nie masz za grosz rozumu? Przyprowadzasz na oficjalne spotkania swoją kochankę?" rzuca minister. "Wiesz, ja ze swoją nie musze się kryć bo nie mam żony" słyszy w odpowiedzi i jedyne co pozostaje niewiadomą to czy sytuacja opisuje ministra z nowego czy poprzedniego rozdania. Źródełko tej informacji ma już mały oczopląs od karuzeli ze stanowiskami i nie jest tego pewne.

To samo źródło sprzedało jednak o wiele ciekawszą informację. otóż w chwili gdy było wiadomo, że Putin przejmie Krym do jednego z naszych przedsiębiorców odezwał się szef floty czarnomorskiej. Chłopaczyna chciał zamówić jak najwięcej jak najdroższych tarcz szlifierskich. Na pytanie na grzyba mu aż tyle tego tałatajstwa i czemu chce przepłacać odrzekł, że dostali właśnie kasę z Kremla z przeznaczeniem na unowocześnienie floty. Kasą niemałą, ale nie aż tak dużą żeby cokolwiek zmodernizować na zapyziałych ruskich okrętach. Ktoś łebski wpadł więc na pomysł, żeby odrdzewić to co jest i postraszyć Zachód błyszczącymi nowością łajbami, a kasą z operacji podzielić się uczciwie pod stołem. Sądząc po tym jak Zachód trzęsie się przed Putinem uznać należy, że były to najtańsze zbrojenia w historii nowoczesnej Europy.

Wróćmy jednak na chwilę do mediów i sławetnej reklamy rządowej która pochłonęła wspomniane już siedem milionów polskich złotych. Wszystkim rozdzierającym szaty nad marnotrawstwem pieniędzy polecam ostatnie regulacje unijne która pozwalają do uzyskanie dotacji na umieszczenie reklam w filmach promujących Unię Europejską. W normalnym świecie za reklamę płaci reklamujący, w świecie unijnym reklamującemu się w reklamie płaci podatnik czyli końcowy odbiorca. I mogę się założyć o każde pieniądze, że na tym wale z naszych kieszeni wyjcie o wiele więcej kasy niż utopiono w kretyńskim spocie z byłym beatlesem. Jeśli ktoś ma ochotę załapać się na kolejna transzę pieniędzy lecących z nieba polecam odwiedzić serwis mojregion.ue.

Powyższe to jednak wciąż jedynie drobniaki. Praktycznie niezauważona rozgrywa się obecnie batalia o grube miliardy. W sejmie cichcem przepychana jest bowiem ustawa mająca ostatecznie pogrzebać wszelkie nadzieje na reprywatyzację dóbr ukradzionych po wojnie przez komunistów. Nie, żeby byli właściciele fabryk czy gruntów rolnych mogli dziś cokolwiek zrobić żeby odzyskać swoją zrabowaną własność. Państwo polskie łaskawie pozwala im je... odkupić.   - Mamy pańską ziemię, i co pan nam zrobi? – słyszą w Agencji Nieruchomości Rolnych - Jak pan zapłaci 20 milionów, to my ją panu oddamy. Nie ma pan tyle? Nie szkodzi. Kupi kto inny.

Ziemia rolna staje się bowiem oczkiem w głowie rodzimych oligarchów herbu Zielona Koniczyna, bo to oni pragną dziś wchodzić w buty znienawidzonych obszarników  – Ziemie, która moja rodzina akumulowała i utrzymywała przez 400 lat, w ciągu niespełna 20 lat ostatnich skupił były dyrektor PGR – rzuca anonimowy hrabia podczas tankowania LPG do swego 14-letniego samochodu. Nic więc dziwnego, że spadkobiercy przychodzą do Agencji z pożyczonymi pieniędzmi i spłacają później dług ziemią, zostawiając sobie tzw. górkę, która stanowi marny ułamek tego, co ich dziadowie posiadali zanim przyszła wolność i demokracja.

Tymczasem nadciąga rok 2016 w którym znika zakaz sprzedaży ziemi cudzoziemcom i każdy kto będzie miał  do tego czasu choć kawałek własnej ziemi może się solidnie wzbogacić wyprzedając zroszoną krwią ojców i matek ojcowiznę za grubą cenę. Tym kimś pragną być nowi hrabiowie z PSL oraz nowi baroni z SLD, którzy odszczekując się oprawcom z pańskiego dworu przepychają odpowiednie przepisy w sejmie chcąc zdążyć na czas. Chodzi o ostateczną eliminację wspomnianych „spadkobierców”, którzy utrudniają kierowanie strumienia ziemi w odpowiednie ręce. Potomkowie byłych właścicieli mają ostatecznie wypaść z gry – ziemia ma iść zaś prosto do zasobów nowej klasy posiadaczy ziemskich. PiS milczy nie chcąc podpadać elektoratowi wiejskiemu, a PO składa się w większości z miastowych gardzących grzebaniem w ziemi i sądzących, że jedzenie powstaje w Biedronce.

Finał powyższego okazać może się dla przeciętnego zjadacza chleba nad wyraz pozytywny. Ziemia i tak trafi do Niemców co zagwarantuje nam stabilność granicy na Wiśle. Patrioci zyskają paliwo do dalszego szlochu nad upadkiem państwa i kolejnym rozbiorze. Chłopi jak to chłopi wyjdą na swoje pieczętując zwycięstwo nad pańską Polską. PO ogłosi zwycięstwo idei integracji europejskiej i ustawi się w kolejce do klepania po plecach przez jakiegoś bauera i tez będzie szczęśliwe. Oczywiście można by ten proces zatrzymać oddając po prostu własność prawowitym właścicielom no ale po co? Jeszcze by zapanowałyby u nas rządy prawa i mielibyśmy znowu polski kapitał, a to dopiero byłby skandal na całą Europę.

A propos PO. Z ław rządowych słychać coraz głośniejsze pomruki dotyczące tegorocznych wyborów. Nie tych majowych, ale jesiennych. Tak, tak. Jeśli owe pomruki są prawdziwe to Tusk po wyborach do Europarlamentu chce ogłosić "znaczące przetasowanie sympatii politycznych wśród wyborców skutkujące koniecznością odświeżenia składu rodzimego parlamentu". Tak przynajmniej było napisane w notatce rozesłanej do co poniektórych członków PO. Notatka owa "przeciekła" do pisowców budząc wśród nich sporą panikę. Istnieją bowiem dwie możliwości. Albo jest tak źle, że Tusk chce oddać władzę na parę minut przed ostatecznym tąpnięciem, a wtedy mogiła bo odium upadku spadnie na nich, albo liczy na wygrane wybory i znów przyjdzie kaczystom spędzić kolejne lata w opozycji z daleka od państwowych spółek i kasy cieknącej bokami z budżetu. I tak źle i tak niedobrze.

(Źródło: uwazamrze.pl / Rafał Otoka-Frąckiewicz/ Foto: Flickr.com/ Za3tOoOr!)

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do